Czeski ksiądz Tomasz Halik jest jedynym księdzem, którego słucham z uwagą – wyznaje dziennikarka „Gazety Wyborczej” Aleksandra Klich.
To pierwsze zdanie wstępu do tekstu tego duchownego, a ranga jaką nadano całej publikacji, zajawionej mocno na pierwszej stronie, pokazuje, że nie ma tu mowy o przypadkowej wypowiedzi publicystki, na co dzień zajmującej się promowaniem RAS-ia (śląskich autonomistów).
Już to pierwsze zdanie trąci wyjątkową intelektualną nonszalancją, i to nie tylko dlatego, że można by spytać choćby o księdza Adama Bonieckiego i pokaźny zastęp kokietowanych przez „Wyborczą” duchownych otwartych i postępowych. Nawet oni nie zmieścili się nad poprzeczką ustawioną wysoko przez recenzentkę polskiego i światowego katolicyzmu. Wydaje się, że ten jej wstęp wzmacniany komentarzem na pierwszej stronie ma większe znaczenie niż skomplikowane wywody samego księdza Halika. W przeciwieństwie do nich oceny pani Klich są proste niby cepy.
Aleksandra Klich powiadamia nas, w jakiego Boga wierzy ksiądz Halik. W Boga
który napije się piwa z gejem, zatańczy z lesbijką, ułoży klocki z dzieckiem urodzonym dzięki metodzie In vitro. I który przytuli jego mamę. W Boga, który poszuka pracy dla bezrobotnego i załatwi miejsce w kolejce bezdomnemu. Który posiedzi przy łóżku umierającego i zrozumie rozwodnika.
Czy to jest także Bóg, który powie rozwodnikowi, że nie powinien opuszczać żony? Czy może Bóg, który po piwie z gejem i pląsach z lesbijką zapomni, że po coś w ogóle przyszedł do ludzi?
A czy jest to Bóg, który wygnał przekupniów ze świątyni? I który powiedział: Nie pokój wam przyniosłem, lecz miecz? Taka badaczka Ewangelii jak redaktor Klich mogłaby się choć zmierzyć z tymi cytatami.
Ale naturalnie nie zmierzy się z nimi, bo nie o żadną Ewangelię tu chodzi, ani o żadnego księdza Halika, choćby mu nawet ofiarowano nie dwie strony gazety, a osiem. Chodzi o wykreowanie piernikowego chrześcijaństwa. Czekoladowego Pana Jezusa (mimo woli nasuwa się skojarzenia z czekoladowym orłem z drugomajowej manifestacji).
W pewnej dość frywolnie traktującej Kościół i dogmaty, ale śmiejącej się z wszystkich stron, amerykańskiej komedii, postępowy katolicki biskup głosił program „Wow Ewangelii”. Jej symbolem był Jezus nie ukrzyżowany (po co denerwować ludzi ), a podnoszący kciuk w górę w geście nieustającej akceptacji dla świata. Była to jednak postać wyśmiana. Kazał nota bene produkować te Jezusiki masowo.
Nawet sam ksiądz Halik daje się w ten scenariusz wpisać tylko, o ile upchnie się go odrobinę kolanem. Bo trudno się na przykład nie zgodzić z jego przestrogą, aby Kościół katolicki nie popadał w sekciarstwo. Czeski duchowny podpiera się w tej myśli często gęsto autorytetem Benedykta XVI, którego „Wyborcza” już dawno wysłała do lamusa przestarzałych idei. Coś tu się więc nie zgadza.
Ksiądz Halik jest jednak pożyteczny w jednej kwestii. Przestrzega przed przekształceniem religii w polityczną ideologię.
I w końcu nie dziwię się reakcji europejskich liberałów na wysiłki konserwatywnych chrześcijan, którzy starają się ogłosić kulturową walkę przeciwko kulturowemu liberalizmowi. Tędy droga naprawdę nie prowadzi
– pisze. Staram się jednak z jego tekstu się dowiedzieć, którędy ta droga wiedzie i nie znajduję odpowiedzi. Poza wezwaniem chrześcijan do pokory.
Czy ta pokora ma polegać na tym, że rezygnujemy z wychowywania swoich dzieci według własnych wartości? Że nie próbujemy pomagać rodzinie? Że dajemy się całkowicie wypierać ze sfery publicznej? Co jest warta religia głoszona szeptem w czterech ścianach?
I znów pojawia się skojarzenie ze współczesną polską polityką. Nowego ministra spraw wewnętrznych Marka Biernackiego pasowano już na lidera konserwatywnej frakcji w PO. Tyle że jego zaletą ma być to, że… nie lubi on mówić o swoich przekonaniach, polecam jego sylwetkę w czwartkowej „Rzeczpospolitej”.
Naturalnie Magdalena Środa i tak jest nieukontentowana z powodu kilku głosowań tego polityka. Uważa, napisała to wprost, że ktoś taki nie ma prawa do publicznego urzędu. A ja pytam głośno, dlaczego tradycyjnie katolickie poglądy mają być jedynymi nieobecnymi, zdelegalizowanymi, zakazanymi, wstydliwymi?
Dlatego, że religia stanie się „ideologią”? W którym to miejscu Ewangelii Jezus zabraniał swoim wyznawcom, a nie zachęcał ich do urządzania świata według jego nauki? Przecież to absurd.
Wszakże w samym wstępie redaktor Klich obok piernikowo-czekoladowych słodkości znalazłem jeszcze jeden cytat z księdza Halika.
Gdyby chrześcijaństwo miało się obrócić plecami do współczesności, wpadłoby w bigoterię i fundamentalizm religijny. I gdyby na odwrót, świeckość chciała się zupełnie odwrócić od chrześcijaństwa, sama stałaby się nietolerancyjną pseudoreligią.
Światowy ksiądz gustujący w migotliwych dyskusjach z liberałami, którzy chętnie z niego korzystają, nie zauważył, że ta druga część jego przestrogi właśnie przyobleka się w ciało we współczesnej Europie. I że ten program realizują ci, którzy uwielbiają go cytować, zapraszać, kokietować.
Ale oczywiście „Gazeta Wyborcza” kierowana przez ludzi niewierzących, z paroma wyjątkami wręcz obcych katolickiej tradycji, wie to doskonale. Jezus z czekolady to tylko etap. Kiedy przestanie być potrzebny, zostanie wyrzucony na śmietnik. A nie, przepraszam, zje się go ze smakiem.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/156755-czekoladowy-jezus-zaprasza-reformowania-kosciola-przez-wyborcza-odcinek-158
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.