Artykuł ukazał się na portalu SDP.PL, polecamy!
Ten news mógłby być początkiem powieści political fiction Fredericka Forsythe’a albo Richarda Harrisa. 24 marca brytyjskie media podały:
Dziś rano w jego rezydencji w Ascot znaleziono ciało rosyjskiego biznesmena – dysydenta Borysa Bieriezowskiego. Na miejscu zdarzenia nie stwierdzono obecności osób trzecich.
Choć komunikat na tym się kończył i nie zawierał żadnych sugestii na temat przyczyn śmierci ofiary, natychmiast odezwała się moskiewska kancelaria adwokacka, powiązana z oligarchą „Aleksander Dobrowinski i Partnerzy”:
Właśnie poinformowano nas telefonicznie z Londynu, że Boris Bieriezowski popełnił samobójstwo.
Kto był tym londyńskim informatorem, nie wiadomo. Na jakich przesłankach kancelaria oparła swoją opinię, że było to samobójstwo, także nie wyjaśniono.
Śledząc przez ostatnich kilkanaście lat w brytyjskich mediach rozwój konfliktu Bieriezowski – Putin, śmierć finansisty nie była dla mnie wielkim zaskoczeniem. Oto człowiek, który na początku lat 90. zrobił na prywatyzacji nomenklaturowej fortunę, jego majątek osobisty w 1997 roku Forbes oceniał na 3 mld dolarów, szara eminencja za rządów Jelcyna, w 2000 roku na skutek konfliktu z Putinem wyjeżdża z kraju. Jemu się udało, Chodorkowski, który źle ocenił swoją sytuację, wylądował w kolonii karnej. W Wielkiej Brytanii Bieriezowski stał się ostrym krytykiem Putina i wspierał, także finansowo, opozycję w Rosji. W 2003 roku uzyskał azyl polityczny, a niedługo potem rosyjskie władze wydały za nim list gończy, oskarżając m.in. o malwersacje finansowe w okresie prywatyzacji w latach 90. 29 listopada moskiewski sąd skazał go zaocznie na 6 lat robót w kolonii karnej.
A konflikt jeszcze bardziej się zaognił, kiedy Bieriezowski sfinansował publikację „Wysadzić Rosję”, napisaną przez rosyjskiego historyka Jurija Felsztyńskiego, dziś oczywiście na uchodźstwie, i nieżyjącego już byłego funkcjonariusza KGB Aleksandra Litwinienkę, która sugerowała, że to rosyjskie służby specjalne stały za kulisami zamachu wysadzenia w powietrze budynków mieszkalnych w Moskwie, o co oskarżono bojowników czeczeńskich, aby Putin miał pretekst do rozpoczęcia drugiej inwazji na Grozny. A niedawno na stronach portalu „LiveJournal” oligarcha publicznie nazwał Putina przestępcą:
Wyznaczam nagrodę – pisał - w wysokości 50 mln rubli za ujęcie i aresztowanie szczególnie niebezpiecznego przestępcy Wladimira Putina.
Borys Bieriezowski był jednym z najniebezpieczniejszych wrogów prezydenta Rosji, także dlatego że niszczył międzynarodowy image Putina, z takim trudem budowany poprzez kolejne wyczyny sportowe, godził w jego wizerunek silnego człowieka i prezydenta Rosji. Podobno kilka lat temu Putin wydał na oligarchę wyrok śmierci, podobno jego wykonanie zlecono Aleksandrowi Litwinience, a ten odmówił. Podobno…podobno. Faktem jest jednak, że odnotowano kilka prób zamachów, w jednym z nich zginął szofer Bieriezowskiego. Jak w dobrze napisanym kryminale politycznym, wszystko co najważniejsze rozgrywało się za kulisami.
Symptomatyczna była reakcja na zdarzenie rosyjskich kół politycznych i oficjalnych mediów. Natychmiast odezwała się nieoceniona Komsomolskaja Prawda, która pompowała na plan sztuczną mgłę:
Bieriezowski uczynił tajemnicę nawet ze swojej śmierci
– pisała, robiąc aluzję do jego niejasnych interesów i utrzymywanego w sekrecie życia prywatnego.
A na kanale 1 rosyjskiej telewizji znalazła się opinia Andrieja Ługowoja, tego samego, którego Brytyjczycy oskarżają o współudział w zabójstwie Litwinienki, i który dziś jest deputowanym Dumy.
Robienie hałasu i oskarżanie Rosji jest śmieszne. Moskwa nie ma z tego żadnych korzyści
– twierdził uparcie i wbrew powszechnej wiedzy Ługowoj.
Inny deputowany do Dumy, Wladimir Żirinowski, zasugerował w Izwiestii, że Bieriezowski został zamordowany przez… brytyjski kontrwywiad MI5! A Wiaczesław Nikonow, wiceprzewodniczący komisji spraw zagranicznych Dumy poszedł jeszcze dalej i oświadczył, że jego zdaniem znany oligarcha wciąż żyje.
Bieriezowski to diaboliczny umysł. Tyle było już kombinowania i mistyfikacji, że musiałbym mieć twarde dowody na to, że nie żyje, aby uwierzyć.
Ciało denata nie jest dla Nikonowa żadnym twardym dowodem.
Kampania dezinformacyjna wciąż trwa. I jedynie z dalekiej zagranicy słychać głos Jurija Felsztyńskiego, który znał zmarłego finansistę od 1998 roku, i który powtarza: ”Byłem z Bieriezowskim w kontakcie. Nic mi nie wiadomo, że był chory, że chciał wrócić do Rosji, i nie wierzę, żeby odebrał sobie życie”. A ostatni news w tutejszych mediach wcale nie zamyka sprawy.
Bieriezowski został znaleziony w łazience z pętlą wokół szyi i fragmentem podobnego materiału na uchwycie prysznica
– poinformował inspektor policji hrabstwa Berkshire Mark Bissell. A na pytanie dziennikarza czy mógł zaistnieć udział osób trzecich, inspektor odparł:
Nie można tego całkowicie wykluczyć. Szczegółowe śledztwo potrwa jeszcze kilka tygodni.
Paradoksalnym zbiegiem okoliczności wiadomość o śmierci Bieriezowskiego pojawiła się następnego dnia po opublikowaniu przez Daily Mail artykułu pt. "W 35 lat póżniej; czy to ten sam szpieg, który zabił Georgi Markowa?" Tekst reportera Toma Kelly opowiadał o nigdy nie rozwiązanej sprawie zabójstwa bułgarskiego dziennikarza dysydenta, który po ucieczce z kraju, pracował w BBC i zmarł w wyniku ukłucia zatrutym końcem parasola. Dziennikarz śledczy Daily Maila udał się do Austrii śladem głównego podejrzanego w sprawie, Francesco Gullino, nazywanego w aktach bułgarskich służb specjalnych agentem „Piccadilly”. Dziennikarz, który naraził się Teodorowi Żiwkowowi, opuścił Bułgarię w 1969 roku, przyjechał do Londynu i został zatrudniony w BBC, gdzie „nadal narażał się Żiwkowowi”. Pewnego wieczoru, gdy szedł mostem Waterloo, jakiś człowiek uderzył go końcem parasola, przeprosił „z obcym akcentem” i szybko odjechał taksówką. Dziennikarz po kilku dniach zmarł, a śledztwo, wykazało w jego organizmie obecność trucizny. Choć tzw. „parasolki Żiwkowa” znane były już wówczas MI5, i choć w podobny sposób dokonano w kilka tygodni później zabójstwa innego bułgarskiego dziennikarza opozycjonisty Wladimira Kostowa, prestiżowe, zakrojone na szeroką skalę śledztwo zakończyło się niczym.
Głównym podejrzanym tego postępowania stał się Duńczyk włoskiego pochodzenia Francesco Gullino, zwerbowany przez bułgarskie służby specjalne w 1970 roku. W 1977 – 78 roku był trzykrotnie w Londynie, także w momencie zabójstwa Markowa. A natychmiast po zamachu wyjechał z Londynu i przez Rzym dostał się do Kopenhagi, gdzie wtedy mieszkał. W 2005 rok, po tym jak bułgarski dziennikarz śledczy Anton Georgiew przekopał się przez akta bułgarskich służb i znalazł kilka kompromitujących dokumentów, Gullino stał się głównym podejrzanym w sprawie. Wtedy mieszkał już w Czechach, choć utrzymywał mieszkanie także w Budapeszcie. Georgiew, który zajmuje się sprawą od 20 lat, powiedział reporterowi Daily Maila:
Gdyby brytyjskie władze chciały aresztować Gullino, prawdopodobnie na podstawie zebranego materiału mogłyby to zrobić. Ale ta sprawa jest dla nich niewygodna. Oto Brytyjczycy pozwalają, aby dysydent został zamordowany tuż pod ich nosem, a zabójca ucieka. To może tłumaczyć opieszałość ich działania.
Czy podobny los co Markowa i Litwinienkę mógł spotkać Bieriezowskiego? Wprawdzie są to wciąż spekulacje, a w każdym razie informacje oficjalnie nie potwierdzone, zabójstwo niewygodnego dla Kremla człowieka w Londynie nie jest dla Kremla niemożliwe. Znamy przypadek, kiedy przeciwnika politycznego, Lwa Trockiego, radzieckie służby specjalne dopadły w Meksyku.
Wszystkie te trzy przypadki łączy kilka elementów wspólnych. Miejsce akcji – Londyn. Ofiary – dwóch dysydentów rosyjskich, jeden bułgarski, zważywszy jednak na ówczesny stopień podległości bułgarskich służb specjalnych KGB, mówimy o tym samym. Dwie ofiary otrucia, jedna powieszenia. Trzeba przyznać, że brytyjski kontrwywiad MI5 zdołał już zgromadzić całkiem sporą kolekcję rosyjskich dysydentów, którzy zmarli w Londynie w niewyjaśnionych okolicznościach. Nie sądzę, żeby casus Bieriezowskiego, podobnie jak dwa poprzednie, został wyjaśniony w dającym się przewidzieć czasie. A po lekturze książki byłej szefowej MI5, Stelli Remington „Ryzyko zawodowe”, w której ujawniła wiele wrażliwych danych, informacje z przebiegu akcji kontrwywiadu, i skandal wywołał protest jedynie konserwatystów, jestem jeszcze większą pesymistką. Widać, że bakcyl lewicowego liberalizmu toczy już także MI5.
CZYTAJ TAKŻE: Ahmed Zakajew w "The Sunday Telegraph": "Nikt spośród osób, które znały Bierezowskiego, nie sądzi, że to było samobójstwo"
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/154375-bieriezowski-i-inni-czy-podobny-los-co-markowa-i-litwinienke-mogl-spotkac-bieriezowskiego-korespondencja-z-londynu