"Fatalne niebezpieczeństwo zagrażało Polsce, a obowiązkiem króla i większości sejmowej było przedstawić narodowi całą grozę położenia i podać środki ratunku"

Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

222 lat temu uchwalono Konstytucję 3-maja. Poniżej opis tego wydarzenia pióra Augusta Sokołowskiego zamieszczonych w "Dziejach Polski" wydanych w 1901 roku w Wiedniu i w tymże w Warszawie.


 

***

W miarę jak zachmurzał się horyzont, jak stanowcza dla Polski zbliżała się chwila, rosła energia i gorliwość spiskowych. Od pewnego czasu dolatywały coraz częściej do Warszawy wieści o nowych zamachach na całość Rzeczypospolitej. Doświadczenie zresztą uczyło, że na przyjaźń bezinteresowną i pomoc mocarstw - nawet nieprzychylnie do Rosyi usposobionych - liczyć wiele nie można. Sprzedajność Szwecyi dowodziła aż nadto jasno, czego Polska może się spodziewać w razie, gdyby zemsta rosyjska i chciwość pruska o nowem uszczupleniu granic Rzeczypospolitej zamyślały.

Fatalne niebezpieczeństwo zagrażało przeto Polsce, a obowiązkiem króla i większości sejmowej było przedstawić narodowi całą grozę położenia i podać mu środki ratunku. (...)

W tym celu dał król stosowne wskazówki posłom polskim, a spiskowi ułożyli cały plan zamachu. Obrali oni do tego najdogodniejszą porę, a mianowicie pierwszą sesyę po świętach wielkanocnych, które w tym roku przypadały na 24 kwietnia. Wiedziano dobrze, że większa część posłów rozjedzie się w tym czasie z Warszawy, aby uroczystość Zmartwychwstania spędzić na łonie rodziny. (...)

Wśród takich przygotowań nadszedł dzień 2 maja. Wieczorem dnia tego odbyła się - jak zwyczajnie - w pałacu radziwiłłowskim sesya posłów sejmowych wszystkich trzech prowincyj i tu już jasno i otwarcie wystąpili spiskowi z projektem nowej ustawy. Ogólnie przyjęto ją przychylnie, tylko najzawziętsi zwolennicy dawnej anarchii i i stronnicy rosyjscy trwali w opozycyi, liczba ich jednak była tak szczypła, że nie odważyli się wystąpić otwarcie, narzekali tylko i gniewali się pocichu. Ale kiedy sesya miała się ku końcowi, napełniły się salony Bułhakowa i tu pod przewodnictwem ambasadora radzono długo w noc nad powstrzymaniem znienawidzonego dzieła.

Wreszcie postanowiono obronę zagrożonej "wolności" powierzyć Suchorzewskiemu, posłowi kaliskiemu. Człowiek ten, miałkiego rozumu, ujęty pieniędzmi przez Bułhakowa (...) nadawał się wybornie do odegranej smutnej roli skarykaturowanego Rejtana anarchii. Gwałtowność charakteru i znajomość spraw publicznych uczyniły go dogodnem narzędziem w rękach rosyjskiego ambasadora i jego politycznych przyjaciół.

Takie było usposobienie umysłów w wilię 3 maja. Nazajutrz wcześnie już zaroiły się ulice, wiodące do zamku, tłumnie zebraną publicznością. Mieszczaństwo zajęło gromadnie plac przed zamkiem, wykrzykując co chwila: Wiwat konstytucya!

 

Wzdłuż Krakowskiego Przedmieścia, po obu stronach ulicy, ustawiła się piechota pod naczelnym dowództwem księcia Józefa Poniatowskiego, na tarasie zamkowym umieszczono działa.

Przygotowania te mogły przekonać przeciwników konstytucyi, że wszelki ich opór jest daremny i że kwestya reformy rządu stała się sprawą narodową w całem tego słowa znaczeniu.

Polska przestała być w tej chwili Polską szlachecką, anarchiczna republika przeobrażała się w państwo nowożytne, opierające potęgę swoją na współdziałaniu wszystkich warstw społecznych.

Zwolna zaczęli się gromadzić posłowie w sali sejmowej. Po 11-tej wszedł do sali król w licznym orszaku dworzan i dygnitarzy i zajął miejsce na tronie, powitany zewsząd sympatycznymi okrzykami.

Wnet zagaił marszałek sesyę i oświadczył, że deputacya do spraw zagranicznych ma ważne poczynić przedstawienia o niebezpieczeństwach, zagrażających obecnie Rzeczypospolitej. Na te słowa powstał wielki gwar, zewsząd domagano się głosu, wreszcie - podług zwyczaju przyjętego - otrzymał głos poseł małopolski, Sołtyk.

W krótkich, ale jędrnych słowach, potwierdził on obawy, wyrażone przez marszałka i zakończył swoją mowę apostrofą do króla i zgromadzonych stanów:

Ja z miejsca mego - mówił - proszę Ciebie, Najjaśniejszy Panie, proszę Was, Prześwietne Stany, aby wiadomości jakie ma deputacya, zaraz nam doniesione były. Wtenczas przyjdzie moment zapału, który okaże, kto z nas szczerze kocha ojczyznę.

Słowa te zrobiły gromkie wrażenie, powitane grzmotem oklasków i wołaniem: "Prosimy, prosimy!".

Ale wśród gwaru arbitrów i posłów, wśród ogólnego zamieszania, domagał się głosu także Suchorzewski, krzycząc z całego gardła:

Proszę o głos, mam wyjawić wielkie i okropne rzeczy!

(...) Zdyszany i rozgniony, zaczął gwałtownym i urywanym głosem rozpowiadać obszernie o zamachu na wolność przygotowywanym, wołając:

Jeśli fałszywe rzeczy mówię, niech śmiercią ukarany zostanę.

W mowie Suchorzewskiego było jednak tyle niekonsekwencyj i sprzeczności, tyle nieprawdziwych doniesień, postać mówcy zresztą sprawiła tak komiczne wrażenie, że mowę jego przyjęto ogólnym śmiechem. Opozycja zatem zamiast dopiąć zamierzonego celu, skompromitowała się gruntownie niezręcznym wystąpieniem kaliskiego posła i ułatwiła wielce działanie przeciwników.

Jakoż na powtórne i natarczywa żądanie większości sejmowej odczytał wreszcie Matuszewicz, poseł brzesko-litewski, członek deputacyi do spraw zagranicznych, sprawozdanie, ułożone na podstawie relacyj posłów polskich za granicą. Nie zawierało ono nic nadzwyczajnego. Były tam wiadomości o prawdopodobieństwie nowych zamachów na całość Rzeczypospolitej, z szczególnym naciskiem wyrażone w depeszach Debolego z Petersburga, (...) był położony nacisk na potrzebę zreformowania rządu polskiego.

Zaczęły się więc, obyczajem ówczesnym, długie i nużące rozprawy. Przeciwnicy konstytucyi uderzali przedewszystkiem na artykuł VII, ustanawiający dziedziczność tronu.

Z tem wszystkiem siły opozycyi były za słabe, a argumenta przez nią przytoczone nie mogły przekonać nikogo. Zresztą spiskowcy mieli na swoje zawołanie najdzielniejszych władców i opinię publiczną, która w ustanowieniu nowej formy rządu upatrywała słusznie możność ratowania ojczyzny.

Długo, aż nazbyt długo - mówił Linowski, poseł krakowski - i cnotę i światło Polaka tłumił duch obcy i duch wewnętrznego możnowładztwa. Czem był przez dwa wieki Polak? Narzędziem nikczemnem, którego używano pod hasłem niezrozumianej wolności, na posługę lub dla interesu sąsiada lub przemożnego pana. Zmamiony, służył dumie swoich zwodzicielów; spodlony, nie czuł prawa obrony, bo nie od niego, ale od możnowładców nad prawo wyższych, los jego i bezpieczeństwo jego zawisły.

A Potocki, poseł lubelski, długą mowę swoją zakończył temi słowy:

A teraz klękam przed Wami, bóstwa szczęścia narodu. Zaklinam Was na wszystko, cokolwiek świętego i miłego w nazwisku ojczyzny serce poczciwe czuje, abyście odrzuciwszy wszelkie zawady, uwieńczyli dzień dzisiejszy zgodą i jednomyślnością powszechną.

Gdy wreszcie Stanisław August polecił marszałkowi aby zarządził głosowanie, w całej Izbie i na galeryach rozległ się okrzyk przeciągły:

Wszyscy, wszyscy, trzymamy z marszałkiem. Niech żyje król! Niech żyje konstytucya!

Poseł infancki, Zabiełło, który po raz pierwszy od czasu rozpoczęcia sejmu głos zabierał, a dotąd stale milczał, zażądał przyjęcia projektu i - zwracając się do króla - prosił go, aby pierwszy wykonał konstytucyjną przysięgę.

Radosne okrzyki, któremi mowę tę powitano, zagrzały Suchorzewskiego do nowych wysileń. Nagle wypada on na środek sali, przeciska się do tronu, rzuca się rozkrzyżowany na ziemię i tragicznym głosem woła, że tylko po trupie jego przejdą posłowie, aby u stóp tronu wykonać przysięgę. Patetyczna ta scena wywołała w Izbie śmiech i żarty. Nie uważano na leżącego tak dalece, że zachodziło niebezpieczeństwo, aby go nie podeptano. Wtedy znany z olbrzymiej siły poseł inflancki, Kublicki, podniósł Suchorzewskiego z ziemi i uprowadził na bok.

Po usunięciu tej ostatniej przeszkody można już było przystąpić do wykonania wniosku Zabiełły.

Na zapytanie marszałka odpowiedziała cała izba wołaniem: "Zgoda! Zgoda!" a bliżej tronu stojący błagali króla, aby położył koniec niepewności  wykonał przysięgę na konstytucyę.

 

Król - położywszy rękę na ewangelii - powtarzał słowa przysięgi za biskupem, wśród uroczystej ciszy i głębokiego wzruszenia obecnych.

Ukończywszy wreszcie rotę przysięgi, odezwał się głosem poważnym:

Juravi Domino, non me poenitebit (przysięgłem Bogu i żałować nie będę.

A zwracając się do wszystkich dodał:

Wzywam teraz kochających ojczyznę, niech idą za mną do kościoła na złożenie Bogu wspólnej przysięgi i dziękczynienia, że nam dozwolił tak uroczystego i zbawiennego dokonać dzieła.

Wypowiedziawszy te słowa, udał się król przez korytarze zamkowe do kościoła św. Jana, przyjmując u wyjścia z sali hołdy  dziękczynienia kobiet, które z galeryi śledziły pilnie przebieg obrad sejmowych. Była to niewątpliwie najpiękniejsza chwila w życiu Stanisława Augusta, jedyny uroczysty moment wciagu długiego i nieszczęśliwego jego panowania. Zdawało się, że tym jednym czynem król - dotąd przez obcych poniżany, od swoich poddanych nielubiany i lekceważony - zmazał winy całego żywota, że stał się ojcem narodu, zbawcą ojczyzny i jednym z bohaterów przeszłości.

Niestety, złudzenie to miało trwać krótko!

Tymczasem na znak, dany przez króla, ruszyły tłumy z sali sejmowej na ulicę. Pora była już spóźniona, słońce miało się ku zachodowi; przez ośm godzin, bez przerwy, trwało pamiętne posiedzenie, a jednak przed zamkiem stała gromadą publiczność, oczekując ukończenia sesyi.

Wiadomość o uchwaleniu konstytucyi i o przysiędze królewskiej rozbiegła się lotem błyskawicy po mieście i wzbudziła radość i zapał niesłychany. Wychodzących z sali posłów witano okrzykami:

Wiwat król! Wiwat Sejm! Wiwat konstytucya rządowa!

Marszałków sejmowych na rękach niesiono do kościoła. Takiej chwili nie pamiętała Warszawa.

Wśród okrzyków i zapału ogólnego płynęły tłumy, otaczające posłów, do kościoła św. Jana. Tu wspaniały przedstawiał się widok. Starożytna świątynia była przepełniona ciekawą publicznością; w środku stała municypalność warszawska, cechy i bractwa z rozwiniętymi chorągwiami, wszyscy w świątecznym nastroju, ze łzami radości w oczach.

Oczekiwano króla. Wszedł wreszcie Stanisław August, widocznie głęboko wzruszony i stanął u stopni wielkiego ołtarza. Obaj marszałkowie powitali go stosowną przemową, poczem nastąpił uroczysty akt przysięgi, a biskup Górzeński zaintonował Te deum laudamus wśród grzmotu dział, ustawionych pod zamkiem.

Tak w kraju, jak i za granicą powitano ogłoszenie konstytucyi  z radością i uwielbieniem. Ze wszystkich stron Polski spieszyły do Warszawy deputacye z akcesami, po wszystkich miastach niemal odbywały się uroczyste, dziękczynne nabożeństwa. Zagranicą podobnie oddawano nowej ustawie hołd i uwielbienie, jako "wspaniałej, spokojnej reformie, która mądrość rządu polskiego uskuteczniła".

Nie ulega wątpliwości, że konstytucya 3-maja stwierdzała żywotność narodu i dźwigając Rzeczypospolitą z zamętu anarchii, dawała jej możność prawidłowego rozwoju.

Opr. gim

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych