„Przekraczane są granice dla nas święte.” Kaszubi przyjechali do premiera. Tysiące podpisów pod listem w obronie rodziny. NASZ WYWIAD

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Przedstawiciele Kaszubów przed kancelarią premiera. Z prawej - Andrzej Kass. Fot. wPolityce.pl
Przedstawiciele Kaszubów przed kancelarią premiera. Z prawej - Andrzej Kass. Fot. wPolityce.pl

Przedstawiciele Kaszubów przyjechali do Warszawy, by bronić rodziny przed planami rządu tworzenia tzw. związków partnerskich i rozdawania przywilejów homoseksualistom. Pod listem otwartym zebrano dotychczas 16 721 podpisów. Zostały złożone w kancelarii premiera.

Organizatorzy inicjatywy uważają, że apel, który w krótkim czasie podpisało tak wiele osób jest dowodem, jak niepopularne i krytycznie oceniane są projekty marginalizujące znaczenie podstawowych wspólnot.

W liście czytamy m.in.:

Zwracamy się do Pana Premiera w sytuacji wyjątkowej. Jest nią bezprecedensowy atak na małżeństwo i rodzinę, które dla nas, Kaszubów, stanowią wartość podstawową. To trwała i silna rodzina pozwoliła na trwanie i rozwój naszej kaszubskiej wspólnoty przez wiele setek lat. Dla ochrony tej podstawowej wartości my, Kaszubi, podejmujemy wszelkie wysiłki, pamiętając o naszych dzieciach i przyszłych pokoleniach.

Sygnatariusze listu stwierdzają też, że dla Kaszubów wartości chrześcijańskie, w tym poszanowanie małżeństwa i rodziny, stanowiły esencję życia i rozwoju od zarania dziejów państwowości polskiej jak i „kaszëbsczi tatczëznë”.

Ich zdaniem wprowadzenie tzw. związków partnerskich oznacza walkę z małżeństwem.

Jest to atak na ład społeczny i wartości, jakie wyznajemy

– piszą w liście do Donalda Tuska.

PRZECZYTAJ CAŁY LIST

Wśród przedstawicieli Kaszubów do Warszawy przyjechał Andrzej Kass z Redy.

 

wPolityce.pl: - Skoro Kaszubi przyjeżdżają do swojego krajana listem otwartym, to znaczy, że dzieje się coś ważnego.

Andrzej Kass: - Robimy to z potrzeby ducha i z naszej przewidywalności. My, Kaszubi, potrafimy patrzeć do przodu, przewidywać, co może się zdarzyć. Antoni Abraham w XIX wieku chodził po terenie Kaszub, gdzie wówczas były głębokie Niemcy i mobilizował nas. Po I wojnie światowej nie musiało u nas być przeprowadzane referendum, bo mieliśmy ugruntowaną świadomość. Przywołałem tylko jedno nazwisko, ale należałoby wspomnieć też Aleksandra Majkowskiego czy Hieronima Derdowskiego, który w XIX wieku napisał: "Nie ma Kaszub bez Polonii, a bez Kaszub Polski". W „Hymnie Kaszubskim” są jego słowa: „Tam, gdzie Wisła do Krakowa / W polscie morze płynie, Polsko wiara, polsko mowa / Nigde nie zadżinie”. My się tego trzymamy.

 

Co ma pan na myśli mówiąc, że Kaszubi są przewidujący? Czy za tzw. związkami partnerskimi czai się coś niebezpiecznego?

Oczywiście – to, co mamy we Francji czy Holandii. Przekraczane są granice dla nas święte. A przecież wystarczające uregulowania prawne w tej kwestii w Polsce obowiązują. Żadne zmiany nie są potrzebne. Zwracamy uwagę na problem rodziny. Gdy kobiety dostające zasiłek na dziecko w wysokości 100 złotych zobaczyły, że matki samotnie wychowujące potomstwo mają dziesięć razy więcej, zaczęły się fikcyjne rozwody. To niebezpieczne dla Polski.

 

Nie boicie się oskarżeń o homofobię? O sprzeciwianie się przyznawaniu należnych ludziom praw? Obowiązuje taka właśnie narracja, choć w rzeczywistości chodzi o przywileje.

Oni te prawa mają. Nie chcemy im nic zabierać. Nie żądamy, by nie chodzili do notariusza, nie domagamy się zmian w kodeksie cywilnym, które pozwalają normalnie funkcjonować w nieformalnych związkach, m.in. homoseksualnych. Kto chce, może z tego korzystać. Nie potrzebuje do tego nowej ustawy.

 

Dlaczego, pana zdaniem, Donald Tusk tego nie rozumie?

Myślę, że on jest mądrym człowiekiem i to rozumie.

 

Ale…

Jak wszędzie, coś innego musiało zaważyć na tym, że wolał rozejść się z ministrem Gowinem, by coś zrealizować. Donald Tusk to mój kolega, z którym wielokrotnie rozmawiałem, występowaliśmy nawet na jednej scenie, przy okazji koncertu mojego zespołu folklorystycznego. Ale nie chcę jakoś szczegółowo analizować, co myśli pan premier.

 

Piszecie w liście do premiera, że „wprowadzenie tzw. związków partnerskich jest przekroczeniem granicy”. Jakiej?

To oznacza otwarcie furtki, przez którą wejdą do nas inne propozycje uderzające w rodzinę, państwo i populację.

 

Co ma pan na myśli? Adopcję dzieci przez pary homoseksualne?

Nie, o tym akurat nie pomyślałem. Taka adopcja jest po prostu nienaturalna. Nie ma o czym mówić. Dzieci muszą mieć ojca i matkę. Jeśli będą miały dwóch panów lub dwie panie, to znajdą się w sytuacji podobnej do rozbitych rodzin, gdzie mówi się do nowego partnera rodzica „wujku”, „ciociu”. Wujek nie jest tatą.

 

Na czym opieracie wiarę w to, że Donald Tusk was posłucha? Skoro setki tysięcy podpisów nie robią na nim wrażenia (m.in. w sprawie nieposyłania 6-latków do szkół, niepodwyższania wieku emerytalnego, ustawy o ochronie życia czy powołania komisji międzynarodowej ws. Smoleńska), jak chcecie go do czegoś przekonać przynosząc 16 tysięcy?

Tak, ale to składają Kaszubi.

 

A to oznacza, że…

My jesteśmy małomówni, ważymy słowa, ale potrafimy walczyć o nasze wartości. Myślę, że premier to zrozumie.

 

Piszecie w liście: „od naszych przedstawicieli w Sejmie i Rządzie oczekujemy uszanowania wartości, które są dla nas ŚWIĘTE”. Jeśli premier nie weźmie sobie do serca tego apelu, będzie gorzej odbierany na Kaszubach?

Jesteśmy chrześcijanami. Wciąż będziemy darzyć go szacunkiem i będziemy odmawiać za niego modlitwę.

 

Not. znp

 

 

Zachęcamy do odwiedzenia naszego Sklepiku.pl,gdzie do nabycia są m.in: "Homoseksualizm w aspekcie teologicznym i medyczno-psychologicznym"

autor:Zbigniew Nikodem Brzózy

 

 

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych