TYLKO U NAS! "Na każdym kroku zaginał nauczycielkę na lekcjach, był aktywny, poprawiał ją, zadawał wiele trudnych pytań". Fragment najnowszej książki o Januszu Kurtyce

Fot. Wydawnictwo Kasper
Fot. Wydawnictwo Kasper

Nakładem wydawnictwa Kasper ukazała się właśnie książka "Zachowujmy się jak ludzie wolni" - Janusz Kurtyka we wspomnieniach bliskich. Dziś 10/04 książkę można kupić na specjalnym stoisku na ul. Chmielnej 5. Już w tym tygodniu publikacja ukaże się w wybranych księgarniach.

Tylko u nas fragmenty wspomnień o Januszu Kurtyce oraz wstęp do publikacji!

 

WSTĘP

Cała historia Polski XX w. runęła z tym samolotem. Od wiekowych, zasłużonych postaci jak prezydent Ryszard Kaczorowski i Anna Walentynowicz, przez majestat Rzeczypospolitej w osobach Pary Prezydenckiej i Generałów, po młodą załogę rządowego samolotu Tu-154. W sobotni poranek 10 kwietnia 2010 roku wydarzyła się największa od czasów II wojny światowej tragedia narodowa.

Już w południe, 10 kwietnia 2010 roku, przed Instytutem Historii Uniwersytetu Jagiellońskiego zebrali się studenci różnych kierunków, wśród których nieprzypadkowo najwięcej było młodych historyków. „Na pokładzie samolotu był Janusz Kurtyka” – powtarzaliśmy sobie z ust do ust zaraz po katastrofie. Kilkaset osób, trzymając w rękach flagi Polski, flagi Uniwersytetu oraz zdjęcia pasażerów Tupolewa, przeszło wtedy ulicami Gołębią, Jagiellońską, św. Anny, wokół Rynku, dalej ulicą Grodzką aż na plac o. Adama Studzińskiego, pod Krzyż Katyński.

Zorganizowana grupa studentów historii UJ była w tym czasie w Katyniu. Ich powrót do Polski kilka dni później był przez nas w pewien sposób celebrowany, bo nasi koledzy przywieźli ziemię ze Smoleńska, która później została umieszczona pod Krzyżem Katyńskim w Krakowie.

13 kwietnia 2010 roku ulicami Starego Miasta przeszedł wielki pochód, który w założeniu miał upamiętnić ludobójstwo w Katyniu. Wszystkie ulice wokół Wawelu wypełnione były nieprzebraną rzeszą żałobników: młodzież ze sztandarami szkół, krakowskie uczelnie, instytucje, tysiące zwykłych ludzi. Przyszliśmy tam, trzy dni po strasznych wydarzeniach, oddać hołd także ofiarom Tragedii – jakież było nasze zdziwienie, gdy na ten temat nie padło ani jedno słowo z ust prowadzących apel.

Niecałe dwa tygodnie później, 23 kwietnia, staliśmy już w kościele św. Piotra i Pawła w Krakowie, przy ul. Grodzkiej, towarzysząc Profesorowi w ostatniej drodze. Wielotysięczny tłum przemierzał potem miasto, kierując się na Cmentarz Rakowicki, gdzie ostatecznie pochowano Prezesa Instytutu Pamięci Narodowej.

Janusz Kurtyka był wiceprezesem Koła Naukowego Historyków Studentów Uniwersytetu Jagiellońskiego w latach 1981–1982. Pozostawił po sobie trwały ślad – rozpoczął wydawanie „Studenckich Zeszytów Historycznych”, których kolejne numery ukazują się nadal, po 30 latach. W czasie swojej intensywnej prezesury IPN-u odwiedzał naszą siedzibę przy ul. Gołębiej – na tę okazję przychodzili tam studenci wszystkich roczników. Kiedy 7 maja 2009 roku przebywał w budynku Instytutu Historii, a my wybieraliśmy się złożyć kwiaty przy tablicy poświęconej Staszkowi Pyjasowi zamordowanemu przez bezpiekę 32 lata wcześniej, profesor Janusz Kurtyka poszedł tam z nami – razem z ówczesnym dyrektorem Instytutu Historii, prof. Stanisławem Sroką.

Nasz szacunek do Profesora Janusza Kurtyki wyraziliśmy jeszcze w kwietniu 2010 roku, w specjalnym wydaniu studenckiej gazety „Societas Historicorum”, w całości poświęconej wspomnieniom o Prezesie IPN-u.

Dziś ci sami autorzy, którzy po tragedii smoleńskiej w pośpiechu wydawali gazetę o swoim poprzedniku w Kole Naukowym, składają na Państwa ręce pełniejsze, lepsze upamiętnienie Janusza Kurtyki.

Portret Prezesa Instytutu Pamięci Narodowej do dziś widnieje w lokalu Koła Naukowego. Patronuje on więc naszym pracom naukowym, dyskusjom i rozważaniom. Przypomina zobowiązanie z tekstu ślubowania studentów Uniwersytetu Jagiellońskiego mówiące o „dążeniu do prawdy, podstawy wszelkiej nauki”.

Za swoje dążenie do prawdy Profesor Janusz Kurtyka zapłacił najwyższą cenę.

Ale jaka była prawda o Nim samym?

W jaki sposób życie Janusza Kurtyki zapisało się takimi zasługami dla polskiej historiografii i dla Rzeczypospolitej? Jak to się stało, że uczeń nowohuckiego liceum osiągnął tak wiele w dziedzinie nauki i służby państwowej? Gdzie były źródła Jego patriotyzmu, przywiązania do wartości, polskiej tożsamości i antykomunizmu? Skąd wziął tyle sił do ciężkiej pracy, która zaprowadziła Go do ważnych stanowisk w państwie i zaowocowała przełomowymi dziełami historycznymi? Dlaczego tak ważną rolę w Jego życiu odegrali Żołnierze Wyklęci?

Januszowi Kurtyce poświęcono wiele wspomnień, jednak o Jego dzieciństwie czy wczesnej młodości jedynie wzmiankowano. Jednym z powodów był fakt, że Janusz Kurtyka bardzo dbał o prywatność i nie uważał, aby opowiadanie o swojej przeszłości było potrzebne. Jako że młodość upłynęła Mu w czasach PRL-u, to do powodów zachowania tajemnicy dochodziły nawyki konspiracyjne. Część przyjaciół Janusza Kurtyki dowiedziała się o niektórych szczegółach Jego życiorysu… od nas, gdy przeprowadzaliśmy z nimi rozmowy. Tak było w przypadku Marka Podleckiego, który skonstruował urządzenia podsłuchowe dla solidarnościowej

opozycji, lecz nie wiedział, do kogo trafiają. A trafiały m.in. do Andrzeja Nowaka, dzisiaj profesora historii na UJ, który z kolei nie miał pojęcia, od kogo one pochodzą. O wszystkim wiedział Janusz Kurtyka, jednak jeśli komuś o tym wspominał, to tylko żonie, ale przecież nie w szczegółach. Dlatego lektura tych wywiadów przypomina układanie brakujących puzzli.

Gdy kilkunastoletni brat Janusza Kurtyki – Andrzej – widywał się ze Stanisławem Mandeckim, zapamiętał go jako sympatycznego starszego pana, który zaopatrywał braci w owoce ze swojej działki. Tymczasem Mandecki był w latach powojennych działaczem Polskiego Podziemia Niepodległościowego i starszemu z braci, Januszowi, opowiadał o swoich trudnych przejściach m.in. w więzieniu w Rzeszowie. O roli Stanisława Mandeckiego w życiu przyszłego Prezesa IPN-u opowiada na końcu książki dr hab. Filip Musiał, autor biogramu Janusza Kurtyki.

Jednak poszukiwania brakujących elementów biografii nie są najważniejsze w tym życiorysie. W rozmowach z rodziną i przyjaciółmi Historyka próbowaliśmy znaleźć źródło twardego charakteru i gorliwego patriotyzmu. To Janusz Kurtyka opowiadał w swojej klasie licealnej o ludobójstwie w Katyniu. Sowieckiej propagandy nie znosił do tego stopnia, że nie mógł wysiedzieć w kinie na rosyjskim filmie fabularnym. Przez całe życie towarzyszył Mu portret pogromcy bolszewików – Józefa Piłsudskiego. Zarażał swoje otoczenie poczuciem buntu wobec komunistycznego reżimu – i to już w czasach szkolnych! Ta niezależność Janusza Kurtyki dawała się odczuć na każdym kroku i potwierdzili to wszyscy, z którymi rozmawialiśmy, nawet ci, którzy z bohaterem tej książki nie zawsze się zgadzali. Swoją postawę, którą prezentował od najmłodszych lat, zaszczepił w Instytucie Pamięci Narodowej. Gdy podczas podejmowania decyzji obawiano się presji mediów czy polityków, Janusz Kurtyka miał powtarzać: „Jesteśmy ludźmi wolnymi, więc zachowujmy się jak ludzie wolni, nie jak niewolnicy” .

Wydaje się jednak, że Janusz Kurtyka czuł się wolnym człowiekiem od wczesnej młodości, za co musiał płacić pewną cenę. Podczas konkursów historycznych wypowiadał się o polskiej historii tak, jak było naprawdę, a nie tak, jak sugerowała komisja konkursowa blisko związana z ówczesną władzą. Nie wspomniał o rzekomych zasługach Włodzimierza Lenina w odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1918 roku, co spowodowało, że komisja przyznała Mu – wbrew faktycznym wynikom konkursu – zaledwie czwarte miejsce. Także na studiach „zachowywał się jak człowiek wolny”, nawet gdy bezpieka sugerowała, że złamie Jego karierę naukową, jeśli nie zaprzestanie działalności opozycyjnej.

Te słowa stały się przy pracach nad tą książką hasłem przewodnim. Opowiadają o Nim najbliżsi, przyjaciele, współpracownicy i znajomi. Nie zawsze dało się uniknąć nawiązań do późniejszych czasów, gdyż wiele z wydarzeń młodości wracało potem w czasach IPN-u, w późniejszej determinacji Janusza Kurtyki w popularyzowaniu ważnych i zapomnianych aspektów polskiej historii.

Mamy nadzieję, że ta książka pozwoli przybliżyć młodość Janusza Kurtyki i że stanie się inspiracją dla wielu ludzi – tak jak dla nas inspiracją stał się Prezes IPN-u, tak jak dla Niego prawdopodobnie stał się inspiracją Żołnierz Wyklęty Stanisław Mandecki, który też pewnie miał swoje wzorce. W tym łańcuchu pokoleń wiele mamy jeszcze do zrobienia. Nie przebrzmiał jeszcze ostatni rozkaz gen. Leopolda Okulickiego „Niedźwiadka”, rozwiązujący struktury Armii Krajowej: nigdy nie zgodzimy się na inne życie, jak tylko w całkowicie suwerennnym, niepodległym i sprawiedliwie urządzonym Państwie Polskim.

Janusz Kurtyka, jako pierwszy biograf generała Okulickiego, wiedział o tym najlepiej.

W imieniu redakcji – Łukasz Wiater

 

***

 

FRAGMENT KSIĄŻKI "Zachowujmy się jak ludzie wolni" - Janusz Kurtyka we wspomnieniach bliskich.

 

O Katyniu na lekcji historii po raz pierwszy usłyszałem właśnie od niego – rozmowa z przyjacielem Janusza Kurtyki z lat szkolnych, Markiem Podleckim.


Kiedy Pan poznał Janusza Kurtykę, pewnie nie spodziewał się Pan, jak wiele ta znajomość zmieni w Pana życiu?

Mam w głowie scenę naszego zapoznania się w liceum. Wchodzę do sali lekcyjnej, to jest pierwsza klasa szkoły średniej. Byłem drobnej budowy, taki chuderlaczek, witam się ze wszystkimi i najlepiej pamiętam jednego z nich – bardzo umięśnionego jak na swój wiek. Moje wrażenie było jasne: mocny chłop, jakiś kulturysta chyba. Janusz trzymał się na początku z Bogdanem Corą, tworzyli sympatyczny duet, potem ich drogi się rozeszły. Odświeżam sobie w pamięci, jak on na którejś przerwie zaczął wymachiwać nogami, jak robił pompki na pięściach, a chłopaki go naśladowali, także i ja. Waliliśmy pięściami w jakieś znalezione na osiedlu blachy, wzorem Bruce’a Lee. Po prostu Janusz się wyróżniał, choćby fizycznie, od samego początku. Do dzisiaj mam spłaszczone kostki od tego rozbijania sobie rąk o blachy. Janusz miał jeszcze bardziej spłaszczone, chyba trenował na kamieniach. To było zresztą zaraźliwe, taki Jacek Wilk, kolega Janusza z tej samej ławy szkolnej, tak się zapalił na widok efektownej sprawności kolegi, że sam się zapisał na karate. Później został znanym karateką, miał czarny pas. Ja też byłem pełen podziwu dla Janusza, ale na karate się nie zapisałem. W ostatnich ławkach zawsze siedziała taka paczka: Bogusław Maniecki, Jacek Wilk, Bogdan Cora, Janusz Szalski i Janusz Kurtyka. Ja za dużo rozmawiałem w czasie lekcji, więc mnie Kamiński, wychowawca, przesadził do pierwszej ławki. Był jeszcze Tomek Grot, najwyższy w klasie, siatkarz. Miał 185 cm wzrostu i potrafił wysoko wyskoczyć. Janusz miał coś około 176 cm, a wyskok – na ponad metr.

A jak wyglądała paczka przyjaciół na lekcjach?

W pierwszej klasie Janusz nie wyróżniał się aż tak bardzo. Wiedzieliśmy, że interesuje się historią, ale nie było to jakoś szczególnie widoczne. Ale od drugiej klasy zaczął się rozgrzewać. Na każdym kroku zaginał nauczycielkę na lekcjach, był aktywny, poprawiał ją, zadawał wiele trudnych pytań. Pewnego razu wstał i zaczął mówić o Katyniu. Ja o tej zbrodni po raz pierwszy usłyszałem właśnie od Janusza, na tamtej lekcji historii. Wspominał też o dokładnej liczbie zamordowanych, pamiętam jak dziś – 40 tysięcy Polaków… Pani Lipińska zrobiła się całkowicie czerwona, pamiętam ją dobrze – niewysoka, szczupła, ładna.

Jednak nie zaprzeczyła. Janusz powiedział to dość stanowczo, ostro, ale nie było żadnej negatywnej reakcji. Historyczka była dla Janusza ważna, zdawał się przerastać ją wiedzą, to jego słowa pamiętało się ze szkoły. Ale nie temperowała go, wprost przeciwnie. Dobrze ją potem wspominał. Janusz był w liceum czołową postacią, która budowała patriotyzm naszej klasy. Na języku polskim czy na historii siedział zazwyczaj cicho, ale jak już coś powiedział, to było wiadomo, że stanie się coś ważnego. Albo nauczyciel zamilknie zupełnie, albo zacznie negować, albo rozwijać wątek. A w naszej klasie nie było skrępowania co do polityki. O, wprost przeciwnie – gadaliśmy normalnie o komunie, nosiliśmy oporniki na kieszeniach koszul – Janusz chodził w swetrach, więc on na swetrze. Ale pojawiały się one nawet na kieszeniach mundurków, więc nawet w młodym wieku miało się pewną świadomość. Gdy tak wspominam tamte czasy, to dopiero teraz umiem docenić, jak zgraną paczkę stanowiliśmy. Janusz był jednym z najbardziej oczytanych ludzi, jakich znałem. W swoim pokoiku na os. Na Lotnisku miał całe stosy książek różnych wydawnictw, na półce stało stare radio, które w późniejszych latach włączał zawsze, gdy rozmawialiśmy o ważnych sprawach – aby ewentualnie żaden podsłuch nie wychwycił naszych rozmów. Ale był też dla nas zagadką. Z jednej strony otwarty, fajny w rozmowie, słowem: równy chłop – i do bitki, i do działania. Ale z drugiej – miał w sobie coś, o czym nie mówił. Wszyscy czuliśmy, że nie otwiera się do końca, z czymś się zmaga, nad czymś się zastanawia.

 

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.