NASZ WYWIAD. Stanisław Janecki: "Ludzie już wiedzą, iż państwo polskie nie zdało egzaminu, nawet podczas organizacji pogrzebów"

Fot. wPolityce.pl. Politycy PO zdają egzamin na Okęciu w kwietniu 2010 r.
Fot. wPolityce.pl. Politycy PO zdają egzamin na Okęciu w kwietniu 2010 r.

Podczas społecznych obchodów 3. rocznicy katastrofy smoleńskiej Donald Tusk pojechał do Afryki, a Bronisław Komorowski prawie się nie odzywał. Może dlatego było spokojnie, choć tradycyjnie do boju o rosyjską i millerowską wersję wydarzeń z 10/04 ruszyli "niezależni" eksperci i pracownicy mediów, którzy jak mogli to obrażali Polaków wspominających największą katastrofę państwa polskiego po wojnie.

O rocznicy, innej chyba niż poprzednie, rozmawiamy ze Stanisławem Janeckim, publicystą tygodnika "Sieci".

 

wPolityce.pl: Czy niedawna 3. rocznica tragedii smoleńskiej może okazać się przełomem dla państwa polskiego? Dla świadomości Polaków? Ona była inna niż poprzednie? Może to wpływ emisji filmu Anity Gargas w telewizji publicznej?

Stanisław Janecki: Po histerycznych reakcjach rządowych mediów, bo tak je trzeba nazwać, po historycznych reakcjach polityków PO, strachu jaki z tego wszystkiego się wyłania - ale nie strachu przed tymi ludźmi, których oni nazywają „sektą smoleńską” - tylko strachu przed skutkami tego, że okazuje się w jaki sposób prowadzono śledztwo smoleńskie, po tym wszystkim widać, że zmierzamy do jakieś społecznego przesilenia. I nie chodzi mi tu o bunt w rodzaju nowego Jakuba Szeli, czy rewolucji na ulicy, lecz o przełom w świadomości. To przełom w świadomości polegający na tym, że ludzie już wiedzą, iż państwo polskie nie zdało egzaminu. Nie zdało nawet tam, gdzie wydawało się, że go zdało, czyli w organizacji pogrzebów. Nie mówiąc już o wszystkim innym.

W związku z tym rodzi się protest przeciwko takiemu funkcjonowaniu polskiego państwa, przeciwko niesprawnemu mechanizmowi, dzięki któremu możliwe są te wszystkie kłamstwa, śledztwo prokuratorskie może się tak ślimaczyć, zaś to co zrobiła komisja Millera, może być traktowane jako coś niewiarygodnego, zrobionego za szybko, za łatwo, za bardzo w oparciu o wiarę w rosyjskie ustalenia i dokumenty, co nie ma żadnych merytorycznych postaw. To jest jedno.

Po drugie ludzie nie chcą być traktowani jak barany, nie chcą być oszukiwani. Nie chcą być poddani indoktrynacji, pedagogice zbiorowej, w której nie liczą się wartości, w której wszystko jest funkcją czegoś innego. Nie godzą się na to, aby być oszukiwanym na takiej zasadzie, że zawsze jest jakieś wyższe dobro, np. w postaci dobrych relacji z Rosją, niezadrażniania relacji w Europie, bo przecież Polaków potraktują tam jak wariatów. To jest absurdem, bo nawet najmniejszy europejski kraj nie pozwoliłby sobie na to, żeby śmierć prezydenta, głównych dowódców wojskowych i elity państwowej, potraktować jak zwykły wypadek, choć taki wypadek w dziejach nowożytnej Europy nigdy się nie zdarzył. Więc traktowanie katastrofy smoleńskiej w kategoriach zwykłego wypadku jest dla ludzi, nie mających jakiejś specjalnej wiedzy, czymś co im nie pasuje, czymś co im się nie zgadza z ich doświadczeniem i ze zdrowym rozsądkiem.

Trzeci poziom tego buntu polega na tym, że coraz większej liczbie osób wydaje się, że ktoś ich robi w balona, że ktoś próbuje zakłócić ich sposób rozumowania, że ktoś dokonuje zamachu na ich zdrowy rozsądek. Ten dysonans poznawczy, jaki ludzie mają obecnie, jest istotnym przełomem.

 

Wiemy coraz więcej o przebiegu zdarzeń tragicznego poranka 10/04...

Oczywiście, dokładanie kolejnych cegiełek wiedzy ma wpływ na zachowanie ludzi, ale to nie jest decydujące, bo to wynika z funkcji czasu. To znaczy, że trwa to już trzy lata i odłożyło się w umysłach ludzi jako sprawa, która znajduje się w zasadzie na początku, a nie na końcu wyjaśniania. To powoduje, że każda kolejna cegiełka przechyla szalę. Dlatego rośnie liczba osób, które uznają, że coś jest nie w porządku. Bardzo się temu sprzeciwiam, co z premedytacją robią niektóre media i politycy, kiedy stawiają pytanie: „czy Pan/ Pani wierzy”, np. w zamach, czy cokolwiek innego? Bo to jest postawienie sprawy smoleńskiej nie na poziomie wiedzy, dowodu, ustalenia faktów, tylko na poziomie quasi religijnym. To jest oczywiście potem łatwe do atakowania, bo wtedy można formułować takie określenia jak „religia smoleńska”, czy „sekta smoleńska” i wpisywać to w kanon irracjonalizmu, że jak ktoś jest od początku do końca irracjonalny, to jak tu z nim dyskutować?

 

Jak rozumieć tę rejteradę Donalda Tuska i milczenie Bronisława Komorowskiego podczas obchodów rocznicowych? Czy chodzi o to, że wychodzi na jaw to rzeczywiste zaangażowanie państwa, ten „zdany egzamin”?

Nie. To jest celowy zabieg związany z tym, żeby tę stronę, tę część społeczeństwa, która nie uznaje, tego co dotychczas zrobiono – i ma do tego wszelkie podstawy, zepchnąć w irracjonalizm. Dostajemy taki sygnał: „my nie świętujemy z nimi, my nie odnosimy się do nich, traktujemy ich jako czerń, która jest w stanie obłędu, jest kompletnie irracjonalna, zaś my – ludzie racjonalni – czytaj my władza i wszyscy, którzy się za nami opowiadają, przecież nie możemy zajmować się takimi absurdalnymi rzeczami, które są kompletnie nieracjonalne, które są spychane w kategorie pseudoreligijne itd.

Dlatego została tym razem postawiona taka ostra granica, żeby właśnie zepchnąć wszystkich, którzy domagają się nowych ustaleń i nowych kroków, w taką „czarną dziurę”, z której nic się nie wydobywa, podobnie jak z czarnej dziury nie wydobywa się światło, czy żadna inna materia, żeby mieć łatwego przeciwnika do bicia.

 

Chcą sprawę smoleńska wepchnąć w bachanalia...

Nawet nie w bachanalia. Po pierwsze zaszeregować chcą do „ciemnoty”, a po drugie w nieustanną żałobę, w której zatraca się wszelki zdrowy rozsądek, bo istnieje tylko żal i rodzaj jakiegoś cierpienia, natomiast nie ma myślenia. Chodzi o wytworzenie przeciwnika bardzo wygodnego do zwalczania. A im więcej wychodzi faktów, im więcej racjonalnego, a tego jest zdecydowana większość pośród tego, co się nowego pojawia w sprawie, tym większa jest chęć przedstawienia tego, jako totalnego irracjonalizmu.

Ale mamy taką odwrotną sytuację. Ta strona, która przedstawia się jako bardzo racjonalna, popada w coraz większy irracjonalizm, bo ani nie chce dyskutować na poziomie merytorycznym, ani nie zamierza rozważać tego, co organizacyjne powinna zrobić. Wystarcza im tylko stwierdzenie, przekonanie – też quasi religijne – że mają rację.

Rozmawiał Sławomir Sieradzki

CZYTAJ TAKŻE: Lekcja patriotyzmu na Krakowskim Przedmieściu 10/04. "Mój dziadek, moi przodkowie na pewno nie zostawiliby tego w ten sposób". ZOBACZ ŚWIADECTWA

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych