Po zebraniu – mała grupka na proscenium łapie się za rączki, podnosi je w górę: „zwyciężymy, zwyciężymy” pokrzykuje mini – chórek. Taki obrazek w telewizorku oglądamy, a bohaterem pan Leszek Miller i jego partyjka z rzecznikiem, którego nazwiska nie pamiętam – tak jak i on nie pamiętał w którym roku wybuchło Powstanie Warszawskie.
To niby lewica, która ma pokonać prawicę. Nie zanosi się na to, choć kolesie i po jednej i po drugiej stronie już zdrowo zdołali się we własnych szeregach pokłócić. Para idzie w gwizdek. Na jak długo starczy jej kandydatom na liderów? Dzielny był Rokita tete a tete z Rywinem. Ale już nie ma ani jednego ani drugiego. Reorganizował Gowin. Oglądaliśmy wtedy przed Ministerstwem Sprawiedliwości w Alejach Ujazdowskich w Warszawie grupki pracowników małych sądów.
Jednak plany redukcji przegłosowano w Sejmie, by... rychło wszystko odwołać. To taka zabawa: głosujemy i odgłosowujemy. Cha, cha, cha. Bardzo śmieszne.
Satyrycy już nie nadążają. A portale więcej piszą niż da się przeczytać. Panie eksministrze Gowin i tak za chwilę nikt nie będzie pamiętał, że był Pan ministrem sprawiedliwości, bo kto na przykład pamięta, że kiedyś tam przed panem ministrował pan Czuma. A sprawiedliwości jak nie było tak i nie ma. Tyle, że prawda jest obecnie w opozycji. Wtedy, teraz – para poszła w gwizdek.
Piechociński zmęczył się walką z Pawlakiem. Wygrał, ale przędzie coraz cieniej. I tak jak cały PSL idzie w „chodzonego” tyle, że już nie bardzo noga w nogę z Platformą. Na razie wprawdzie depczą sobie po butach a jednak zanosi się na niezłą wykopaninę. Pawlak czeka sobie na boku na czele straży pożarnej ale spodziewanego pożaru politycznego gasić nie będzie. Na obrady partii nie przyszedł, traktuje je jak z... sikawki. Para idzie w gwizdek.
Przepychanki byłyby radochą dla dziennikarzy gdyby nie sądy powszechne, które zaczęły gwałtownie zamykać żurnalistów do ciupy. Pan Słomka dostał 5 dni w śmierdzącej celi. Nie bardzo wiadomo za co. Najwyraźniej uznano, że odważny bojownik o wolność Polski powinien co jakiś czas przypomnieć sobie jak to jest w więzieniu. Może podumać tam o matce, którą zabiło mu UB, o KPN-ie, o Sejmie. Siedział w ławach – a więc trochę i on odpowiada za to do czego doszliśmy. Niech teraz posiedzi sobie na pryczy. Jeszcze trochę zamykania „Staruchów”, opozycjonistów zza Buga, stosowanie częściej paragrafu 212 – a być może jednak para iść w gwizdek przestanie.
Wyklęty, jak żołnierze, powstań ludu ziemi. Ale nie wierzę (choć tak w ogóle wierzę), że ta pieśń wyjdzie z ust prezesa rodem z Żyrardowa (choć to piękne miasto), ani od złotoustego jego szorstkozaprzyjaźnionego byłego 1-szego (i to dwukrotnie) obywatela RP (choć obecnie zapalonego do współpracy z inną grupą).
Za dużo w tym felietonie „choć”. Choć prawdą jest, że z kolei CHODŹ – CHODŹCIE (chodziło o to by „Z NAMI”, choć wielokrotnie wykrzykiwane też niewiele pomogło). Jedni do drugich (choć tak bardzo się kochali) odwracają się do siebie często wymienianą w publicystyce częścią ciała. I rozchodzą. I para idzie w gwizdek.
Może więc my – żurnaliści: łączmy się. Niekoniecznie fizycznie, ale publicystycznie i walczmy wprost np. o „WPROST”, atakowany przez adwokata, który stracił poczucie rzeczywistości i wiedzę o wartości pieniądza. Aż dziwne bo przecież chłop jest duży. Wprawdzie dokładnie nie wiadomo za jakie money periodyk jest wydawany obecnie. Pamiętam, że wymyślił go w Poznaniu redaktor Waldemar Kosiński. I zupełnie nieźle redagował. Działo się tak póki nie zawierzył sekretarzowi wszechmocnej partii, który (choć z królewskobrzmiącym nazwiskiem) teraz już z władzą nie trzyma a nawet jest ostrym publicystą opozycji. Kosiński stracił tygodnik a decydenci zyskali medium.
Bezkrólewie trafiało nam się już w przeszłości. Uaktywniali się wtedy mądrzy ludzie – kaznodzieje, pisarze. Gdzież oni dziś? Zameilowali się i zaesemesowali.
A większych kawałków pisać nie chcą. Nawet przedstawiciele królewskich nauk (np. filozofii) zamiast syntez piszą felietony. Para idzie w gwizdek.
Pary za to coraz mniej mieszane. To też zrozumiałe, gdy mieszają wszyscy. Nie przybędzie od tego słodkości bo i cukier niemiecki. Tak jak lokalna prasa choć w nazwie ma słowo „Polska”. Przez chwilę ta lokalna prasa miała wielką szansę (tak jak i lokalne media elektroniczne) w związku z ogólnokrajowym podniecaniem się wyborami w formule jednomandatowej. Bo wtedy przedstawicieli trzeba by było wyłowić z terenu bardzo wielu. A najpierw ich poszukać, przedstawić i spopularyzować. Ale to już było: KUKIZ – DUDA, DUDA – KUKIZ, trochę krzyku i nagle już coś o tym cicho. Chłopaki pokrzykują wprawdzie na siebie gdy stoją przed kamerą, ale potem zgodnie popijają – powiedzmy – herbatkę w lokalu pana Hawełka. Ahoj!
Tekst ukazał się na stronach SDP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/157619-para-w-gwizdek-na-jak-dlugo-jednak-jej-starczy-moze-wiec-my-zurnalisci-laczmy-sie-niekoniecznie-fizycznie-ale-publicystycznie-i-walczmy-wprost
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.