Poparcie opinii publicznej dla wprowadzenia energetyki jądrowej w Polsce spadło do najniższego poziomu od 2006 roku. Budowę elektrowni atomowych popiera 35 procent mieszkańców Polski. W 2006 roku popierało tylko 25 procent, ale w 2009 roku aż 50 procent. Przeciwko jest 52 procent – najwięcej w historii (w 2011 roku sprzeciw sięgnął 53 procent, ale ta różnica mieści się w granicach błędu pomiaru). W 2006 roku przeciwników było aż 58 procent, ale w 2009 roku tylko 40 procent.
Widać w tych zmieniających się wynikach – pochodzących z badań CBOS „Polacy o energetyce jądrowej i gazie łupkowym” – pozytywną odpowiedź Polaków na rozpoczęte w 2005 roku przygotowania planistyczne do budowy elektrowni jądrowych. Po czym widać w ostatnich latach częściowy odwrót opinii społecznej. Wskutek nie tylko katastrofy w Fukushimie, lecz także kluczenia przez rządzącą koalicję PO-PSL. „Atom” opóźniony już o lata i stale podawany w wątpliwość traci wizerunek dobrego rozwiązania dla Polski.
Na co w zamian stawiają Polacy? Od 2011 roku, w którym rząd USA ogłosił, że Polska może być „Katarem Europy”, wzrosło z 43 do 47 procent poparcie dla rozwiązania opartego tylko lub głównie na krajowym gazie łupkowym. Tu nadzieje zostały ostatnio mocno rozbudzone. Opcja łupkowa stopniowo zyskuje wizerunek jedynej realistycznej i jedynej słusznej. Taki wpływ na opinię publiczną musi mieć między innymi twierdzenie prezesa spółki PGE Polska Grupa Energetyczna Krzysztofa Kiliana: „te dwa programy” – łupkowy i atomowy – „nie mogą się zakończyć sukcesem”, bo „jeden wyklucza drugi”. Należąca w większości do skarbu państwa PGE otrzymała od polskiego rządu misję budowy pierwszych w Polsce elektrowni jądrowych. Oby nie postanowiła budować tylko gazowych.
Z gazem łupkowym w Polsce są cztery problemy. Po pierwsze nie wiadomo, czy gazu łupkowego jest dostatecznie dużo, aby zrobił różnicę w bilansie energetycznym kraju. Optymizm rządu USA miał charakter przypuszczenia wysnutego z ogólnych cech geologicznych Polski. Przyjęcie tego przypuszczenia za pewnik świadczy o neokolonialnym bezkrytycyzmie wobec autorytetu supermocarstwa. Po drugie nie wiadomo, czy polski gaz łupkowy jest możliwy do wydobycia. Po trzecie nie wiadomo, czy koszty wydobycia nie będą zaporowe. Po czwarte nie wiadomo, czy technologie stosowane na amerykańskich preriach i pustyniach pozwolą wydobywać gaz w Polsce bezpiecznie dla ludzi i przyrody i z akceptacją społeczności lokalnych. Być może tak, być może nie. Kto już zna odpowiedzi, zalicza gaz łupkowy do spraw wiary, mimo że teologia na ten temat milczy.
Polsce grozi odrzucenie wielkiego wynalazku wysoko rozwiniętych gospodarczo państwa świata – wynalazku dywersyfikacji, zróżnicowania źródeł i technologii energii. Dywersyfikacja obowiązuje w organizacjach zachodnich i globalnych – NATO, EU i OECD – do których należymy. Jednak z zupełnego uzależnienia od węgla kamiennego i brunatnego w produkcji energii elektrycznej możemy wpaść w zupełne uzależnienie od gazu. Z istotną różnicą – gazu o niepewnym, inaczej niż polski węgiel, istnieniu.
Monopol węgla jest nie do utrzymania. Z wielu powodów – między innymi dlatego, aby w pełni nie zużyć jedynej pewnej i wielkiej narodowej rezerwy strategicznej dla energetyki – węgiel powinien pozostać ważnym, ale nie jedynym źródłem energii. Niekorzystne warunki naturalne Polski – zaczynając od północnego położenia – powodują, że źródła odnawialne mogą być tylko uzupełnieniem, nie głównym nurtem. W tej sytuacji zasada „łupki albo atom” i budowanie wyłącznie elektrowni (i elektrociepłowni) gazowych – z porzuceniem programu nuklearnego – może utrwalić pozycję Polski jako najlepszego klienta Gazpromu. Elektryczność z atomu też się pojawi, ale importowana – na początek z elektrowni budowanej specjalnie w tym celu (oraz na rynki Litwy i Łotwy) przez rosyjski państwowy Rosatom w Obwodzie Kaliningradzkim.
Słowa „łupki albo atom” wymagają przekładu. Oznaczają „Gazprom i Rosatom”. Wszystkie zyski – gospodarcze, polityczne, cywilizacyjne – będą prowadzić do Moskwy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/158282-kto-mowi-lupki-albo-atom-skonczy-na-gazprom-i-rosatom-wszystkie-zyski-gospodarcze-polityczne-cywilizacyjne-beda-prowadzic-do-moskwy