Problem bezrobocia w centrum polskiej polityki. „Poziom alienacji polityków władzy bije dziś po oczach”

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Ktoś mówił, że politycy, władza w Polsce nie interesuje się bezrobociem, nie zauważa tego problemu? Nic bardziej mylnego. Sprawa bezrobocia, szczególnie wśród młodych, znajduje się obecnie w samym centrum polskiej polityki. Niemożliwe? A jednak...

W Sejmie można obejrzeć wystawę poświęconą problemowi bezrobocia wśród młodych Polaków. Na sejmowym korytarzu prezentowane są zdjęcia obrazujące z jak wielkim problemem spotykają się osoby młode. Mimo studiów, często kilku fakultetów, znajomości języków obcych itd. nie mogą znaleźć pracy. Wystawa znajduje się w samym środku gmachu polskiego Sejmu. Jednak jest jakby z boku, obok, mało zauważana, świeci raczej pustkami.

 

W tym zestawianiu jest coś groteskowego, niestosowanego. Wszystko bowiem sprawia wrażenie hipokryzji. Bezrobocie, jedno z ważniejszych problemów społecznych jest przez obecne elity polityczne, przez obecną władzę traktowane po macoszemu. Rząd nie tylko nic z nim nie robi, ale wręcz je pogłębia m.in. podnosząc koszty pracy. Umieszczanie w sercu polskiego parlamentu wystawy o problemie, który rządzący sami pogłębiają, przywodzi na myśl scenę z popularnej niegdyś komedii „Pieniądze to nie wszystko”. W jednej ze scen podczas spotkania zblazowanych biznesmenów głos zabiera główny bohater i wskazuje na problem bezrobocia. Wszyscy z zachwytem wznoszą toast szampanem za „drogich bezrobotnych” i wracają do swoich pogaduszek o wielkich interesach.

I podobnie jest z obecną władzą polityczną. Sprawa bezrobocia, wszelkie problemy społeczne są dla niej niewidoczne. Są okazją do pokazania się i pokazania, że coś robią. Tu zrobią wystawę, tam powiedzą coś o jakimś problemie, ale na co dzień je mają w głębokim poważaniu – wręcz sami je pogłębiają.


Wystarczy przyjrzeć się obecnej władzy, posłuchać języka, jakiego ona używa w codziennej debacie, by zrozumieć, że żadne problemy społeczne jej nie mogą obchodzić, spływają po niej jak po kaczce. Ta władza tak dalece wyalienowała się społecznie, tak dalece okopała się w pełnych kasy publicznej okopach, że nie może zauważać problemów zwykłych Polaków. Choćby w warstwie retorycznej nie może przyznać, że coś w Polsce idzie nie tak. W związku z tym używa języka, który coraz mniej przystaje do codzienności polskich obywateli.

Wystarczy kilka godzin posłuchać transmisji sejmowych, obejrzeć kilka konferencji rządu i partii rządzącej, czy pobyć w Sejmie, by zauważyć, że ekipa Tuska odpłynęła od Polaków. Ona mówi językiem, który musi budzić frustrację, czy wręcz gniew. Bowiem z ust polityków rządzących Polacy dowiadują się o sukcesach – w służbie zdrowia, infrastrukturze, gospodarce, o których dawno już zapomnieli, których nie sposób zauważyć. Słyszą, że głodu nie ma, bo nikt szczawiu nie je, że wciąż jesteśmy zieloną wyspą itd. A rzeczywistość skrzeczy coraz mocniej.

W tej sytuacji używanie jedynie i wyłącznie propagandy sukcesu budzi niesmak, odrzucenie i frustrację. Jest jak ta wystawa o bezrobociu – problem młodych ludzi w centrum polskiej polityki – rządzący może i obejrzą, pokiwają głowami, a potem w gabinecie dowalą kolejne podatki, składki i wywalą na bruk kolejne tysiące pracowników.


 

Choć poziom alienacji polityków władzy bije dziś po oczach w sposób zaskakująco mało znaczący szkodzi ich pozycji politycznej. Nie widać, by używanie języka oderwanego od problemów szkodziło PO. Choć rząd i Tusk mają coraz gorsze notowania Platforma wciąż mocno trzyma się w sondażach. Nie widać specjalnie dużego odpływu elektoratu. Nie widać również przypływu elektoratu PiSowi. I te dwie obserwacje niestety nie są optymistyczne.

Bowiem nawet krytycy, choć nie zacietrzewieni, PiSu muszą przyznać, że to właśnie ta partia mówi dziś najbardziej i najczęściej językiem uwzględniającym problemy tzw. zwykłych ludzi, mówi językiem, który – z racji coraz większych problemów społecznych - powinien trafiać do coraz szerszego grona Polaków. PiS, choć ma również program pozytywny, pakiet propozycji, dużo uwagi poświęca krytyce rządzących. I z wielu badań opinii publicznej wynika, że Polacy również podobnie oceniają wycinki polskiej rzeczywistości. Jednak to współbrzmienie przekazu PiSu oraz ocen społecznych nie przekłada się na wzrost zainteresowania partią Jarosława Kaczyńskiego.

Ta konstatacja powinna martwić nie tylko zwolenników PiS, czy polskich konserwatystów. Ona powinna martwić każdego Polaka życzącego dobrze Polsce. W obliczu coraz gorszych nastrojów społecznych, przy coraz gorszych notowaniach rządu i premiera brak przepływu elektoratu od partii władzy do realnej opozycji, która mówi językiem ludu, jest symptomem źle działających mechanizmów demokracji. Blokada migracji poparcia politycznego oznacza, że demokracja jest fasadowa.

Ta fasadowość demokracji, widoczna zresztą od samego początku III RP, może płynąć z dwóch źródeł. Polacy, jako społeczeństwo, nie przyswoili zasad i reguł demokratycznego ustroju, albo rządzący swoją pozycję opierają nie na typowej dla demokracji relacji suweren-władza, ale na innych mechanizmach i środowiskach zapewniających jej trwanie przy władzy.

Niestety wiele wskazuje, że w Polsce doszło jednocześnie do jednego i drugiego. Polacy są ogłupiani przez propagandę sukcesu nie tylko władzy, ale również mediów jej przychylnych. W imię sojuszu z Tuskiem silne grupy interesu odcięły obywateli od wiedzy o tym, co dzieje się w Polsce.

A nawet jeśli coś do kogoś dotrze i tak nie zawsze ma to znaczenie. Polacy bowiem widząc, że władza coraz gorzej sobie radzi nie mają naturalnej skłonności do szukania alternatywy, ponieważ jedyną jest PiS. A temu, jak wiadomo, można mniej, on, jego członkowie, jego zwolennicy mają jakby niepełne prawa obywatelskie.

I z demokracji lipa...

 

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych