Pokolenie JP2 nie istnieje – stwórzmy je! Być może Opatrzność znów się do nas uśmiechnie i wyprowadzi z nocy

fot. JPII
fot. JPII

Bez wątpienia wybór Karola Wojtyły na papieża był tym momentem kiedy Opatrzność realnie wpłynęła na historię. Faktycznie zstąpił Duch i odnowił oblicze Ziemi. Po śmierci Ojca Świętego Jana Pawła II niejednokrotnie zadawano sobie pytanie o tzw. pokolenie JP2. Ze smutkiem należy stwierdzić, że to pokolenie nie istnieje. Ale może istnieć.

Całkiem niedawno, będąc gościem na kolacji u znajomych, wdałem się z moimi gospodarzami w dyskusję na temat historii – dyskusję dość luźną i mocno dyletancką, ot – skakaliśmy po tematach. W pewnym momencie pani domu wspomniała o czymś, co do tej pory umykało w rozmowie – mianowicie zaznaczyła, iż oprócz procesów gospodarczych i społecznych ona wierzy także w działanie Opatrzności w historii.

Już słyszę bolesny kwik postępowca i lewaka. „Jak to Opatrzność?! Toż Boga nie ma! Chrystus to bajka dla starych głupków, a o historii decydują... [tu proszę wpisać cokolwiek, byle zgadzało się z założeniami marksizmu-leninizmu-europeizmu]”. Otóż owego czytelnika, który właśnie płonie z oburzenia zapraszam do skończenia lektury niniejszego tekstu i przeniesienia zainteresowania z powrotem na portal parówkowy.

A wracając – nasza zacna gospodyni zadeklarowała, iż uważa Opatrzność za siłę realnie funkcjonującą w historii i wpływającą subtelnie na jej przebieg. I przyznam szczerze, że przyjmując jej argumentację trudno się z tym nie zgodzić. Czyż przykład papieża – Polaka nie jest najbardziej wymownym dowodem?
Ale, może cofnijmy się nieco, spójrzmy w głąb naszej historii. Czyż Opatrzność realnie nie pomagała nam, Polakom, w przełamywaniu naszych narodowych trudności. I nie mówię tu bynajmniej o jakimś mickiewiczowskim insurekcjonizmie, z którego wynika mniej więcej tyle, że jak naród przeleje dość krwi to Pan Bóg go sam z siebie, doceniając ofiary, obdarzy niepodległością. Mam raczej na myśli coś wynikającego z założenia, iż „Bóg pomaga tym, którzy pomagają sami sobie”, jest w stanie Stwórca nagrodzić wysiłki – jednostki i narodu – gdy zmierzają one w dobrym kierunku.

Tak nagrodził ponad stuletnie wysiłki Polaków na początku wieku XX-go, dając mu dwóch wielkich (i wielu pomniejszych, choć równie ważnych) mężów – Józefa Piłsudskiego i Romana Dmowskiego. A może nie tyle, dając nam ich „w prezencie”, lecz raczej subtelnie pozwalając im działać i tworzyć odrodzoną Polskę. Jeszcze dziesięć lat wcześniej żadnemu z nich nawet nie śniło się, że już wkrótce czekać ich będzie zadanie zbudowania kraju – bo czy Piłsudski przypuszczał, układając pasjansa przy Stefanie Żeromskim, że już za kilka lat stanie na czele odrodzonego Państwa Polskiego, i to od razu z mocarstwowymi ambicjami? A Dmowski? Czy tworząc „Myśli Nowoczesnego Polaka” spodziewał się, że już za lat kilka podejmował będzie na rzecz odrodzenia Polski misję dyplomatyczną we Francji?

Przenieśmy się trochę bliżej współczesności. Przypominam sobie lekturę wywiadu z senatorem i bohaterem podziemia Zbigniewem Romaszewskim, w którym przytaczał on swoją rozmowę z przyjacielem. Otóż przyjaciel klarował mu, iż Polacy, jako naród są tak zmęczeni, tak „rozjechani” całym socjalistycznym syfem, że odbudowa ich tożsamości i poczucia dumy, odwagi to kwestia, niestety, bardzo długoterminowa. Padła nawet chyba konkretna liczba – pięćdziesiąt lat. I jakiż znów chichot dziejów i uśmiech Opatrzności, gdy raptem rok po tej rozmowie nastąpił wybór Karola Wojtyły na papieża! A potem był Sierpień.

Po śmierci Jana Pawła II przez długi czas zastanawiano się co stanie się z tzw. „pokoleniem JP2”. I tak oto, po kilku latach od śmierci papieża-Polaka należy stwierdzić (a czynię to ze smutkiem, gdyż do pokolenia JP2 metrykalnie wszak należę), iż takie pokolenie nie istnieje. Nauki Jana Pawła II zostały zapomniane – moi rówieśnicy wybierają tęczowość, pogardę dla „ciemniaka i mohera” i totalny zwis. „Zabiliśmy Proroka!” muszę zakrzyknąć wraz z redakcją Pressji...

A może jednak nie? Może nie wszystko stracone? Być może, tak sobie myślę, Opatrzność znów się do nas uśmiechnie i wyprowadzi z nocy. Być może to pokolenie nie stworzyło się samo, bo to my musimy je stworzyć w sobie? Narodzić się na nowo? Otworzyć na zstąpienie Ducha, który odnowi, raz jeszcze, oblicze ziemi?
Tej ziemi.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych