"Raport" GW o Smoleńsku wart jest tyle samo co raport komisji Millera i został podobnie oraz w tym samym celu przyrządzony

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
HASŁA O TAKIM "ZABEZPIECZANIU" WRAKU PRZEZ ROSJAN JUŻ KILKADZIESIĄT GODZIN PO TRAGEDII TEŻ NIE MA W RAPORCIE WYBORCZEJ. Fot. wPolityce.pl
HASŁA O TAKIM "ZABEZPIECZANIU" WRAKU PRZEZ ROSJAN JUŻ KILKADZIESIĄT GODZIN PO TRAGEDII TEŻ NIE MA W RAPORCIE WYBORCZEJ. Fot. wPolityce.pl

Z dodatku "Gazety Wyborczej" zatytułowanego buńczucznie "Wyjście z mgły. Prawda o katastrofie smoleńskiej" tak naprawdę zapada w pamięć ostatnie zdanie dotyczące sejmowego zespołu Antoniego Macierewicza:

Nie wiadomo, ile dotychczas pieniędzy dotychczas wydano na ich analizy i podróże.

Sugestia jasna: rajskie sobie życie chłopcy urządzili, po świecie fruwają, za nasze panie, za nasze. Jakże to małe i żałosne w kontekście narodowej tragedii, ale w całkowitej zgodzie z całym przekazem "Wyborczej" w sprawie Smoleńska. Jeśli precyzyjnie odczytywać linię GW to już tydzień po tragedii każdy wydany grosz był zmarnowany, a każda łza niepotrzebna. Wszak wszystko nam powiedzieli Rosjanie, a resztę dodał TVN.

Zdanie to doskonale podsumowuje cały dodatek, który ułożono w postaci haseł. Jak na coś w rodzaju raportu mającego wyjawić "prawdę" to zaskakująca sekwencja. Oddelegowani do tego niewdzięcznego zadania aktywiści dziennikarscy nie podejmują nawet próby ułożenia całości. To można zrozumieć - wersja rządowa jest tak pełna dziur i fałszów, że można jej bronić tylko w kawałkach. Za to wyjątkowo nieetycznie, z punktu widzenia dziennikarskiego, ułatwiają sobie pracę tanimi sztuczkami. Sprowadzają wszelkie wątpliwości do absurdu, np. stwierdzając, że

Informacja o żyjących po katastrofie rannych - jak ta o wybuchach na pokładzie - jest dziś w kręgach PiS i prawicowych mediów obowiązująca.

Mamy tu charakterystyczne dla tego dodatku złożenie wiarygodnej, właściwie udowodnionej już, tezy o wybuchach z hipotezą o tym iż niektórzy mogli przeżyć. Uznawanie ich za równorzędne i co więcej "obowiązujące" (u nas nie ma biura prasowego, które dyktuje nam co pisać) jest manipulacją. Podobnie jak ustawianie na równi z poważnymi badaniami teorii helowej, której nikt poważnie nie podnosił.

Z kolei kompromitacje oficjalnej komisji uznają lekką ręką za różnice zdań bądź pomyłki. W sprawie obecności w kokpicie generała Andrzeja Błasika manipulują już na całego, ograniczając rzecz do wątku wywierania przez niego "presji" na pilotów.

Kiedy bowiem muszą przyznać, że generała Błasika nie było w kokpicie, wbrew twierdzeniom raportu Millera, to gładko dodają, że ktoś inny musiał być i "zasada sterylności kokpitu została złamana". A przecież spór o obecność generała Błasika miał fundamentalne znaczenie dla wiarygodności raportu Millera. W wersji makowsko-millerowskiej miał on bowiem jako jedyny właściwie podawać wysokość na jakiej znajduje się maszyna. Dziś wiemy, że m.in. słowa podające prawidłową wysokość, wcześniej przypisywane gen. Błasikowi, wypowiadał II pilot Robert Grzywna. Załoga znała więc dobrze wysokość na jakiej się znajduje, nie ma mowy o pomyłce. A to właśnie twierdził raport Millera. Na stronie 226 czytamy:

 

Z analizy zapisu rejestratora MARS-BM dokonanej przez Komisję wynika, że obecny w kabinie załogi w trakcie podejścia końcowego Dowódca Sił Powietrznych trzykrotnie przekazał swoje obserwacje odnoszące się do wskazań wysokościomierza barometrycznego ustawionego na wartość QFE 745 mmHg.

Świadczą o tym jego wypowiedzi komentujące wysokość, wypowiadane przed reakcją
nawigatora na te same wysokości (...)

Przytoczone fakty potwierdzają, że nawigator oraz pozostali członkowie załogi nie korzystali z wysokościomierzy barometrycznych, wskazujących wysokość w odniesieniu do poziomu lotniska. Zdaniem Komisji, wypowiedzi Dowódcy Sił Powietrznych ograniczyły się jedynie do podawania wysokości lotu odczytanych z wysokościomierza barometrycznego.

Ten jeden fakt, ta jedna nieprawda powoduje iż cały raport Millera należy wyrzucić do kosza.

O tym jednak w "raporcie" GW ani słowa, choć kiedy było trzeba trąbiono o tym bez przerwy:

Ile jest warte dziennikarskie opracowanie w którym ważny dowód na nieprawdziwość zasadniczego twierdzenia oficjalnego raportu (o rzekomych błędach załogi) jest po prostu pomijany? Możemy zatem spokojnie stwierdzić, że "raport Wyborczej" wart jest dokładnie tyle samo co raport komisji Millera, został sporządzony w podobny sposób i podobnym celu. I to nie jest komplement.

Nie ma tu miejsca by opisać wszystkie zaniechania dodatku GW - bo większość kompromitacji śledztwa rosyjsko-polskiego jest po prostu pomijana. Od pogardliwie zostawionych w czaszce ofiar rosyjskich rękawiczek sekcyjnych po świadome niszczenie terenu katastrofy.

Lektura tego dodatku niesie jednak także korzyści. Pokazuje jak bardzo zdenerwowani i świadomi własnej kompromitacji są ludzie zaangażowani w promowanie rządowej bajeczki o smoleńskiej katastrofie, którą wyjaśniono z braćmi Rosjanami i z której wyrośnie pojednanie z Moskwą. Ta piramida kłamstw rozpada się pod własnym ciężarem. Nie trzeba dziś żadnej finezji by to wykazać. Wystarczy, jak zrobiła to Anita Gargas w filmie "Anatomia upadku" cytować ich samych:

I to rozwiązuje też kolejną zagadkę: skąd ten wybuch wściekłości na wieść o planowanej na 8 kwietnia (wieczór) emisji tego filmu w TVP.

CZYTAJ: "Anatomia upadku" red. Anity Gargas to dokument niebezpieczny dla kłamstwa

Autor

Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych