Polska to kraj antysemitów, ksenofobów i neofaszystów. Wszyscy możemy być "komuną". Albo "Żydem" - straszą strażnicy "tolerancji"

fot. wikipedia.org / Diricia De Wet / licencja CC 2.0 generic
fot. wikipedia.org / Diricia De Wet / licencja CC 2.0 generic

W jakim strasznym kraju przyszło nam żyć. Odradzają się neofaszyzm, ksenofobia i nacjonalizm. I oczywiście antysemityzm. A wszystkiemu winne marsze "radykałów" i media, które ośmielają się je pokazywać. W takim duchu obraz współczesnej Polski kreślili uczestnicy seminarium Kampanii Przeciw Homofobii. Czy my na pewno żyjemy w tym samym państwie?

W Polsce nastąpiła eskalacja przemocy nacjonalistycznej; m.in. dlatego, ponieważ relacjonowane w mediach marsze radykałów pokazały, iż ich środowisko jest liczne. Należy publicznie walczyć z ich argumentami - mówiono na seminarium Kampanii Przeciw Homofobii.


Problem przedstawił dr hab. Rafał Pankowski z Collegium Civitas, szef stowarzyszenia "Nigdy Więcej", rejestrującego przypadki aktów nienawiści, ksenofobii i neofaszyzmu. Według stowarzyszenia po odnotowanym w latach 2008-10 zwiększeniu się ilości publikacji podszytych taką ideologią, w latach 2011-12 przybyło aktów przemocy na tym tle.


To paradoks, że do tych radykalnych zdarzeń dochodzi w Polsce, kraju tak doświadczonym przez wojnę i holokaust. Słowem-kluczem dla wzrostu radykalizmów jest kryzys, także ten ekonomiczny. Ale ograniczenie się tylko do kryzysu byłoby uproszczeniem. Bo gdyby tak było, to w siłę by rosły nie tylko ruchy nacjonalistyczne, a także radykalna lewica - a tak nie jest. Liczy się bowiem jeszcze kontekst kulturowy. A w Polsce podglebie ideologii narodowej istnieje od lat 20. i 30. ubiegłego wieku

- ocenił Pankowski.
Jak podkreślił, w wyznawanej przez radykałów wizji "totalnej kulturowej jednolitości" nie ma miejsca dla żadnych mniejszości - kulturowych, światopoglądowych, także seksualnych.

To jest rdzeń faszystowskiej i neofaszystowskiej wizji społeczeństwa. I narodowość jej wyznawców nie ma znaczenia. Nie trzeba być Włochem, aby być faszystą, ani Niemcem - aby być nazistą. W Polsce ta niebezpieczna wizja obrazuje się w haśle "Polska dla Polaków". A przecież każdy człowiek w pewnym kontekście należy do jakiejś mniejszości

- dodał.
Według Pauli Sawickiej ze stowarzyszenia Otwarta Rzeczpospolita, w Polsce mamy do czynienia z przejawami antysemityzmu, ale - jak podkreśliła - "jest to antysemityzm bez Żydów".

Wielonarodową Rzeczpospolitą byliśmy kiedyś, obecnie kraj jest raczej mononarodowy, ale stereotypy i uprzedzenia pozostały. Mamy dziś nową mniejszość, która staje się dyskryminowana - dzieci z in vitro, a akty nienawiści te same. W tej kalce wystarczy podmienić słowo "Żyd" na "dziecko z in vitro". Na szczęście ci, którzy krzyczą "Polska dla Polaków", też są w mniejszości

- mówiła. 
W opinii Jacka Purskiego z "Nigdy Więcej", radykałowie przebili się do mediów i są atrakcyjnym tematem dla obiektywu.

Dlatego rosną teraz w siłę. Na każdym stadionie ligowym mamy dziś flagę z napisem "precz z komuną". A kto jest dziś komuną? Wszyscy możemy być "komuną". Albo "Żydem"

- mówił.
Uczestnicy dyskusji spierali się o to, czy - i w jakim zakresie - należy stosować znaną na zachodzie formułę "no platform", czyli nieuczestniczenia w debatach, do których zapraszani są przedstawiciele ugrupowań neofaszystowskich. Krytykowano jedną ze znanych dziennikarek, która dzień po zeszłorocznym "Marszu Niepodległości" zaprosiła do swego programu w telewizji Artura Zawiszę, patronującego radykalnym ruchom narodowym.


Przeciwko stosowaniu tej zasadzie opowiedział się Jacek Żakowski z "Polityki".

Każdy argument musi być obecny w mediach i tam obalony. Jestem radykalny - uważam, że "Mein Kampf" Hitlera powinno być obecne czytane w szkołach, aby tam było obalone i aby się z tą książką rozprawiać. Bo inaczej ludzie mówią tym językiem i nawet nie wiedzą skąd i jak

- mówił.
W jego ocenie problemem jest, że ludzie w mediach nie mają kompetencji wystarczających do przeprowadzania wywiadów z "trudnymi rozmówcami".

I dlatego szuka się rozwiązań typu "no platform". Nie można "szukać środka" między Balcerowiczem, a Kołodką, albo między Saddamem Husajnem, a Georgiem Bushem

- dowodził.
Pytana o to samo Kazimiera Szczuka powiedziała, że nie przyjmuje już wielu zaproszeń do studiów telewizyjnych na debaty, w których miałaby uczestniczyć w podobnych dyskusjach.

Ale w ważnych momentach, np. 11 listopada przychodzę, bo uważam, że ktoś z +naszych+ musi być. Zresztą druga strona uważa to samo, że programy w telewizji są nieobiektywne, lewackie

- dodała.

W całej tej dyskusji zabrakło jedynie tak popularnego niegdyś słowa "Ciemnogród". Szkoda tylko, że panelistom nie zaświtała myśl, iż w tej pełnej demonów faszyzmu, nietolerancyjnej Polsce nikt nie zabrania im wygłaszać podobnych bzdur. I pewnie tak na wszelki wypadek - piewcy pluralizmu intelektualnego - nie zaprosili do dyskusji nikogo, kto by miał odwagę z nimi polemizować.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.