E-państwo, czyli urzędnicy KPRM bez internetu. "Zlitujcie się! Nie atakujcie już więcej rządowych serwerów"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. premier.gov.pl/KPRM
fot. premier.gov.pl/KPRM

Przy okazji dymisji dyrektora kancelarii premiera dowiedziałem się z tejże kancelarii, jak perfekcyjnie zabezpieczone było przez ostatnie miesiące to miejsce przed atakiem hakerów.

Dla przypomnienia, jakiś czas temu rządowe serwery padły ofiarą hakerskiej inwazji, po której ABW wszczęła dochodzenie. Nie wiadomo czy ze względu na to śledztwo, czy generalnie z potrzeby bezpieczeństwa, zastosowano też środki szczególne i większość pracowników odcięto od internetu. Nie trwało to pół dnia, dzień, a kilkanaście tygodni i nadal trwa. I nie jest to też żart primaaprilisowy.

W poszczególnych departamentach, czy tam innych jednostkach organizacyjnych, ustawione są pojedyncze komputery podłączone do zewnętrznej sieci i ludzie tłoczą się do nich nazywając je „kawiarenkami internetowymi”. Trochę podobnie to wyglądało w urzędach i redakcjach kiedy zaczynałem pracę jako dziennikarz, w drugiej połowie lat 90., podobno nadchodzi moda na nie, więc premier Tusk jak zawsze jest do przodu.

Wracając do KPRM. W pozostałych komputerach jest tylko intranet – sieć wewnętrzna, więc urzędnicy używają prywatnych smartfonów lub laptopów z własnym internetem. Tak wygląda zarządzanie państwem z najważniejszego ośrodka decyzyjnego. W 2007 i 2011 roku PO zapowiadała wprowadzenie Polski e-państwa, e-administracji i tak dalej. Jak widać, ideał już niemal jest osiągnięty.

Mam tylko prośbę do hakerów. Zlitujcie się! Nie atakujcie już więcej rządowych serwerów. Bo po kolejnym razie urzędnicy będą musieli porozumiewać się za pomocą znaków dymnych.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych