Gwałt mentalny. Jak poseł Biedroń sam blokuje ustawę o związkach partnerskich

fot. PAP / L. Szymański
fot. PAP / L. Szymański

„W moim przypadku boląca pupa to znaczy, że było dobrze”… - wyznał poseł Robert Biedroń w programie Eski Tv. A mnie po takich wyznaniach boli głowa i robi mi się niedobrze.

To, że facet kocha mężczyzn jest jego sprawą dopóty, dopóki - jak mawiał Kondrad Adenauer - „nie złapie mnie za kolano”. Tak były kanclerz Niemiec skwitował pytanie o stosunek do swego ministra spraw zagranicznych Heinricha von Brentano. Wtedy ten chadecki polityk musiał ukrywać swą słabość do panów. Dziś, za sprawą różowo-zielonej koalicji kanclerza Gerharda Schrödera pederaści i lesbijki w RFN oficjalnie łączą się w zalegalizowane związki partnerskie. Następca Brentano, urzędujący obecnie szef MSZ Guido Westerwelle nie musi już kryć się, z kim dzieli łoże, zabiera nawet zabiera swego „małżonka” Michaela Mronza w zagraniczne podróże służbowe, czym de facto wprawia gospodarzy w spore zakłopotanie. Tak samo kochający inaczej burmistrz Berlina, socjaldemokrata Klaus Wowereit, który pozował ze swym partnerem Jörnem Kubickim do wspólnej fotografii z parą prezydencką na tle Bramy Brandenburskiej, co tylko nieliczni Niemcy komentowali ironicznie, że ich ojczyzna powinna zmienić nazwę na „Niemiecka Republika Pederalna”. Nie bez podstaw, jeśli dać byłej rzeczniczce parlamentarnej frakcji postkomunistów (PDS, obecnie Lewica) Christine Schenk, która twierdziła: „Mamy więcej homoseksualistów niż bezrobotnych”…

Schenk jako pierwsza z niemieckich polityków kazała w 1994 r. wpisać w wykazie osobowym Bundestagu, że jest lesbijką. Obecnie nią nie jest, gdyż przeszła operację zmiany płci i teraz nazywa się Christian Schenk. Nawiasem mówiąc, prawnicy mięli z tym twardy orzech do zgryzienia: lesbijski związek Schenk był urzędowo zarejestrowany, jednak, gdy po operacji chciała zmienić w dokumentach, że tworzy ze swą partnerką związek hetero, sąd orzekł, iż w tym celu musi przeprowadzić procedurę „rozwiązania dotychczasowego partnerstwa” i zawrzeć małżeństwo.
Tak czy siak, tęczowi lobbiści odnieśli w RFN sukcesy. Ich najważniejszym celem jest teraz doprowadzenie do całkowitego zrównania praw rodzinnych z małżeństwami heteroseksualnymi i umożliwienie adopcji dzieci przez jednopłciowe pary. Po części jest to już możliwe, ponieważ w lutym tego roku Federalny Trybunał Konstytucyjny orzekł, że zakaz narusza zasadę równego traktowania obywateli i rozszerzył uprawnienia homoseksualistów - gdy jedna osoba w związku partnerskim miała wcześniej adoptowane dziecko, to druga również może je zaadoptować. Przyczynkiem była sprawa pewnej lesbijki z nadreńskiego Monastyru (Münster), która kilka lat temu adoptowała małą Bułgarkę, a obecnie wychowuje ją ze swą życiową partnerką. Nie znaczy to jednak wcale, że problemy homoseksualistów w RFN sprowadzają się dziś do pokonywania urzędowo-biurokratycznych barier. Można nawet odnieść wrażenie, że im większa presja kochających inaczej, tym coraz mocniejsze i częstsze wyrażanie dezaprobaty przez przedstawicieli różnych środowisk, z państwowymi instytucjami włącznie.

Nie tak dawno Federalne Ministerstwo Obrony wydało żołnierzom Bundeswehry zakaz przebywania, a nawet parkowania aut w pobliżu gejowskich przybytków. W uzasadnieniu podano, że chodzi o „ochronę dobrego wizerunku armii”. Wygląda na to, że Bundeswehra nie chce chłopaków, którzy preferują fioletowe tiule i woleliby dmuchać wrogom pudrem z puderniczek w oczy. Co prawda, aby przypodobać się elektoratowi tańczącemu w krynolinach na Christopher Street Day, startujący w wyborach na burmistrza stolicy, były sekretarz stanu w ministerstwie obrony Friedbert Pflüger, obiecał, że załatwi zezwolenie dla żołnierzy, żeby „mogli nawet sypiać w gejowskich hotelach”, nic jednak z tego nie wyszło, bo przegrał. Z kolei w rządzie Badenii-Wirtembergii ministrem spraw socjalnych był do 2006 r. niejaki Andreas Renner. Ów chadecki polityk patronował i uczestniczył w „Paradzie równości”. Roznegliżowane chłopaki przyjęły go tym radośniej, że w uchu ministra tkwił brylantowy kolczyk. Żadnego entuzjazmu nie wykazali za to jego partyjni koledzy i katolicki biskup Stuttgartu Gebhard Fürst. Gdy duchowny ostrzegł Rennera przed integrowaniem się z gejami, ten odparł: „niech biskup lepiej zajmie się płodzeniem dzieci” i „zezwoli na to swoim księżom”. Purpurat poskarżył się premierowi Güntherowi Oettingerowi i minister wyleciał z pracy.

Wprawdzie istnieje chadecki związek gejów i lesbijek (LSU), lecz oficjalnie nie jest uznany przez siostrzane partie CDU/CSU, które starają się trzymać homoseksualistów z własnych szeregów na aucie. Na tym tle wybuchł w Monachium konflikt kandydata na burmistrza Ariberta Wolfa z wiceszefem młodzieżówki Junge Union, gejem Alexem Poettingerem,. Wolf blokował jego awans, gdyż jak mówił: „homoseksualista nie może mieć więcej do gadania, niż tysiące normalnych mieszkańców miasta”.

Rzecznik frakcji Zielonych w Bundestagu Volker Beck nie raz już doświadczył przykrości z powodu swej orientacji seksualnej. Jest jednym z najbardziej aktywnych, gejowskich działaczy. Jego „mężem” był Jacques Teyssier, Francuz z pochodzenia, dyrektor generalny francusko-niemieckiej firmy farmaceutycznej, honorowy przewodniczący związku pederastów i lesbijek LSVD. Rzecznikiem biura Becka jest Robert von Rimsche, który ma „męża” Filipińczyka, poseł Zielonych zatrudnił także w swym biurze męską sekretarkę. Gdy na niedawnym wiecu kolońscy radni z ugrupowania Pro-Köln, Jörg Ueckermann i Michael Gabel pozwolili sobie na niewybredne żarty pod jego adresem, złożył w ubiegłym tygodniu skargę w sądzie. Poszło o stwierdzenie Ueckermanna, że „rozgrzany Beck wie, jak można się przebić od tyłu do przodu…”, zaś Gabel miał wyzwać go od „papierowych pedałów”.
Czy agresja słowna polityków „Pro-Köln” jest skutkiem natręctwa homo-lobby? Tak w każdym razie twierdzą ci, którzy uważają, że seksualni odmieńcy zaczęli wchodzić im na głowy i na własną modłę zmieniają obyczajowość. Poseł Biedroń i jemu podobni również powinni o tym wiedzieć. Pamiętam, gdy kilka lat temu zjednoczona grupa polskich i niemieckich pederastów stanęła na Lassenstrasse pod Ambasadą RP w Berlinie z transparentami: „Stop szczaniu PIS na demokrację!” („Stop PiS-sen auf Demokratie!” - gra słów, skrótu PiS oraz „pissen”, co po niemiecku jest wulgarnym określeniem oddawania moczu), „Warszawska syrenko zetnij łeb Kaczyńskiemu!” i tęczową flagą z nabazgraną kotwicą - symbolem Polski Walczącej… Poseł Biedroń wolałby zapewne o tym nie pamiętać. Wśród zebranych był również poseł Beck, który wspierał rzekomo prześladowanych homoseksualistów w naszym kraju. Ciekawe, że żadnemu z polskich gejów, ani Beckowi nie przyszedł do głowy protest np. pod niemiecką ambasadą w Warszawie, z powodu rozporządzenia dla żołnierzy Bundeswehry, czy wylanego na bruk ministra z kolczykiem.


Nie obchodzi mnie, kto z kim sypia i kto z kim żyje, nie mam też nic przeciw urzędowej rejestracji tzw. związków partnerskich dla jednopłciowych par, z wyraźnym wszakże zaznaczeniem różnic w stosunku do małżeństw heteroseksualnych. Ale na tym - basta! Rodzinę tworzy kobieta i mężczyzna, nie dwóch gejów czy dwie lesbijki z dziećmi z adopcji lub pozyskanymi innymi sposobami, jak np. z wykorzystaniem metody in vitro. Co poseł Biedroń robi ze swoją pupą i kiedy mu dobrze jest jego sprawą. O swych radosnych doznaniach może opowiadać co najwyżej we własnym, gejowskim gronie. Tolerancja ma swoje granice. Poseł Biedroń, polityk z nadania „Palikociarni” sam dokonuje gwałtu mentalnego na hetero-większości, nie działa na korzyść dyskutowanej ustawy o związkach partnerskich, a jedynie naraża jemu podobnych na społeczny ostracyzm.

Autor

Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych