Parlamentarny zespół badający przyczyny katastrofy smoleńskiej zaprezentował aktualny stan badań prowadzonych przez ekspertów współpracujących z zespołem. W czasie posiedzenia omówiono główne tezy stawiane w raporcie dot. tragedii smoleńskiej.
Posiedzenie rozpoczęto minutą ciszy oraz modlitwą za tragicznie zmarłych. Następnie przewodniczący zespołu poseł Antoni Macierewicz przywitał wszystkich obecnych na spotkaniu. Na posiedzenie przybyło wiele rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej, m.in. Małgorzata Wassermann, Piotr Walentynowicz, Beata Gosiewska, Jakub Płażyński, oraz mecenasi i posłowie PiS.
Rozpoczynając posiedzenie poseł Antoni Macierewicz nawiązał do rocznicy tragicznych wydarzeń w Smoleńsku.
Dzisiejsze posiedzenie ma charakter szczególny, ze względu na przypadającą dziś trzecią rocznicę tragedii. Trzeci rok czekamy na wyjaśnienie tej najstraszliwszej tragedii, jaka dotknęła niepodległą Polskę. Trzeci rok patrzymy na to, jak rząd Tuska podejmuje ogromne wysiłki, również finansowe, by nie wykryć sprawców. Trzeci rok patrzymy na bezradność prokuratury. Trzeci rok patrzymy na ogromną pracę o wysiłek rodzin, ekspertów
- zaznaczał poseł. Dodał, że w Sejmie zaprezentowany zostanie aktualny stan badań.
Jednak zanim rozpoczęła się zasadnicza część posiedzenia głos zabrała senator Beata Gosiewska, żona śp. Przemysława Gosiewskiego.
Minęło już trzy lata od tej okrutnej katastrofy. Trzy trudne lata. Chciałabym przede wszystkim podziękować tym wszystkim, którzy przez te trzy lata poświęcają czas, wkładają ogromny wysiłek, często narażając się, którzy dążą do wyjaśnienia tej katastrofy, którzy ze względu na pamięć oraz zasady, które powinny obowiązywać w państwie demokratycznym, dążą do wyjaśnienia tragedii smoleńskiej
- mówiła Gosiewska.
Dodawała, że zaangażowanie wielu ludzi "daje nadzieje, że dowiemy się kiedyś jak zginęli nasi bliscy".
Obecna na posiedzeniu senator zaznaczała, że czuje żal i rozczarowanie postawą władz.
Liczyłam po katastrofie, że państwo polskie wyjaśni uczciwie tę najgorszą tragedię. Jednak przez te lata słyszeliśmy ogromną liczbę absurdalnych teorii. Słyszeliśmy kolejne kłamstwa. Nie mieściłoby się w głowie, że najważniejsi urzędnicy mogą tak kłamać. Jednak na każdym kroku dowiadywaliśmy się, że mogą
- zaznaczyła Gosiewska.
Dodała, że wraca właśnie z obchodów rocznicy katastrofy smoleńskiej i widzi, że "Polacy pamiętają, chcą pamiętać" o tych, którzy zginęli w Smoleńsku.
Przechodząc do meritum posiedzenia poseł Macierewicz zaprezentował w skrócie, co znalazło się w wydanym raporcie. Wskazał, że znalazło się w nim podsumowanie badań oraz działań państwa po tragedii smoleńskiej.
Raport podzielono na trzy części. W pierwszej autorzy skupili się na analizie systemu bezpieczeństwa państwa oraz działaniu służb specjalnych.
Antoni Macierewicz wskazywał, że ta część sięga do wydarzeń z 2008 roku.
Od wtedy wszyscy w Polsce powinny mieć świadomość, że prezydent Lech Kaczyński jest zagrożony, jego życie jest zagrożone. Po tych wydarzeniach stało się jasne, że w Polsce powinno robić się wszystko, co można, by zagwarantować bezpieczeństwo Prezydenta Kaczyńskiego
- mówił Macierewicz.
Przytoczył również słowa ówczesnego marszałka Bronisława Komorowskiego, który mówił "jaka wizyta taki zamach".
Te słowa stały się instrukcją dla wszelkich służb, które powinny się zajmować sprawą bezpieczeństwa prezydenta
- dodał przewodniczący zespołu.
Wskazał również na sprawę remontu tupolewa, zleconego w Rosji. Zaznaczył, że tą sprawą zainteresowała się jedynie "służba wywiadu Rosji".
Kolejna - druga część - raportu zespołu parlamentarnego dotyczy "podsumowania wiedzy o tym, co stało się w Smoleńsku, szczególnie w ostatnich sekundach lotu".
Antoni Macierewicz wskazał na wiele zaniedbań w działaniach prokuratury oraz komisji Millera w tej sprawie.
Nie raczono nawet zbadać skrzydła, które się urwało. Do dziś nikt z ekspertów Millera nie zmierzył brzozy, która miała być przyczyną tragedii. Do dziś ani pan Maciej Lasek, ani prokuratura nie wie, na jakiej wysokości doszło do złamania brzozy
- wskazywał poseł.
Dodał, że "zespół dotarł do wiarygodnych dokumentów, które pokazują miejsce katastrofy", a ostatnie analizy ekspertów pokazują, że "tupolew nie był w żadnym momencie na wysokości, na której brzoza mogła mu zagrozić".
W części trzeciej raportu, jak zaznaczał przewodniczący, omówiono sprawę stanu prawnego śledztwa smoleńskiego.
Pokazujemy, jak rząd Tuska zajmował się tym najstraszliwszym dramatem, jaki dotknął polski naród. To była najstraszliwsza tragedia na świecie. Nigdy nie zdarzyło się, by cała elita zginęła w jednym momencie. Nie było również takiej historii, by rząd angażował wszelkie wysiłki i siły, by naród nie dowiedział się, jak zginął jego prezydent
- mówił Antoni Macierewicz.
Poseł Macierewicz wskazuje również, że zgodnie z analizą prawników komisja Millera nie została powołana zgodne z prawem, a jej raport nie ma umocowania prawnego.
Po krótkim wprowadzeniu poseł Macierewicz oddał po kolei głos ekspertom, współpracującym z zespołem parlamentarnym.
Jako pierwszy głos zabrał prof. Kazimierz Nowaczyk, szef zespołu doradców zespołu parlamentarnego.
Wskazał, że zespół starał się dotrzeć do oryginałów dokumentów ws. smoleńskiej. Zaznaczył, że opierał się jedynie na wiarygodnych dokumentach. Najważniejsze były dla niego analizy firmy Universal Avionics, ekspertyzy firmy ATM oraz Instytutu im. Sehna.
Na wstępie Nowaczyk zaprezentował mapę, na której widać było rozkład szczątków tupolewa. Wskazywał, że najczęściej w mediach pokazywane jest jedno miejsce.
Najczęściej pokazywanym miejscem jest miejsce, w którym samolot uderzył w ziemię. Nie pokazuje się wcześniejszych miejsc, w których można było znaleźć fragmenty wraku. To są części zebrane przez stronę rosyjską
- tłumaczył Nowaczyk.
Ekspert przytoczył również wyniki analizy Konrada Matyszczyka, która pokazuje, że zapisy z kokpitu zostały zmanipulowane. Matyszczyk złożył w tej sprawie zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa. Bowiem ta sprawa jest bardzo ważna. Z analizy wynika, że wycięto część zapisów m.in. z rejestratora rozmów w kokpicie, co może sugerować, że "z samolotem stało się coś, co zapisało się w rejestratorach" oraz magnetofonie w kokpicie.
Nowaczyk zaznaczał, że wiele faktów przeczy tezie oficjalnych raportów.
Destrukcja samolotu nie miała w cale miejsca przy brzozie, ale znacznie wcześniej. Na zdjęciach widać, ile części odpadło z samolotu przed brzozą. 70 metrów w bok od brzozy znajduje się część poszycia skrzydła
- tłumaczył.
Dodał również, na na szopie, stojącej przed brzozą, "śledczy znaleźli duży fragment poszycia skrzydła". To z kolei znaczy, że poszycie leciało do tyłu - gdyby prawdę mówiły raporty.
Nowaczyk w swoim wystąpieniu zaprezentował również zdjęcie z miejsca katastrofy, na którym widać dwie duże bruzdy. Ten ślad, jak wynika z oficjalnych raportów, miał zrobić samolot lecąc plecami do ziemi. Jednak, jak się okazuje, zdjęcia wykluczają taką możliwość.
W tej pozycji, o której piszą raporty, samolot nie mógł zostawić takich śladów na ziemi
- zaznaczał Nowaczyk.
Jako kolejny głos zabrał prof. Wiesław Binienda. Zaprezentował on wyniki swoich badań, z których wynika, że tupolew nie mógł stracić skrzydła po zderzeniu z brzozą.
Nawet jeśli w symulacji przyjąłem, że drzewo jest 10-krotnie mocniejsze, nadal jest ono słabsze od modelu samolotu, używanego w moich badaniach
- tłumaczył.
Zaznaczył, że "intuicja nie jest dobrym sposobem badania katastrof", dlatego prowadzi swoje badania.
Binienda przedstawił również zestawienie wielu katastrof lotniczych, które nie kończyły się tak tragicznie jak w Smoleńsku. Zaprezentował m.in. wypadek lotniczy, w którym samolot ściął metalowe słupy wystające z ziemi. Binienda wskazywał, że one są znacznie mocniejsze niż brzoza.
Co ciekawe, z badań prof. Biniendy wynika również, że odłamana część brzozy leżała w złym położeniu, wbrew temu, co pokazywały jego analizy.
Wiesław Binienda przytoczył również wyniki prac prof. Jana Obrębskiego, który zbadał fragment samolotu. Dodawał, że prace prof. Obrębskiego pokazują, że samolot musiał zostać zniszczony w wyniku eksplozji. Jak wspominał Binienda ta hipoteza tłumaczy zniszczenia skrzydła i kadłuba samolotu.
Profesor zaznacza również, że w części swojej pracy współpracujący z nim naukowcy brali pod uwagę, co stałoby się w Smoleńsku, gdyby do wybuchu nie doszło, gdyby samolot uderzył w ziemię.
W każdym z tych przypadków mamy głębokie kratery na ziemi. Te kratery są wyraźnie widoczne. Nie ma jednak takiego krateru w Smoleńsku, co można tłumaczyć jedynie tym, że maszyna rozpadła się w powietrzu i spadła na ziemie jako deszcz części
- tłumaczył naukowiec.
Podsumowując swoją prezentację Wiesław Binienda mówił, że lewe skrzydło nie mogło został odcięte przez brzozę, a brak krateru na ziemi świadczy o tym, że samolot rozpadł się w powietrzu.
Kolejnym mówcą był Marek Dąbrowski, który przedstawił stan wiedzy dotyczącej awarii urządzeń i sprzętów tupolewa. Dąbrowski wskazywał, że awaria samolotu zaczęła się w miejscu, które "nie może mieć nic wspólnego ze zderzeniem z drzewem". Bowiem jeszcze przed miejscem, w którym rośnie brzoza, doszło do wstrząsu w silniku nr 3, być może zewnętrznego.
Ekspert przytoczył również słowa prokuratora Karola Kopczyka, który mówił, że w brzozie znaleziono elementy lakierowane na czerwono, a takich miejsc nie ma na skrzydle w miejscu rzekomego zderzenia.
Marek Dąbrowski wskazał, że opisany w ekspertyzie firmy ATM mechanizm uszkodzenia skrzydła wyklucza zderzenie z brzozą.
Po tym wystąpieniu poseł Macierewicz zaprezentował wykres i wskazał na dźwięk "przesuwanych przedmiotów". Ten dźwięk występuje, gdy samolot jest na 40 metrach wysokości.
Nie może więc uderzyć w żadną naturalną przeszkodę. Nie można zatem mówić, że ten dźwięk to jest dowód na uderzenie w brzozę
- tłumaczył Macierewicz. Dodał, że również analiza pracy silnika pokazuje, że z samolotem zaczęło dziać się coś niedobrego przed brzozą.
Po przewodniczącym głos zabrał kolejny ekspert zespołu, Wacław Berczyński, wieloletni konstruktor firmy Boeing.
Zaprezentował on kilka sugestii, świadczących o tym, że samolot rozpada się w powietrzu. Wskazał m.in. na odpadający tył samolotu. Dodał, że również odpadające skrzydło samolotu pokazuje, że maszyna rozpadła się w powietrzu. Berczyński wskazywał, że zniszczenia skrzydła dowodzą, że skrzydło zostało zniszczone w inny sposób niż w wyniku uderzenia w brzozę.
Berczyński wskazał również na nity, które w czasie zwykłego uderzenia o ziemię nie powinny ulec wyrwaniu z poszycia samolotu. Jednak miało to miejsce w Smoleńsku, co jest nietypowe dla katastrofy, która miałaby przebiegać tak, jak wynika z oficjalnych raportów. Berczyński dodał, że wyrywane nity to typowe zniszczenie przy eksplozji. Żaden samolot nie jest bowiem przygotowany na tego typu zniszczenie.
Również po tym wystąpieniu głos zabrał Antoni Macierewicz, który pokazał analizę wykonaną przez firmę Small Gis. Wskazuje, że zaznaczono tam miejsce dwóch eksplozji. Dodaje, że ten materiał jest od dawna znany prokuraturze.
Jako ostatni głos zabrał Grzegorz Szuladziński, który jako pierwszy sformułował hipotezę o wybuchach na pokładzie tupolewa w Smoleńsku. Ekspert wskazuje, że na kilka sekund przed przelotem tupolewa nad miejscem, w którym rosła brzoza, "miały miejsce dwa wybuchy".
Pierwszy wybuch miał miejsce na skrzydle. Odłamki z tego wybuchu zasiały okolice brzozy. Samolot leciał jednak dalej, nastąpił drugi wybuch, w kadłubie. Samolot został zniszczony tym drugim wybuchem
- wskazuje Szuladziński.
Zaznaczał, że w jego opinii drugi wybuch był wynikiem działań niewielkiego ładunku, który zniszczył zbiornik paliwa. I to właśnie kolejne eksplozja - paliwa - miała zniszczyć cały samolot.
Każdy, kto przyjrzy się tej sprawie, nie będzie miał żadnych wątpliwości, co się stało w Smoleńsku
- zaznaczał ekspert.
Po wystąpieniu Grzegorza Szuladzińskiego przewodniczący zespołu parlamentarnego zakończył posiedzenie.
KL
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/155030-lewe-skrzydlo-nie-moglo-zostac-odciete-przez-brzoze-a-brak-krateru-na-ziemi-swiadczy-ze-samolot-rozpadl-sie-w-powietrzu-nasza-relacja-z-posiedzenia-smolenskiego-zespolu