Mec. Rafał Rogalski, były pełnomocnik kilku rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej zaostrza kurs wobec krytykujących oficjalną wersję przyczyn tragedii smoleńskiej. Kolejne wypowiedzi adwokata to zwrot o 180 stopni nie tylko w ocenie prac parlamentarnego zespołu, ale też promowaniu ustaleń komisji Jerzego Millera, czyli tez, których bronić się już w zasadzie nie da.
Zapytany przez „Rzeczpospolitą”, czy prezydent Lech Kaczyński padł ofiarą zamachu, Rogalski mówi jak Maciej Lasek i Jerzy Miller razem wzięci:
Główną odpowiedzialność za katastrofę ponosi polski system szkolenia pilotów wojskowych i nieegzekwowanie przez nich podstawowych procedur bezpieczeństwa. Ich brak wyszkolenia i pewna nonszalancja to tylko skutek. Istotne znaczenie miało także zachowanie rosyjskich kontrolerów, w tym błędne komendy oraz niedostatki sprzętowe lotniska Siewiernyj. Niestety, nie można tego w tej chwili jednoznacznie ocenić, bo Rosjanie nie przekazują nam dowodów. Nie zmienia to prostego faktu: główni winowajcy zginęli na pokładzie tupolewa. Stawiam na zasadniczą winę po stronie polskiej. To bardzo przykre, ale tak właśnie jest. To, co mówię, nie jest patriotyczne. Ale ktoś to musi zrobić.
Co, jego zdaniem, było kluczowe dla zaistnienia katastrofy?
Nieprzestrzeganie procedur. A konkretnie — zejście poniżej 100 metrów.
Mecenas zapominając o tym, że na prawidłowej wysokości padła komenda „odchodzimy”, mówi więc tak, jak ci, z którymi przez lata walczył, broniąc rodzin przed bezpodstawnymi zarzutami.
Jak powtarza, opiera się na materiale dowodowym, ale w wielu jego wypowiedziach pobrzmiewa polityczna rozgrywka:
Chciałbym, aby prace pana Macierewicza były rzetelne, ale nie mam co do tego przekonania. Moim zdaniem eksperci Macierewicza – nie twierdzę, że w złej wierze – wyciągają pochopne wnioski w oparciu o jedynie pewien fragment materiału dowodowego.
(…) Dojrzewałem do tego stanowiska od marca 2012 r. w związku z coraz ostrzejszymi tezami głoszonymi przez Macierewicza, z którymi się nie zgadzałem. Punktem zwrotnym była ekshumacja i sekcja zwłok pana Przemysława Gosiewskiego.
(…) Wstrząsem była konfrontacja tego co zaobserwowałem — zaangażowania polskich prokuratorów i biegłych, ich profesjonalizmu i dobrej woli — z grą, którą wokół ekshumacji i ponownej sekcji pana Gosiewskiego prowadził Macierewicz.
(…) Macierewicz zrobił z tej sekcji szopkę. Choć podtrzymuję swoje zdanie, że ekshumacja i sekcja powinny być wykonane zdecydowanie wcześniej, to bardzo dobrze oceniałem działania biegłych. Byli przygotowani, zaangażowani i mieli ogromną wiedzę.
(…) W piątek dostałem oficjalną odmowę z prokuratury. I w piątek pan Macierewicz dowiedział się, że ktoś taki jak Baden istnieje. Wtedy poczuł krew. Wyczuł, że może to wykorzystać. Przejął Badena — wziął na niego namiary i zaczął go molestować, aby przyjechał do Polski mimo odmowy prokuratury.
(…) Odpowiedziałem, że najpoważniejszy uraz mógł nastąpić od uderzenia w tępy, twardy przedmiot przy odwróceniu samolotu podwoziem do góry. Macierewicz się zapienił.
(…) Z nim nigdy nie dało się współpracować blisko, bo jemu nie zależy na jakiejkolwiek współpracy.
Mec. Rogalski tłumaczy również, na jakiej podstawie na początku 2011 r. głośno mówił o hipotezie sztucznej mgły
RR: - Ja sztucznej mgły nie wymyśliłem. To była jedna z hipotez śledztwa. Świadkowie zeznawali, że mgła pojawiła się nagle i była bardzo gęsta. W dodatku wedle prognozy pogody miało nie być mgły. Dlatego prokuratura z urzędu powołała PAN w charakterze biegłego w celu weryfikacji tej kwestii. PAN wydał opinię, że na lotnisku w Smoleńsku regularnie występują mgły, zwłaszcza o tej porze roku. Podobnie jak prokuratura nigdy nie przesądzałem, że była sztuczna mgła.
Rz: - Zacytuję: „W materiałach nie ma kategorycznych dowodów, że mgła była naturalna i nie została rozpylona przez Rosjan. Jest za to zebrany materiał dowodowy, sugerujący sztuczność mgły" — to pańskie słowa z 14 stycznia 2011 r.
RR: - Na obecnym etapie ten wątek został wyjaśniony. Czuję się odpowiedzialny za wypowiedzi i wydarzenia, które nabrały znaczenia ideologicznego. Nie było to moim zamiarem. Zapewniam — nigdy niczego nie robiłem cynicznie, nigdy świadomie nie mówiłem nieprawdy.
Dalej prowadzący rozmowę Andrzeju Stankiewicz przypomina wypowiedzi Rogalskiego wskazujące na możliwość przeprowadzenia w Smoleńsku zamachu:
Rz: - Rozliczam pana dalej. „Obawiam się o swoje życie i zdrowie" — mówił pan w maju 2011 r, pytany o wyjazd do Rosji. Naprawdę sądził pan, że Rosjanie chcą pana zabić?
RR: - Otrzymywałem bardzo wiele maili z pogróżkami, przygotowywałem nawet wniosek o pozwolenie na broń. Jeżeli ktokolwiek z mocodawców chciałby, abym pojechał do Rosji, to oczywiście bym to zrobił. Ale trzeba sobie zdawać sprawę z pewnych realiów.
Rz: - Pewnych czyli jakich? Może to ma pan na myśli: „Rosjanie mieli motyw, by przeprowadzić zamach na prezydenta" — to wypowiedź ze stycznia 2011 r. Mam jeszcze inny cytat z tego samego czasu: „Mogło dojść do zamachu, możemy mówić o co najmniej 10 przesłankach". Używał pan tego ostrego języka, który dziś jest linią polityczna PiS i Antoniego Macierewicza, jako jeden z pionierów. A teraz pan przechodzi przemianę?
RR: - Pewnie nie jestem bez winy. Ale to nie jest tak, że na każdym etapie śledztwa materiał dowodowy był kompleksowy i przesądzał o zasadniczych kwestiach. Od 2010 r. do wiosny 2012 r. — a z tego okresu pochodzą moje „kontrowersyjne" wypowiedzi — tak nie było. Jednak w okolicach marca 2012 r. uznałem materiał za na tyle kompletny, że wyłania się z niego spójna wersja, choć wymaga ona jeszcze naukowego potwierdzenia opiniami biegłych. Zamachu nie było.
Wreszcie pada pytanie o raport komisji Millera. Rogalski mówi:
Raport nie jest dziełem idealnym. Jednak przyczyny katastrofy, co do zasady, są trafnie pokazane. Oczywiście, w raporcie są błędy i nieścisłości, ale sama istota — wskazanie zarówno błędów pilotów i rosyjskich kontrolerów, wykluczenie zamachu — została dobrze oddana.
Przypomnijmy - z wykluczeniem zamachu komisja Millera nie miała jakichkolwiek kłłopotów, mimo braku elementarnych badań do tego potrzebnych - i oddajmy ponownie głos mecenasowi:
Nie przekonuje mnie choćby teza o obecności gen. Błasika w kokpicie tupolewa. Ekspertyza fonoskopijna Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie temu przeczy.
Niestety, Macierewicz bazując na owych błędach, nieścisłościach – na przykład braku naukowego wyjaśnienia, że skrzydło urwało się na skutek uderzenia o brzozę – próbuje podważyć cały raport Millera. Ktoś to musi powiedzieć głośno.
(…) Potem pojawiły się teorie profesora Biniendy — to była kropka nad i. Przekonałem się wtedy, że panu Macierewiczowi wcale nie zależy na ustaleniu prawdy w sprawie Smoleńska.
I kolejny dowód na przemianę Rogalskiego:
Rz: - Pan też zachowywał się jak polityk, mówiąc w kwietniu 2011 r.: „Z całą pewnością mieliśmy do czynienia ze zdradą śp. Lecha Kaczyńskiego. To była kulminacja zdrady związana z rozdzieleniem wizyt w Katyniu".
RR: - Strona rosyjska zaproponowała, żeby wizyty zostały rozdzielone, a polska strona się temu poddała.
Rz: - Chciał pan za to stawiać premiera Donalda Tuska pod Trybunał Stanu.
RR: - Dziś uważam, że stawianie premiera przed Trybunałem nie jest moją rolą.
Adwokat nie zmienił jeszcze zdania w kwestii oceny działań rządu po katastrofie, choć jego słowa nie brzmią już tak jednoznacznie jak kiedyś:
Na samym początku zostały popełnione błędy prawne, które w sposób bezwzględny zdecydowały o tym, że Rosja przejęła kontrolę nad postępowaniem wyjaśniającym katastrofę i zachowała wiele kluczowych dowodów..
Gdyby nie te błędy, losy śledztwa mogłyby wyglądać zupełnie inaczej. Rząd powinien pomóc prokuraturze w negocjacjach z Rosjanami, aby doszło do powołania wspólnego zespołu prokuratorskiego.
(…) Trzeba było próbować. A nie zrobiono tego. Błędem było przyjęcie załącznika nr 13 do Konwencji chicagowskiej jako podstawy wyjaśniania katastrofy. Było polsko-rosyjskie porozumienie z 1993 r. na wypadek katastrofy samolotu wojskowego — a takim był tupolew. Umożliwiało ono powołanie wspólnej komisji wyjaśniającej katastrofę. Nie byłoby wówczas oddzielnych raportów MAK i polskiej komisji Millera. I Rosjanom trudniej byłoby blokować nam dostęp do dowodów.
Gdyby polscy biegli i prokuratorzy uczestniczyli w sekcjach zwłok, na pewno nie doszłoby do zamiany ciał ofiar. Tyle, że rząd o to nie wnosił.
Teraz mecenas winą za ten rażący błąd w śledztwie obarcza rząd, a kiedyś – słusznie – wskazywał, że prokuratorzy sami powinni o to zadbać w ramach wszczętego już 10 kwietnia śledztwa.
Rogalski mówi też o materiałach przekazanych Polsce przez USA. Jego zdaniem to dokumentacja „bez większego znaczenia”. Dodaje, że nie wierzy stronie amerykańskiej.
Amerykanie nie przekazali nam wszystkiego, czym myślę dysponują. Nie zrealizowali choćby wniosku z czerwca 2010 r. ws. zdjęć satelitarnych w takim zakresie w jakim oczekiwałaby prokuratura.
(…) Sądzę, że takie mocarstwo ma znacznie więcej materiałów ważnych dla śledztwa dotyczącego śmierci polskiego prezydenta. Tylko nie ma interesu, żeby je nam przekazać.
(…) Tyle, że nie było żadnego nacisku polskiego rządu na Amerykanów, żeby przekazali wszystko co mają. Inny przykład — 30 czerwca 2010 r. prokuratura wojskowa zwróciła się we wniosku o pomoc prawną do władz USA z pytaniem o wskazanie metod zdalnego wpływania na aparaturę samolotu. Amerykanie nie odpowiedzieli.
Z jakiego powodu Amerykanie nie chcą nam czegoś przekazać, jaką wartość może mieć ten materiał i jak bardzo mógłby on zmienić stan wiedzy o przyczynach tragedii z 10 kwietnia, mecenas nie docieka.
Cała rozmowa w "Rzeczpospolitej".
ruk
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/156841-rafal-rogalski-rzecznikiem-komisji-millera-mecenas-coraz-goretszym-zwolennikiem-oficjalnej-wersji-ws-1004-glowni-winowajcy-zgineli-na-pokladzie-tupolewa