Co po Platformie?"Jeżeli Jarosław Kaczyński zdecyduje się wystawić kandydaturę prof. Glińskiego, to może on być czarnym koniem w wyścigu do Pałacu Prezydenckiego"

fot. PAP/ Tomasz Gzell
fot. PAP/ Tomasz Gzell

W Polsce od kilku miesięcy można zaobserwować pierwsze symptomy politycznego przesilenia. Mocno tracąca poparcie Platforma Obywatelska i koalicyjne PSL przeżywają wewnętrzne wstrząsy i nawet kolejne PR-owe ruchy, jak przyznanie dłuższych urlopów matkom I kwartału niewiele pomogły.

Poważne kłopoty Platformy zaczęły się od sprawy memorandum ws. budowy drugiej nitki Gazociągu Jamalskiego. Premier z bezradną miną przyznał wtedy dziennikarzom, że nie ma o niczym pojęcia. Na wszelki wypadek zdymisjonował wtedy ministra skarbu. Potem znowu dał o sobie znać Jarosław Gowin, który udzielił “GW” wywiadu o eksperymentach na polskich zarodkach sprzedawanych do Niemiec. Tusk po licznych przygodach z ministrem sprawiedliwości, zdecydował się także i na jego dymisję. Prawdziwe problemy nadeszły jednak wraz z ujawnieniem kilku afer na szczeblach rządowych.

Najpierw ujawniona przez “Wprost” afera “zegarkowa”. Tygodnik podał, że minister transportu Sławomir Nowak spotyka się na wystawnych kolacjach z przedsiębiorcami, którzy realizują państwowe kontrakty oraz wymienia się ultradrogimi zegarkami z wpływowymi biznesmenami. Potem afera “koncertowa” – według raportu NIK pieniądze z rezerwy celowej przeznaczonej na Euro 2012 w kwocie ok. 6 mln złotych były przez ministerstwo sportu marnotrawione i wydawane niegospodarnie, m.in. na koncert Madonny i zespołu Coldplay w ubiegłym roku.  W końcu afera “lobbingowa”, gdzie jak ujawnił tygodnik “Sieci” były premier Jan Krzysztof Bielecki mógł lobbować na rzecz rosyjskiego kapitału w Zakładach Azotowych Tarnów.

Nawet Julia Pitera w wywiadzie z Piotrem Najsztubem przyznała, że przez aferę “zegarkową”  rząd może upaść. Tylko jak zawsze niezawodny Stefan Niesiołowski bronił Nowaka mówiąc, że to świetny minister, a i on kiedyś pożyczał rower i wcale tego do rejestru korzyści nie wpisywał. Tak jak Millera zdmuchnęła afera Rywina, tak Tuska mogą zmieść “zegarki Nowaka”. Poziom obu spraw wydaje się nieporównywalny (choć kto wie, czy i jak głęboko Nowak siedzi w kieszeni biznesmenów z którymi jadł kolacje i wymieniał zegarkami), ale nie wiadomo jak ta sprawa się zakończy, niewykluczone że dymisją a nawet prokuratorskim śledztwem.

Z tych wszystkich powodów w grę cały czas wchodzą wcześniejsze wybory i jeśli do nich by doszło, to raczej wiosną 2014 roku niż tej jesieni, choć niczego wykluczyć nie można. Kazimierz Marcinkiewicz powiedział kilka dni temu w jednym z wywiadów, że w 2014 roku PO może wygrać swoje ostatnie wybory (europejskie). Bardziej prawdopodobne jest jednak, że to wybory w 2011 roku były ostatnimi wygranymi przez Platformę. Możliwe więc, że Donald Tusk będzie próbował dociągnąć jakoś do 2014 roku i przy poparciu Angeli Merkel zostać szefem Komisji Europejskiej. Tam czeka go immunitet i przynajmniej 5 lat spokoju. W kraju by go z pewnością nie miał, bo przez ostatnich 7 lat nazbierało się sporo materiału dla Trybunału Stanu.

Następne wybory, być może przedterminowe, najprawdopodobniej wygra Prawo i Sprawiedliwość. Na taką ewentualność przygotowują już wyborców Platformy i wszystkich obywateli politycy PO, Ruchu Palikota i “autorytety” pokroju Giertycha, Kraśki, czy prof. Czapińskiego. Ten ostatni przygotował nawet raport, w którym zakłada, że przy niskiej frekwencji zwycięstwo PiS będzie druzgoczące, a partia Kaczyńskiego zdobędzie samodzielną większość, może nawet konstytucyjną. Jest to o tyle możliwe, że antypisowskie zaklęcia już dawno straciły moc, a elektorat PO jest w gruncie rzeczy niezdyscyplinowany i ratowanie partii przed klęską nie będzie ich zmartwieniem. Wynik Platformy może więc spaść dużo poniżej 30 procent poparcia.

Zmiana partii rządzącej może pociągnąć jeszcze jedno zwycięstwo – prof. Piotra Glińskiego w wyborach prezydenckich. Może to odbyć się na podobnej zasadzie jak w 2005 roku, gdy zwycięstwo Prawa i Sprawiedliwości przyczyniło się w pewnej mierze do zwycięstwa Lecha Kaczyńskiego w wyborach prezydenckich. Jeżeli Jarosław Kaczyński zdecyduje się wystawić kandydaturę prof. Piotra Glińskiego, to może on być czarnym koniem w wyścigu do Pałacu Prezydenckiego. Gliński to zupełnie inna liga niż Komorowski. Jest zorientowany w bieżącej polityce, trudno wyprowadzić go z równowagi, świetnie się prezentuje i dzięki temu może odebrać Komorowskiemu wyborców i przyciągnąć nowych, centrowych. W ewentualnej debacie prezydenckiej Gliński rozjechałby Komorowskiego, tak jak walec rozjeżdża świeży asfalt na budowanej autostradzie A2. Przy tak dynamicznie rozwijającej się sytuacji politycznej scenariusz Budapesztu w Warszawie wydaje się być coraz bardziej realny.

 

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych