Marsz fajnopolaków, czyli kto jest Chochołem. Może czeka nas walka w kisielu pretendentów do tej roli?

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. M. Czutko
Fot. M. Czutko

Ptok ptakowi nie jednaki,

człek człekowi nie dorówna,

dusa dusy zajrzy w oczy,

nie polezie orzeł w gówna –

pon jest taki, a ja taki;

jakby przyszło co do czego,

wisz pon, to my tu gotowi,

my som swoi, my som zdrowi

– powiada w „Weselu” Czepiec do Poety.

Stanisław Wyspiański był wielkim dramaturgiem, ale jego Czepiec w jednym jednak się mylił. Patrząc na fotografie z radosnej demonstracji pod hasłem „Orzeł może”, a dokładnie – na fotografie czekoladowego straszydła, mającego udawać orła, można było mieć wątpliwości, czy naprawdę „nie polezie orzeł w gówna”. Podstawa, na której osadzono straszydło, do złudzenia przypominała kolorem i konsystencją substancję, o której wspomina Czepiec.

Na upartego można by oskarżyć organizatorów demonstracji o profanację narodowego godła, nie tylko za sprawą koszmarnego czekoladowego ptaka, ale też absurdalnego logo akcji. Ale zgłaszanie tej sprawy do prokuratury byłoby tylko nadawaniem całej sprawie nadmiernie poważnego wymiaru, którego ona w żadnym momencie nie miała.

Co nie znaczy, że nie warto się jej przyjrzeć. A gdy już się przyjrzymy, możemy na przykład zauważyć, że pochód odbywał się 2 maja, a więc w Dzień Flagi. Niestety, na zdjęciach próżno wypatrywać osób, niosących narodowe barwy. Mnóstwo było za to baloników i okularków w różowym kolorze, przywodzącym na myśl nie tyle narodowe świętowanie, co raczej lupanar. Cały pochód wyglądał jak wielka reklama burdelu.

Wyszczerzony w zadekretowanym uśmiechu marsz zgromadził – uwaga, uwaga! – całe dwa tysiące osób. I to według „Gazety Wyborczej”, która była organizatorem tego wiekopomnego wydarzenia, można więc założyć, że tak naprawdę uczestników było może z 1500. Wliczając tych, którzy byli tam służbowo.

Przyglądałem się długo zdjęciom z pochodu. Najpierw miałem skojarzenie z genialnym wykonaniem przez Stanisławę Celińską piosenki „Uśmiechnij się”. Proszę poszukać w internecie, zrozumieją Państwo, co mam na myśli.

Potem ponownie ujrzałem scenę z „Wesela”. Oto Jasiek wpada do chałupy, gdzie trwała zabawa, i widzi tłum zaklętych, znieruchomiałych weselników.

Cóż to, co to, czy zaklęci: stoją syscy jak pośnięci;

słysta, Hanuś, Błazek, matuś, panie młody, Czepiec, tatuś,

panie, cóż to – czy zaklęci; stoją syscy jak pośnięci.

Proszę sobie to wyobrazić, a potem przypomnieć sobie tłum w idiotycznych różowych okularach, z różowymi balonikami, ogarnięty tylko jedną myślą: żeby pokazać, żeśmy radośni i zadowoleni, bo kto nie dość zadowolony, ten z PiS-u, a to najstraszniejsze, co może się zdarzyć fajnopolakowi. Fajnopolak będzie gotów płacić gigantyczne podatki, głodować, dać się kontrolować służbom, fotografować fotoradarom, zapewniać, że wymienia się z kumplami na zegarki jak Sławomir Nowak, a w Smoleńsku samolot pilotował pijany gen. Błasik – zrobi cokolwiek, byle nie być z PiS-u. Stan, w jakim znajdowali się uczestnicy pochodu, przypominał uśpienie na jawie weselników, których Jasiek zastał w chałupie. Z jedną różnicą: weselnicy mieli się porwać do walki i zastygli z kosami w garściach.

Fajnopolacy nie chcą o nic walczyć. Przeciwnie – jedną z ich obsesyjnych obaw jest, że trzeba się będzie w jakiejś sprawie postawić. Poza tym jest podobnie: niczego nie widzą, niczego nie słyszą, a Chochoł prowadzi taniec. Pozostaje ustalić, kto jest Chochołem. Kandydatów do tej roli jest kilku. Może czeka nas walka w kisielu pretendentów do roli Chochoła?

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych