Amerykanie znani są ze swego patriotyzmu i poważnego celebrowania świąt państwowych. Władze dają dobry przykład i odwołują się przy tym do naturalnego myślenia Amerykanów, a ono jest daleko od błazenady w poważnych sprawach.
O patriotyzmie Amerykanów rozmawiamy z prof. Zbigniewem Lewickim, amerykanistą, anglistą i politologiem.
Jak obchodzą swoje państwowe święta Amerykanie?
Kwestie patriotyzmu, celebracji i w ogóle bycia Amerykaninem pod wszystkim aspektami jest nieporównywalnie bardziej rozwinięta niż w Polsce. Można zacząć od tego, że w szkole dzieci składają takie przyrzeczenie na wierność fladze amerykańskiej, uroczyście podnosi się i opuszcza flagę amerykańską rano i wieczorem. Korytarze i klasy są pełne reprodukcji obrazów o tematyce historycznej. Później dorośli Amerykanie nie wstydzą się wywieszać flagi przed domami przez cały rok, nie tylko podczas świąt.
Które święto państwowe jest w USA najważniejsze i jak się je obchodzi?
Taką kulminacją tego wszystkiego jest oczywiście 4 lipca, który jest drugim świętem amerykańskim, poza Świętem Dziękczynienia, które nie ma charakteru religijnego i łączy wszystkich Amerykanów. O ile Dzień Dziękczynienia jest świętem rodzinnym i obchodzony jest w gronie szeroko rozumianej rodziny, to 4 lipca obchodzi się w sposób publiczny. W każdym mieście, miasteczku, w osadzie wręcz, organizowane są wspólne spotkania. Tradycyjnie z pokazem ogni sztucznych, które Amerykanie uwielbiają. Przemówienia, hymn, pochód – wszystko to organizowane jest poniekąd naturalnie. Na ogół czynią to jakieś lokalne kluby typu Rotary, Lions, czy inne. Wszyscy w tym uczestniczą. To po prostu jest celebracja bycia Amerykaninem, od tego wielkiego, wspaniałego pokazu na trawniku w Waszyngtonie, po malutkie miejscowości. Radosne, wesołe święto.
Czy Amerykanie wpadliby na pomysł, aby podczas ważnych świąt zamienić flagę narodową na różowe baloniki?
W Polsce święta, zwłaszcza te patriotyczne, w ogóle obchodzi się inaczej. Jest u nas zbyt wiele podziałów, które tego dnia nie zanikają. W Ameryce 4 lipca nie ma potrzeby robienia czegoś sztucznego, bo tam nie ma żadnych podziałów. Nie ma co zmuszać, czy nakłaniać obywateli do takich, czy innych działań w sytuacji, w której oni wszyscy razem to święto celebrują. Tam sytuacja nie wymusza tworzenia żadnych sztucznych pomysłów, gdy sposób obchodzenia tego święta jest tak jednoznacznie pozytywny i powszechny, że nie wymaga żadnych dodatkowych działań.
Co by powiedział jakiś pański amerykański przyjaciel, czy znajomy, gdyby zobaczył podczas oficjalnego święta państwowego urzędnika z kancelarii głowy państwa z różowymi okularami na nosie? Milczałby dyplomatycznie?
Amerykanie nie krępują się w wyrażaniu swoich opinii na temat tego, że coś jest bardzo śmieszne, czy sztuczne. Tego rodzaj sytuacji, jaka była u nas, uznałby za pewien rodzaj happeningu. Uznałby, że ten ktoś – kogo zapewne by nie znał – ma pewien odlot i ten odlot się w takiej formie demonstruje. Gdyby mu wyjaśnić, że te okulary itd. to forma obchodów święta niepodległości, to by uznał, że Polska to jest dziwny kraj.
Tyle tylko, duży wpływ na ten cały „odlot” miała wpływ kancelaria Prezydenta RP.
Amerykańscy prezydenci też byli różnego rodzaju oraz typu i także podejmowali pewne desperackie kroki, jeśli chodzi o odbudowę dumy narodowej. Ale nie było nigdy potrzeby, aby wysilać na tego typu sztuczne działania. Raczej chodziło o odwołanie się do naturalnego myślenia Amerykanów, a chyba nikt – w naturalny sposób – nie nosi różowych okularów. Trudno uznać, żeby to był pomysł, który mógłby się przyjąć powszechnie.
Rozmawiał: Sławomir Sieradzki
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/156751-nasz-wywiad-prof-lewicki-gdyby-jakis-amerykanin-zobaczyl-waznego-urzednika-panstwowego-podczas-swieta-panstwowego-z-rozowymi-okularami-na-nosie-uznalby-to-za-odlot
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.