W poniedziałkowej dyskusji w programie Piotra Kraśki "Na pierwszym planie" w której uczestniczyłem, profesor Ireneusz Krzemiński w bardzo emocjonalnej, wręcz histerycznej, formie, zarzucił krytykom rządowego raportu wykorzystywanie polityczne tragedii smoleńskiej. Długo mówił o tym, że tu chodzi o politykę, że to jest szukanie paliwa politycznego opozycji. Bo - w jego opinii - chodzi o cyniczną walkę o władzę.
Trudno o większe postawienie sprawy na głowie. Jeśli bowiem gdzieś mamy szukać paliwa politycznego wyjętego z 10 kwietnia 2010 roku, zysków z tego strasznego wydarzenia, to po stronie rządowej. Po śmierci śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego i jego najbliższych współpracowników cała pula władzy w Polsce wpadła w ręce Platformy Obywatelskiej, a sporo miejsc w Sejmie dostało się Januszowi Palikotowi, przyjacielowi Bronisława Komorowskiego, dziecku politycznemu Donalda Tuska. Zginęli najlepsi przedstawiciele obozu, który z PO się nie zgadzał, polemizował, rywalizował, z naturalnym i szanowanym liderem śp. prezydentem Kaczyńskim. Nie wystygły jeszcze ciała ofiar, Rosjanie nie rozbili jeszcze łomami wszystkich szyb we wraku i nie rozerwali go do końca buldożerami, nie było jeszcze oficjalnego poświadczenie o zgonach, a już ludzie Komorowskiego przejmowali prezydenckie sejfy i gabinety. Ważne zastrzeżenie: nie zapominam o śmierci przedstawicieli SLD i PO, ale to obóz pisowski stracił rdzeń, kręgosłup.
Gdyby nie Smoleńsk wszystko wyglądałoby inaczej. Przejęcie pełni władzy mogłoby się Platformie nie udać, a w każdym razie zajęłoby więcej czasu. Elity opozycyjne byłyby silniejsze, mądrzejsze, sprawniejsze, bardziej doświadczone państwowo. Wiele instytucji pozostawałoby jeszcze w rękach opozycji lub było niezależne od rządu, co pozwoliłoby na zachowanie elementarnej choćby równowagi i utrudniło tak łatwe zbudowanie niedemokratycznego monopolu.
Platforma i jej zwolennicy doskonale zresztą to wiedzą. To jedna z przyczyn (obok obaw o wyjawienie szczegółów gry z Putinem przeciw śp. Lechowi Kaczyńskiemu) dlaczego władze tak histeryczne dążą do zakopania smoleńskiego tematu w narodowej niepamięci. To z tego powodu każdy odruch wspomnienia, każdy pomnik i każdą tablicę, uznają za skierowaną przeciwko sobie. Na każdym szczeblu - państwowym, samorządowym, kościelnym.
Inną zupełnie kwestią jest sprawa zysków jakie z 10 kwietnia odniosła Moskwa. W naszym regionie zmieniło się wszystko, dominacja Rosji stała się bezapelacyjna, o integracji państw środkowo-wschodnich nikt już na serio nie myśli. Drobne przykłady z ostatnich dni: dyskusje o rurach omijających Rosję zostały zastąpione o wspólnej z Rosją budowie rur omijających Ukrainę, a plany polskiej elektrowni atomowej przekształcają się w zamiary podłączenia do atomówki kaliningradzkiej. Tarcza antyrakietowa zaś to już czysta fikcja.
Także, profesorze Krzemiński, proszę o mniej nerwów, więcej profesorskiego namysłu i precyzyjną analizę. Za pamięć o Smoleńsku w Polsce dziś się słono płaci. Zyski ciągną ci, którzy... Zresztą, co robią i co robili to już jest chyba jasne.
PS. Polecam serdecznie najnowszy numer tygodnika "Sieci". W części nakładu dołożono (za nieco wyższą cenę) poruszający film Marii Dłużewskiej "Testament":
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/154953-kto-naprawde-zarobil-politycznie-na-tragedii-smolenskiej-czyli-jak-profesor-krzeminski-stawia-sprawy-na-glowie