NASZ WYWIAD. Dr hab. Krzysztof Szwagrzyk: W czerwcu ujawnimy kolejne nazwiska bohaterów pochowanych na "Łączce"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. wPolityce.pl
fot. wPolityce.pl

wPolityce.pl: Czego spodziewacie się państwo po kolejnych pracach wykopaliskowych na Łączce?

 

Dr Krzysztof Szwagrzyk: Chcemy zrealizować drugi etap prac poszukiwawczych i ekshumacyjnych i w ten sposób przebadać cały obszar dawnego pola więziennego. Latem ubiegłego roku, w czasie pierwszego etapu, przebadaliśmy obszar 18 na 18 metrów i udało się odnaleźć szczątki 117  więźniów. Naszym celem jest odnalezienie reszty, której liczby szacujemy na około 200. Będziemy robić wszystko, aby dotrzeć do wszystkich, którzy się tam znajdują. Komplikacji, jakie mamy przed sobą, jest niezwykle dużo. Obszar do przeszukania jest trzykrotnie większy od tego, który badaliśmy w ubiegłym roku. W dużej mierze jest to obszar zabudowany i będziemy musieli pracować pomiędzy współczesnymi nagrobkami, w wąskich przejściach między pomnikami. Musimy rozebrać alejki, bo tam znajdują się szczątki. A co do tego, że tam są, nie mamy wątpliwości, bowiem w pierwszym etapie było kilka przypadków, gdy natrafialiśmy na szczątki, których nie mogliśmy wydobyć, bowiem znajdowały się właśnie pod alejkami. Te właśnie szczątki, na które natrafiliśmy, ale nie mogliśmy ich wydobyć, teraz zostaną wydobyte w pierwszej kolejności.

 

Czyli macie już wszystkie konieczne pozwolenia na przekopywanie alejek i nowszych grobów?

 

Tak, wszystkie pozwolenia mamy, ale nikt nie zamierza przekopywać współczesnych grobów. O tym wielokrotnie mówiłem i to będę powtarzał, bo w tej sprawie narosły nieporozumienia. W czasie poszukiwań szczątków nie naruszymy żadnego pomnika, ani nagrobka.

 

Ile dajecie sobie czasu na zakończenie wszystkich prac?

 

Chcielibyśmy, aby udało się to zrobić w ciągu czterech tygodni. Te cztery tygodnie przewidzieliśmy jako czas potrzebny na realizację drugiego etapu naszych prac. Nasz zespół jest bardzo dobrze przygotowany do tych prac.

 

Ile jest tych osób i kim są?

 

Jest nas kilkanaście osób. Są wśród nich historycy, archeolodzy, antropolodzy, medycy sądowi, genetycy. Ludzie z różnych miast: z Warszawy, Wrocławia, ze Szczecina. Są to zawodowcy. Jest też wielu wolontariuszy, którzy zgłaszali się i nadal się zgłaszają. To nas bardzo cieszy, gdyż świadczy to o tym, jak ważna jest to sprawa dla wielu Polaków. Swój prywatny czas chcą poświęcić na to, aby wziąć udział w tych pracach, symbolicznie – godzinę dziennie, czasami dłużej.

 

Są znane kolejne nazwiska osób, których szczątki odkryliście. Do tej pory ze 117 osób, nazwiska znamy siedmiu osób zamordowanych i zakopanych przez komunistów. Kiedy ujawnicie kolejne nazwiska?

 

Zrobimy to natychmiast, gdy zakończymy prace na Łączce, czyli jeszcze w czerwcu, ale potrzebujemy trochę czasu na przygotowanie takiej konferencji. Ale potwierdzam: tak, potwierdzam – kolejne nazwiska znamy już.

 

A czy może pan ujawnić chociaż, ile jest tych nazwisk?

 

Nie. Proszę o jeszcze trochę cierpliwości.

 

Część szczątków, które odkryliście na Łączce miało na sobie resztki mundurów Wehrmachtu. Czy komuniści chcieli w ten sposób zmylić takich badaczy jak wy, czy chodziło o poniżenie polskich żołnierze jeszcze za ich życia?

 

Tu chodziło o pohańbienie. Przebranie żołnierzy Armii Krajowej na czas procesu w mundury znienawidzonej armii wpisywało się w koncepcję komunistów, którzy chcieli wmówić polskiemu społeczeństwu, że Akowcy współpracowali z okupantem niemieckim. Gdy wyprowadzano tych ludzi na egzekucję, to znowu ich przebierano w mundury niemieckie. Ale tu decydował czynnik „ekonomiczny”, bowiem chciano zaoszczędzić drelichy więzienne dla kolejnych aresztantów.

Ale jest jeszcze jedna sprawa. Prowadząc podobne badania na terenie całego kraju mogę stwierdzić, że zbrodniarze komunistyczni, którzy mordowali, a następnie chowali swoje ofiary wykazywali często wyjątkową zdolność do działań maskujących. Na Opolszczyźnie zabitych żołnierzy z oddziału Bartka wrzucono do dołów, to wrzucono do nich także taką liczbę nieśmiertelników niemieckich, ile w dole było ciał. Trudno uznać to za działanie przypadkowe, to wygląda na myślenie perspektywiczne – na wypadek, gdyby ktoś w przyszłości tu kopał, to trafi na niemieckie identyfikatory i zmyli mu się trop. Tak więc ubieranie przez komunistów swoich ofiar w mundury niemieckie służyło kilku celom.

ROZMAWIAŁ Sławomir Sieradzki

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych