NASZ WYWIAD. Dr Poboży: Zastąpienie Gowina Kaliszem wyszłoby na dobre wszystkim stronom układanki

Aksamitny rozwód coraz bliżej? Fot. PAP/Radek Pietruszka
Aksamitny rozwód coraz bliżej? Fot. PAP/Radek Pietruszka

wPolityce.pl: Jak odbiera pan ostatnie wydarzenia ze sceny politycznej? Platforma traci kolejne przyczółki w Polsce samorządowej - były porażki w Elblągu i Rybniku. Jest nowy sondaż Homo Homini, w którym PO straciła miejsce lidera na rzecz Prawa i Sprawiedliwości. Czy wspomniane problemy partii władzy wynikają z konkretnych, lokalnych przyczyn czy są przejawem szerszej tendencji?

Dr Błażej Poboży, politolog UW: Odpowiedź nie jest jednoznaczna. Z jednej strony każde z tych wydarzeń – zwłaszcza wybory w Rybniku – wymaga analizy kontekstu lokalnego, a z drugiej wszystkie wspomniane przez pana problemy są potwierdzeniem, że Platforma Obywatelska jest od dłuższego czasu w defensywie.

Przykład wyborów w Rybniku pokazuje coś bardzo ciekawego. Do tej pory na Śląsku, jeśli chodzi o Senat, Platforma była hegemonem, a jednak w ostatnich wyborach udało się PiS-owi odzyskać jeden mandat. To ma zarówno przyczyny w dużych błędach, które PO popełniła przy okazji tych wyborów, jak również pokazuje, że duże zaangażowanie PiS w terenie i postawienie na znaną twarz może przynieść konkretne efekty.

 

Czy to zaangażowanie PiS jest też wystarczające, jeśli chodzi o scenę ogólnokrajową?

Trudno powiedzieć, ponieważ perspektywa wyborcza jest odległa. Natomiast z pewnością Prawu i Sprawiedliwości pomagają okoliczności zewnętrzne, głównie kryzys gospodarczy, który jest odczuwalny również przez żelazny elektorat Platformy. Samej partii rządzącej nie służą też wewnętrzne problemy PO, czyli permanentna walka frakcyjna oraz ideologiczna. Jeśli dodamy do tego umiejętność grania przez PiS na dwóch fortepianach równolegle; czyli z jednej strony na – umownie mówiąc – smoleńskim, a z drugiej gospodarczym, to jest to dla tej partii dobra prognoza na przyszłość. Horyzont do głównych i ważnych wyborów jest jednak zbyt duży, by już dziś stwierdzać to z całą pewnością.

Każdy lokalny sukces poprawia też morale wygrywającej formacji, a jednocześnie wymaga reakcji ze strony partii rządzącej, która uzyskała w Rybniku kompromitujący wynik przegrywając nie tylko z kandydatem PiS.

 

Mówił pan o wewnętrznych podziałach wewnątrz PO. Rozpoczął się dziś chyba kolejny sezon grillowy – znów Jarosława Gowina atakują i krytykują jego koledzy z partii. Pan postawił zaś tezę, że wyrzucenie Gowina z PO i zastąpienie Ryszardem Kaliszem wyszłoby wszystkim stronom na dobre. W jaki sposób?

Na takim scenariuszu zyskałby każdy element tej układanki: Platforma jako partia, personalnie Donald Tusk, Ryszard Kalisz, a także – co może zaskakiwać – Jarosław Gowin.

Moim zdaniem premier Tusk, jeśli nie chce na dobre zniechęcić do siebie liberalnych i centrowych wyborców, nie ma już wyjścia i musi pożegnać się z ministrem Gowinem. Jego działalność i wypowiedzi z punktu widzenia PO są po prostu szkodliwe. Nie jest tak, że te kryzysy światopoglądowe i wewnętrzne pojawiają się w sposób instytucjonalny czy są efektem składanych projektów ustaw. W dużej mierze, zwłaszcza w ostatnim czasie, są one mniej lub bardziej świadomie wywoływane przez samego Gowina. Premier skorzysta na jego wyrzuceniu utrwalając wizerunek silnego przywódcy, a Platforma stanie się może formacją nieco mniejszą, ale bardziej zwartą.

Drugim elementem tej układanki jest Jarosław Gowin. Myślę, że jest on już „po słowie” z którymś ze środowisk po prawej stronie sceny politycznej i to dla niego najlepszy moment na rozstanie. Perspektywa do wyborów jest na tyle długa, że może on próbować skonsolidować grupę wyborców nazywanych umownie „sierotami po PO-PiSie”, po drodze testując swoją popularność w walce o prezydenturę Krakowa. Warto jednak zaznaczyć, że elektorat między PO a PiS nie pozwala myśleć o zbudowaniu mocnej formacji politycznej. Hegemonem na prawicy pozostaje PiS, natomiast propozycja Gowina sytuująca się w miejscu dzisiejszego PJN, wydaje się znacznie ciekawsza niż projekt Solidarnej Polski.

Wreszcie Ryszard Kalisz, polityk o sporych i niezaspokojonych ambicjach, który zapewne sądził, że jego wyrzucenie z SLD przekuje się od razu na atrakcyjne propozycje polityczne. Gdy tak się nie stało i nawet liderzy Europy Plus niekoniecznie widzą go w roli głównego rozgrywającego, może skusić się na zamianę fotela poselskiego na ministerialny, co pozwoliłoby mu zatrzymać erozję zaufania społecznego do jego osoby.

I tu dochodzimy do połączenia tych kilku wątków – Kalisz mógłby wzmocnić lewą flankę Platformy Obywatelskiej. Jako lewicowy w wymiarze ideowym, bo na pewno nie społecznym, doskonale odnalazłby się w tej roli lidera socjalliberalnej frakcji. Na takiej roszadzie mogliby zyskać zresztą wszyscy – premier poprawiając swój wizerunek, PO stając się ugrupowaniem bardziej jednolitym, Ryszard Kalisz wracając do gry w ekstraklasie i wreszcie sam Gowin, który stałby się w końcu politykiem samodzielnym.

 

Kreślona przez pana konstrukcja brzmi bardzo ciekawie, ale przecież PO rezygnując z Gowina, ryzykowałaby utraceniem parlamentarnej większości. Sam Jarosław Gowin z kolei być może miałby szansę wzmocnienia swojej pozycji, tylko czy w PO znajdzie się tych kilku posłów, których stać na pójście za Gowinem?

Nie ma tutaj sprzeczności, o ile wyrzucenie Gowina nie będzie niosło poważnych secesji z Platformy Obywatelskiej. Błędnie utożsamiamy zresztą frakcję konserwatywną w PO z samym Jarosławem Gowinem. Konserwatyści jak i cała partia również są podzieleni. W mojej ocenie za Gowinem pójdzie najwyżej kilku, a nie kilkunastu posłów. Parlamentarzyści PO potrafią liczyć i właściwie ocenić, czy odejście z potężnej maszyny wyborczej jaką jest Platforma, zwyczajnie będzie im się opłacało. Tu działa brutalna arytmetyka – Gowin jest postacią rozpoznawalną i on poradzi sobie poza Platformą, mało znani posłowie z ostatnich ław już raczej nie. Ewentualną lukę po kilku posłach PO w rządowej koalicji będzie też stosunkowo łatwo wypełnić, dobierając do większości wspomnianego wyżej Ryszarda Kalisza czy kilku parlamentarzystów z Ruchu Palikota. Jednoznaczna i oficjalna koalicja z SLD, a już na pewno z Ruchem Palikota nie jest więc konieczna. Nie jest na to gotowy ani premier Tusk, ani Polskie Stronnictwo Ludowe. Z takim sojuszem problem miałaby także spora część elektoratu PO.

 

Co się stało, że z partii, która chwaliła się szerokością swoich skrzydeł, jak mówił sam premier - Barceloną grającą obydwiema flankami, dziś musi tworzyć partię mniejszą, ale zwartą?

Trzymając się futbolowej retoryki powiem, że gracze oddelegowani do gry na skrzydłach nie grają zespołowo, a bardziej skupiają się na sobie. Dobrym przykładem jest właśnie Jarosław Gowin, któremu pomyliły się role i zamiast być dobrym skrzydłowym, marzy mu się rola napastnika. Tymczasem na partyjnych skrzydłach grać powinni najlepsi zawodnicy, którzy jako nadrzędny widzą interes całej drużyny i jej najwierniejszych kibiców, a nie interes własny celując w najbliższe „okienko transferowe”.

 

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Marcin Fijołek.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.