Ta katastrofa powinna się skończyć równie tragicznie jak smoleńska. Samolot, rosyjski Tu-134, był słabszej konstrukcji, gorzej wyposażony, rozbił się w górzystym terenie. A jednak prawie jedna czwarta osób obecnych na pokładzie przeżyła. Stało się tak, mimo że ekipy medyczne dotarły na miejsce katastrofy dopiero 3 godziny i 38 minut po rozbiciu maszyny. Przeżyłoby jeszcze więcej, gdyby pomoc przyszła szybciej, bo jeszcze kilkanaście osób nie zginęło na miejscu. Katastrofa Tu-134, w której zginął prezydent Mozambiku Samora Machel była już opisywana, ale warto ją przypomnieć w przeddzień trzeciej rocznicy tragedii z 10 kwietnia 2010 r.
Po 19 października 1986 r., kiedy to na terytorium RPA rozbił się mozambicki Tu-134, przez lata sprawdzano różne hipotezy, w tym kilkakrotnie hipotezę zamachu. Po raz ostatni powrócono do sprawy w 2006 r., czyli 20 lat po katastrofie i nikt z tego powodu nie wydziwiał ani nie kwestionował potrzeby ponownego zbadania okoliczności tego dramatycznego wydarzenia. U nas wielu chciało zapomnieć o największej tragedii w pokojowych dziejach nowożytnej Polski już kilka miesięcy po katastrofie smoleńskiej.
W Polsce, czyli w dużym i ważnym europejskim kraju pamięć o ofiarach i samej katastrofie chce się zakopać. Tak jakby ta tragedia kogoś parzyła i przerażała. Na tyle przerażała, że brutalnie, po chamsku i wbrew jakiejkolwiek kulturze atakuje się tych, którzy uważają, że takiego wydarzenia nie da się ot tak odfajkować i o nim zapomnieć. Dlaczego w Mozambiku można nawet po dekadach starać się dochodzić do prawdy o katastrofie samolotu z prezydentem na pokładzie, a w Polsce takie działanie jest nazywanie paranoją, sekciarstwem, obłędem i czymś wysoce niestosownym?
W wypadku katastrofy z 1986 r. nie nie chodzi o przypominanie hipotez zamachu z udziałem sił specjalnych RPA, gdzie wtedy rządziła jeszcze biała mniejszość, a Mozambik był satelitą Moskwy. Choć hipoteza fałszywego sygnału z radiolatarni w połączeniu z zapisami z Cockpit Voice Recorder (CVR) wydaje się interesująca. Chodzi natomiast o zastanawiające różnice w skutkach tamtej katastrofy i tej z 2010 r. Jak to możliwe, że gdy Tu-134 rozbił się wieczorem w górach, ocalało sporo osób, a gdy w dzień, na podmokłym terenie spadł polski Tu-154 nie przeżył nikt?
Tu-134 prezydenta Mozambiku Samory Machela (cała załoga składała się z obywateli ZSRR) rozbił się 19 października 1986 r. w górzystym terenie, kilkadziesiąt kilometrów od docelowego lotniska w Maputo. Zginęli prezydent Samora Machel, jego przewidywany następca, minister transportu, sekretarz prasowy oraz 30 innych osób. Dziewięciu pasażerów i jeden członek załogi przeżyli, choć jedna osoba zmarła dwa i pół miesiąca później.
Dziesięć osób przeżyło, mimo że szczątki maszyny były rozrzucone na wzgórzu, na obszarze długości 846 m. Przeżyli, mimo że ekipy medyczne dotarły na miejsce katastrofy dopiero ponad trzy i pół godziny po rozbiciu się maszyny. Przeżyli, choć południowoafrykańskie helikoptery medyczne przybyły po rannych dopiero sześć i pół godziny po tragedii.
Żadna katastrofa lotnicza nie jest taka sama, ale jest co najmniej zastanawiające, że trudniejszych warunkach niemal 25 proc. osób przeżyło, a w korzystniejszych warunkach wszyscy zginęli. I to lecąc samolotem nowszej generacji, którego konstrukcja i wyposażenie powinny sprawić, że w Smoleńsku mógłby przeżyć zbliżony odsetek pasażerów jak 24 lata wcześniej w RPA. A jednak tak się nie stało. Pytanie, dlaczego w Smoleńsku wszyscy zginęli jest jednym z najważniejszych. I wciąż nie ma na nie zadowalającej odpowiedzi.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/154832-dlaczego-w-smolensku-nie-ocalal-nikt-a-w-katastrofie-samolotu-prezydenta-mozambiku-noca-w-gorach-ocalala-prawie-czwarta-czesc-pasazerow
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.