Szanowni Państwo,
w związku z kontrowersją wokół trzyczęściowego filmu telewizyjnego pt. „Unsere Mütter, unsere Vätter [Nasi ojcowie, nasze matki]”
w reżyserii Philippa Kadelbacha, który w dniach od 17 do 20 marca 2013 został pokazany przez niemiecką telewizję ZDF oraz austriacką ORF,
Europejska Sieć Pamięć i Solidarność zaprasza do dyskusji na temat sposobów prezentacji losów Polski podczas II wojny światowej w niemieckich mediach.
Polecamy Państwa uwadze głęboką i krytyczną recenzję filmu pióra Tobiasa Kaufmanna, zamieszczoną 20 marca 2013 r. w elektronicznym wydaniu dziennika "Kölner Stadt-Anzeiger", której oryginalna wersja dostępna jest tutaj:
http://www.ksta.de/debatte/-unsere-muetter--unsere-vaeter--wir-armen-taeter,15188012,22161464.html
zaś jego polski roboczy przekład dostępny jest na naszej stronie internetowej: http://www.enrs.eu/docs/RECENZJA_Unsere%20Muetter_POLSKI.pdf
Małgorzata Czyżewska
Public Relations Manager
European Network Remembrance and Solidarity
Kölner Stadt-Anzeiger, 20.03.2013 (wydanie elektroniczne)
Publikujemy polską wersję recenzji:
My, biedni sprawcy
Tobias Kaufmann
Trzyczęściowy film ZDF pod tytułem „Nasze matki, nasi ojcowie“ [Unsere Mütter, unsere Vätter] zbiera wiele pochwał, ba, nawet wynosi się go jako udany, fabularny wariant niemieckiego przezwyciężania przeszłości. Pochwały te są niezasłużone. Zamieszczamy tu komentarz i zaproszenie do dyskusji.
Wszyscy niemieccy Żydzi mieli interes. Byli dobrymi, porządnymi ludźmi i walczyli za Niemcy na froncie pierwszej wojny światowej. W Niemczech było w sam raz tylu Żydów, że każdy Niemiec miał żydowskiego przyjaciela. I każdy z tych żydowskich przyjaciół został potem albo zdradzony albo uratowany przez swą aryjską przyjaciółkę, dzięki temu, że się przespała z jakąś nazistowską figurą. Takie klisze odnajdujemy w każdym niemieckim filmie na temat okresu nazistowskiego.
Także powszechnie chwalony trzyczęściowy film „Nasze Matki, nasi ojcowie” nie jest tu wyjątkiem.
No dobrze, powiedzmy, nie zagrali w nim wszyscy ci aktorzy, którzy zawsze występują w takich filmach. Ale poza tym jest to uszeregowanie klisz, opowiedzianych poprzez banalne dialogi i płaskie obrazy, pozbawionych głębszej myśli, sprowadzonych do kiczu i – co jest najgorsze ze względów moralnych – pełne patetycznego współczucia dla samych siebie. We wszystkich trzech częściach filmu nie chodzi, bowiem, o nic innego, jak o wyjaśnienie nam, jak to dobrzy Niemcy stali się złymi Niemcami.
Wbrew temu, co zapowiadały reklamowe tam-tamy, to umoralniające kazanie, trwające tyle co trzy filmy fabularne, nie odsłoniło ostatnich, wielkich, niemieckich tabu. ZDF może umieszczać w programach informacyjnych autoreklamę jak chce i ile chce, mimo to morał filmu, o którym już się mówi, że jest nowoczesnym wariantem serialu „Holocaust”, znany jest do dawna i całkiem z niemiecka prosty: To była zła wojna! Zła wojna była temu winna!
otrzymaniem rozkazu, przy zastosowaniu której sądy zachodnioniemieckie po drugiej wojnie światowej seryjnie uniewinniały sprawców zbrodni wojennych, tłumaczących swe zbrodnicze czyny działaniem na rozkaz przełożonych.
Z tego powodu szmira ta [po niem. Schmonzette] zaczyna się w 1941 roku, a nie wcześniej. W dwa lata po tym, jak – z zupełnie nieznanych powodów - wybuchła wojna, wszystko się zmienia. Nawet Wehrmacht, który do tej pory starał się zająć wschodnią Europę, co do joty stosując zasady Konwencji Haskiej, pod ogólnym naciskiem, działając w stanie wyższej konieczności wywołanej rozkazem przestał w Rosji być taki całkiem czysty. Nawet żołnierze, którzy umieli czytać i pisać i zabierali książki na front, aby otrzymaniem rozkazu, przy zastosowaniu której sądy zachodnioniemieckie po drugiej wojnie światowej seryjnie uniewinniały sprawców zbrodni wojennych, tłumaczących swe zbrodnicze czyny działaniem na rozkaz przełożonych.
potem wygłaszać tam jedno za drugim zdania mądre i pełne znaczenia, jak to czyni w filmie wrażliwszy z dwóch braci, będących głównymi bohaterami, nagle przestają odczuwać wszelkie skrupuły.
Historyk Arnulf Baring pisze, „druga wojna światowa odczłowieczyła nas wszystkich”. Tak też przy ogólnym aplauzie argumentował podczas talk show u Markusa Lanza, gdzie we wtorek wieczór oficjalnie uznano, iż film wypełnia ważną misję w zakresie edukacji obywatelskiej. Jednak to właśnie w tym punkcie film mówiący o niemieckiej winie zaczyna być narzędziem uniewinnienia. Bo przecież to wojna „czyni nas wszystkich odhumanizowanymi”. W rzeczywistości jest dokładnie na odwrót. Wojna niczego nie „czyni”, ona jest „czyniona” i to przez ludzi. I nie „wszyscy ludzie” ulegają „odczłowieczeniu”, tylko pewna ich część. Holokaust i wojna na wyniszczenie, prowadzona przez Niemców w Europie Wschodniej były zaplanowanymi i z góry ustalonymi celami wojennymi. Nie można więc mówić, że pośród wojennego tumultu komuś tam omsknęła się ręka. Gdy niemieccy policjanci i żołnierze rozstrzeliwali jeńców wojennych, albo zabijali ich pracą ponad siły, żołnierze brytyjscy tego właśnie nie robili. Gdy niemieccy oficerowie wydawali rozkazy rozstrzeliwania osób cywilnych, albo szczuli ukraińską policję pomocniczą do wyszukiwania Żydów, amerykańscy oficerowie właśnie takich rozkazów nie wydawali – a Duńczycy właśnie nie wydali swoich Żydów. Co było tego przyczyną?
Ostatniego wieczoru swing
Niemiecka moralna przeciętność, w tym wypadku ponownie przeżuta za 15 milionów euro z opłat na telewizję publiczną, w najmniejszym stopniu nie wyjaśnia horroru drugiej wojny światowej. Zatrzymuje się przy ryczałtowym haśle „nigdy więcej wojny”, niczego nie wyświetla, a raczej zamazuje. Dlatego, iż taka właśnie moralność jest najprostszym sposobem, aby przeoczyć fakt, że także podczas wojny można mieć do czynienia z prowadzącymi je stronami, która działają słusznie i w sposób prawy. My, Niemcy, natomiast, staliśmy podczas tamtej wojny po innej, całkowicie złej stronie. Wszystkie właściwie narody prowadziły w swych dziejach jakieś wojny. Wiele z nich popełniło, a nawet wciąż popełnia prowadząc je straszne winy: od Wietnamu do Groznego. Ale tylko i wyłącznie naród niemiecki prowadził w XX wieku wojnę, aby – na gruncie odczłowieczającej ideologii – wymazywać całe ludy i aby w tym celu zintegrować mord na ludności cywilnej w kompleksie przemysłowym własnej gospodarki.
Film, a przynajmniej jego pierwsza i druga część, wyjaśnia nam bardzo niewiele. Zamiast wyjaśnienia, ukazuje nam pięcioro młodych Niemców – w tym Żyda, którego ojciec ma zakład krawiecki i walczył podczas I wojny światowej – z zachwytem słuchających swingu. Jest to ostatni wieczór przed tym, jak wojna wydobędzie ich złe strony. Sceny te mają znaczyć: gdyby nie wojna, między nami i Żydami, między naszymi matkami i ojcami, wszystko byłoby w porządku, to wojna sprawiła, że jesteśmy winni. I dalej idąc tym tokiem myślenia: nie wolno zapominać tragedii ludzkich, które sprawiły, iż staliśmy się winni.
Film pasujący do naszych czasów
To samo społeczeństwo, w którym każdego amerykańskiego inwestora określa się jako szarańczę, a każdego posiadacza broni uważa za potencjalnego mordercę w amoku, w najlepszym czasie antenowym obeszło się samo ze sobą nader łaskawie. Wszystkie zbrodnie, ukazane w trzyczęściowym filmie, znane są już każdemu Niemcowi. Nie nowa jest też konstatacja, iż wiele przestępstw najwyraźniej tak fascynuje widzów, iż wciąż i wciąż robimy filmy o przestępcach. Prawie nikt w Niemczech nie neguje Holokaustu. To jest słuszne i moralne. Mniej słuszne i dobre jest natomiast to, że Niemcy najwyraźniej tak bardzo przezwyciężyły swą przeszłość, że znów mogą głosić swym ofiarom i swym wyzwolicielom kazania na temat praw ludzkich.
Z tego właśnie powodu omawiany film nie odsłania żadnego tabu, ani nie wbija żadnego kolca, lecz jak ulał panuje do naszych czasów, łącznie z apelem, wynikającym z tej szczególnej formy przezwyciężania przeszłości, wedle którego, należąc do następnej generacji, nie powinniśmy lekkomyślnie ferować wyroków na donosicieli, na tych, którzy wzbogacili się na wojnie, na tchórzy i morderców, do których należało wiele – choć nie wszystkie - matek i ojców, a także pewien laureat literackiej nagrody Nobla.
„Nasze matki, nasi ojcowie” to telewizyjny serial pozbawiony nowych wartości poznawczych, o specyficznym, moralnie dwuznacznym brzmieniu, którego - pomimo szczerych starań, aby wygenerować u widzów współczucie dla ofiar - nie sposób nie dosłyszeć. Otóż pobrzmiewa tu myśl: Nam, sprawcom też nie było lekko!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/154339-niemiecki-recenzent-o-serialu-zdf-moralnie-dwuznaczny-pobrzmiewa-w-nim-mysl-nam-sprawcom-tez-nie-bylo-lekko
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.