Kazimierz Kutz co najmniej już od kilku lat sygnalizuje, że jego stan moralno – emocjonalny wymaga jakiejś diagnozy. Słownictwo, skojarzenia, stałe podniecenie polityczne, a przede wszystkim łatwość obrażania inaczej niż on myślących, połączona z natychmiastową agresją, czyni z dawnego reżysera człeka coraz mniej kojarzonego z filmem lub teatrem, a coraz więcej z polityczną awanturą, schamieniem i kompletnym odlotem.
Najświeższym tego przykładem jest ostatnia wypowiedź Kutza, któremu się ubzdurało, że Polska jest dziś państwem fundamentalistycznym, w którym granica pomiędzy kościołem a państwem dawno się zatarła, a katolicy moralnie terroryzują resztę społeczeństwa bez przerwy się na wszystko obrażając.
Tak eleganckimi i merytorycznie słusznymi słowy Kutz nawiązuje do poziomu i kultury dyrektorki poznańskiego teatru, spamiętanej głównie dzięki obrzydliwej wypowiedzi wobec nowego papieża. Nie wiem, czy Kutz jest na liście osób popierających dyrektorkę specjalnym pismem, nie chce mi się grzebać w tym personalnym szambie, ale nawet te zdania, które autoryzował w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” w całej rozciągłości nawiązują do rozmaitych jego ocen, wśród których wyraz zaczynający się na "ch" bywał częstym wyznacznikiem tych cenzurek.
Pal diabli karczemny język, który tak bardzo rozplenił się ostatnio wśród ludzi, którym wydaje się, że reprezentują sztukę. Chyba jeszcze gorsze jest wewnętrzne zakłamanie, którym tak bardzo ci obywatele chcieliby obdzielić słuchaczy. Co to znaczy, że katolicy terroryzują dziś resztę społeczeństwa? Gdyby Kutz, choć przez chwilę - jedną, nie wymagam więcej - pomyślał o sprawie, którą z taką wściekłością atakuje, zobaczyłby może rzeczywistość w nieco innym świetle. Przecież to właśnie katolicy stanowią ostatnio stały cel wulgarnych, grupowych i indywidualnych ataków takich obywateli, jak Kutz. Ileż to osób próbowano poniżyć określeniem moherowe berety? Wymyślonym zresztą na wysokim państwowym stanowisku. Na szczęście ludzie obrócili znaczenie czegoś, co miało być epitetem, w poczucie dumy z przynależności do środowiska „moherów”.
Jak łamie się charaktery w polityce, pokazał ostatnio Donald Tusk przy pomocy sejmowej dyskusji o nowych prawach dla homoseksualistów. Gdyby Kutz spojrzał w dzisiejsze doniesienia agencyjne, bez trudu znalazłby informację, że z łamów „Wprost” usunięto Szymona Hołownię. Za to, że śmiał mieć inny pogląd na sprawę in vitro niż obowiązuje w kręgu władzy. Na dodatek zastosowano metodę, która robiła furorę w czasach „Trybuny Ludu”. Oto tekst Hołowni o in vitro nie trafił na łamy, ale jakaś paniusia zwana wydawcą sponiewierała artykuł, którego czytelnicy w ogóle nie znają. A potem zawiadomiono, że czas Hołowni we „Wprost” się skończył, a potem portale podają, że Hołownia opuszcza „Wprost”, jasno sugerując, że to on podjął taką decyzję. Z jakiejś dziwnej może przyczyny.
Tak właśnie traktuje się dziś, Łaskawy Panie Reżyserze, ludzi z kręgu katolików i tak objawia się dziś moralny terror katolików. Dla dziennikarskich hien i łobuzów, którym wydaje się, że są dziennikarzami, łamy i ekrany są otwarte. Rzeczowo dyskutującym o problemie moralno – medycznym pokazuje się drzwi. Po prostu dla terrorystów nie ma miejsca w redakcji. W tygodniku „Wprost” czuje się duchowy patronat Kazimierza Kutza. I jemu podobnych.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/154363-wedlug-kutza-katolicy-terroryzuja-spoleczenstwo-i-w-ramach-tego-terroru-holownie-wyrzucaja-z-tygodnika-wprost