Jeżeli zapowiedź sądowego pozwu ministra Nowaka krytykuje na Twitterze nawet „Dziadek Waldemar”, czyli Waldemar Kuczyński – wiedzcie, że sytuacja musi być naprawdę poważna. O żądaniach ministra Kuczyński napisał, że są „pazerne”, choć Nowak nie żąda od „Wprost” 30 milionów dla siebie. Tyle mogą kosztować przeprosiny w różnych miejscach, których domaga się szef resortu transportu.
Sytuacja Nowaka jest kolejnym dowodem, że Donald Tusk stracił instynkt samozachowawczy. Tak, są oczywiście te odwieczne wewnątrzpartyjne uwarunkowania: ludzie Nowaka, wpływy Nowaka na Pomorzu, za sprawą których nie można go potraktować z buta. Ale jeżeli w tej sytuacji te właśnie względy rozstrzygają, to jest to jedynie dowód na słabość lidera Platformy.
W normalnych warunkach Nowak powinien dostać od premiera co najmniej solidny ochrzan, wycofać wszystkie swoje żądania wobec tygodnika oraz poddać się skrupulatnej weryfikacji przez CBA, do tego czasu zawieszając swoje kierowanie resortem. Zaś w przypadku szefa rządu nieco bardziej zdeterminowanego po prostu by wyleciał.
Przy czym pisząc o „normalnych warunkach” nie mam na myśli tego, co czasem idealistycznie i nieco przesadnie określa się jako „normalny kraj”. Nie myślę o sytuacji, gdy politycy traktują absolutnie serio kwestie politycznej odpowiedzialności i naprawdę wymagają od siebie przestrzegania wyższych standardów niż od przeciętnego Kowalskiego. To zresztą jedna z setek nie spełnionych obietnic Tuska.
Mam na myśli pragmatyczną ocenę przez szefa rządu bagna, w jakim się aktualnie znajduje. Wskaźniki gospodarcze coraz gorsze, podatkowe wpływy budżetu są znacznie poniżej oczekiwań, wali się polityka w sprawie łupków, Unia dowala nam gigantyczną karę w związku z niedopatrzeniami za czasów rządu PO (a nie poprzedników, jak najpierw twierdził Tusk), służba zdrowia leży, Rosjanie rozgrywają energetyczne szachy już nawet w polskich spółkach skarbu państwa, resort edukacji toczy wojnę z rodzicami 6-latków, młodzi Polacy marzą o emigracji, a w sprawie katastrofy smoleńskiej rządowy ekspert Lasek zajmuje się głównie unikaniem trudnych pytań.
Okazuje się, że dopłaciliśmy wszyscy do koncertu Madonny, ale „ministra” Mucha nie widzi problemu. Minister sprawiedliwości, który zaczął otwierać zawody, wylatuje z rządu za poglądy. Natomiast minister, który nie jest w stanie przekonująco wytłumaczyć ani swoich drogich gadżetów, ani kontaktów z przedsiębiorcami, ma się świetnie, bo pan premier „przyjął jego wyjaśnienia”. Dorzućmy sondaże, w których największa partia opozycyjna właściwie już na stałe dotrzymuje kroku Platformie. Być może „bagno” jest nawet zbyt łagodnym określeniem na opisaną sytuację, ale mocniejszego nie chcę tu używać. Choć zapewne wiedzą Państwo, o co mi chodzi.
Do tego wszystkiego minister Nowak pokazuje, że na wielkość ego może śmiało konkurować z ministrem Sikorskim: zamiast pokornie tłumaczyć się opinii publicznej, co zapewne poleciłby mu każdy rozsądny spec od wizerunku, zapowiada pozew wobec „Wprost”. I to pozew, którego skutkiem może być zamknięcie tegoż, bo 30 milionów to już suma dla wydawcy rujnująca. Aby można było z czystym sumieniem nazwać tę sytuację białoruską, brakuje do kompletu tylko całkowicie dyspozycyjnego sędziego. Tak się bowiem nieszczęśliwie dla ministra Nowaka składa, że jeszcze nie każdy polski sędzia wzoruje się na sędzim Milewskim. Choć prawdopodobieństwo trafienia na sędziego odpowiednio „rozgrzanego” jest znaczne.
Otóż w normalnych warunkach, będąc w tak głębokich kłopotach premier natychmiast zrobiłby pokazówkę, ratując swoje grzęznące notowania choćby na chwilę spektakularną egzekucją na Nowaku. Tak jak to niegdyś uczynił w przypadku afery hazardowej, stwarzając pozory, że sprawę załatwił. Lecz zamiast tego Tusk pozwala ministrowi poszaleć wspólnie z Romkiem, tym od pisania pozwów. To już zdecydowanie początek końca.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/157574-tusk-pozwala-nowakowi-szalec-czyli-poczatek-konca-premier-najwyrazniej-stracil-instynkt-samozachowawczy