Sienkiewicz wyrasta na człowieka pierwszoplanowego w obszarze bezpieczeństwa narodowego. Niestety nie jest to sytuacja, z której należy się cieszyć

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP/Radek Pietruszka
Fot. PAP/Radek Pietruszka

Płk Dariusz Łuczak jest kandydatem na stanowisko szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Premier Donald Tusk poinformował, że rozpoczął już procedurę opiniowania tej kandydatury. Lada chwila obecny p.o. szef Agencji zostanie następcą Krzysztofa Bondaryka. Politycy Platformy tę decyzję przyjęli ze zrozumieniem i zadowoleniem. Rodząc tym samym kolejne wątpliwości związane z polskimi służbami.

W depeszy PAP dotyczącej wiadomości o Łuczaku czytamy:

Marek Biernacki podkreślił, że Łuczak to oficer, który wstąpił do służby już w III RP, a w ostatnim czasie się rozwinął. "Dużo wnosił jako zastępca szefa ABW, a potem jako p.o. szefa" – ocenił Biernacki. Jego zdaniem ta nominacja oznacza, że w ABW będzie zachowana ciągłość po odejściu poprzedniego szefa. "Dla ABW jest to zamknięcie tego okresu smuty, bezkrólewia – wiadomo, że jest szef i jest pewna kontynuacja i to jest ważne" – powiedział.

Inny z posłów Platformy Obywatelskiej, Rafał Grupiński w Tvp.info wypowiadał się w podobnym tonie. Wskazywał, że "Łuczak to kontynuacja dotychczasowej linii" oraz zaznaczał, że dobrze, żeby szefem Agencji został "człowiek, wywodzący się ze służb".

Te dwie wypowiedzi budzą zdziwienie. Bowiem stoją w jawnej sprzeczności z tym, co politycy Platformy Obywatelskiej, w tym premier, mówili po dymisji Krzysztofa Bondaryka. Przypomnijmy, że oficjalnie za dymisją Bondaryka miała stać różnica zdań dotycząca wizji zmian w służbach specjalnych.

Premier, pytany na początku stycznia o motywy rezygnacji Bondaryka, powiedział, że w ocenie szefa ABW zapowiadany kierunek zmian w służbach specjalnych nie jest zgodny z jego wyobrażeniem o funkcjonowaniu ABW. "W związku z tym powiedzieliśmy sobie, że nowe zadania i nowa, odświeżona formuła funkcjonowania tej służby będzie wymagała nowego człowieka. Obaj uznaliśmy, że to stosowny moment" - powiedział

- czytamy w piątkowej depeszy PAP.

Oficjalne tłumaczenie od początku budziło mieszane odczucia oraz wyglądało, jak zasłona dymna. Nie sposób było uciec od wrażenia, że w tej sprawie mamy do czynienia z drugim dnem. Skoro bowiem nikt nie wie, jak mają wyglądać służby w nowym rozdaniu, jak mogło dojść do sporu o wizję służb?

I obecna reakcja na kandydaturę Łuczaka zadaje kłam oficjalnej argumentacji ws. odejścia Bondaryka, zadaje kłam również słowom Donalda Tuska. Politycy jego partii robią mu niedźwiedzią przysługę.

Czytamy bowiem, że kandydatura Łuczaka jest pozytywna, ponieważ zapewnia - jak mówił Biernacki i Grupiński - kontynuację oraz ciągłość. Gdyby więc słowa premiera i polityków PO brać na poważnie (co jest coraz trudniejsze) oznaczałoby to, że Łuczak jest kandydatem złym. Skoro ma zapewnić ciągłość wizji Bondaryka, a ten spierał się o wizję zmian w służbach, to i Łuczak jest od odstrzału. Po co więc powoływać w sytuacji, w której jest on skazany na konflikt?

Oczywiście sprawa konfliktu o wizję między Bondarykiem a Tuskiem jest jedynie medialną fikcją, wytworem potrzeb PRowskich. Świadczy o tym również ostatnia wypowiedź ministra Sienkiewicza. Szef MSW wskazał, że nawet dyskusję o kierunkach zmian w służbach trzeba odłożyć do czasu, gdy ABW będzie już oficjalnie miała nowego szefa.

Na spotkaniu z sejmową komisją spraw wewnętrznych Sienkiewicz powiedział, że dyskusja nad reformą służb specjalnych powinna zostać odłożona do czasu wyboru nowego szefa ABW. "Moją rzeczą jest, aby doprowadzić do tego, by jak najszybciej szef ABW został zaopiniowany i mianowany zgodnie z procedurami. Dopiero od tego momentu będzie można poważnie przeanalizować materiały, które zostały zgromadzone w procesie konsultacji prowadzonych przez mojego poprzednika i Kolegium ds. Służb Specjalnych dotyczących reformy sektora" - mówił wówczas Sienkiewicz

- donosi PAP.

Słowa Sienkiewicza po raz kolejny pokazują, że nie ma żadnej wizji nowych służb, nie ma żadnych pomysłów na zmiany. Czyli i żadnego konfliktu o zmiany nie mogło być. Jest więc coraz bardziej oczywiste, że za odejściem Bondaryka stało co innego niż oficjalnie się nam mówi.

Dlaczego rządzący wprowadzali opinię publiczną w błąd? Dlaczego PO nie mówiła prawdy ws. odejścia Bondaryka? Co de facto stało za odejściem Bondaryka? I kto podejmował w tej sprawie decyzje?

Równie wiele pytań rodzą ostatnie decyzje personalne związane z nominacjami dot. służb. W ostatnim czasie nowi ludzie objęli stanowiska szefa KPRM, szefa MSW, szefa BOR oraz pojawił się kandydat na szefa ABW.

I właściwie w żadnym wypadku nie można mieć pewności, kto i czyje interesy stoją za tymi nominacjami. Kto de facto podejmował decyzje? Dlaczego sięgnięto po tych ludzi?

Wydaje się, że premier Tusk mógł mieć w tych procesach decyzyjnych zaskakująco małe znaczenie.

Wydaje się, że Bartłomiej Sienkiewicz do MSW trafi dzięki Jackowi Cichockiemu. Nowy szef KPRM może być uznany za wychowanka Sienkiewicza. Razem pracowali w OSW. Gdy premier zaczął szukać nowego szefa resortu Cichocki mógł podsunąć mu swojego mentora, by ten zrobił coś ze służbami. Służbami, które Tuska zawsze przerażały.

Te roszady budują nową siłę polityczną, poza oficjalną hierarchią. Cichockiemu udało się doprowadzić do zbudowania silnego tandemu z Sienkiewiczem. To szef MSW odpowiada dziś za służby. Z kolei szef KPRM ma w praktyce prerogatywy czytania w imieniu Prezesa Rady Ministrów wszelkich wiadomości płynących ze służb. W związku z tym duet Cichocki-Sienkiewicz skupia w sobie potężne mechanizmy gry politycznej, w tym sposób na wykluczenie premiera z procesów decyzyjnych dot. służb. To niesłychanie niebezpieczne, szczególnie biorąc pod uwagę pozycję i doświadczenie zawodowe Sienkiewicza, który od lat działał na styku polsko-rosyjskiego biznesu. To on w tandemie z Cichockim będzie nadawał ton. Jaki on będzie można się jedynie domyślać. I nie są to domysły uspokajające...

CZYTAJ TAKŻE: Wraz z nowym szefem MSW nad resort i służby nadciągają dwie chmury wątpliwości. "Nie sposób wyzbyć się mieszanych odczuć"

Szczególnie ciekawa jest sytuacja obecnego kandydata na szefa ABW. Łuczak wydaje się być człowiekiem Bondaryka. Razem pracowali na białostoczczyźnie, pochodzą z dej samej delegatury UOP, a potem ABW. I to Bondaryk ściągnął Łuczaka do ABW. Obecnie Łuczak może zastąpić Bondaryka.

W tej sprawie rodzi się kilka prawdopodobnych scenariuszy. Łuczak może być de facto nominatem Bondaryka i ma zapewnić byłemu szefowi Agencji oddziaływanie na Agencję, Łuczak mógł również trafić do Agencji jako przyszły szef, w sytuacji, gdy gra na wyeliminowanie Bondaryka była już w toku.

Istnieje również trzecia hipoteza - obecne wypowiedzi polityków PO to sposób na przejęcie lojalności Łuczaka. Przypominanie mu związków z Bondarykiem oraz mamienie go wizją wpływu na zmiany w służbach wyglądają na próbę ustawienia Łuczaka - pokazania, że ma popierać rządzących, albo straci stanowisko. Wiemy, że jesteś od Bondaryka, więc oczekujemy lojalności - taki przekaz płynie w tej sprawie.

I wydaje się, że Łuczak wejdzie w ten układ, co znów wzmocni pozycję Sienkiewicza w obszarze służb. To on zaczyna kreować się na człowieka pierwszoplanowego w obszarze bezpieczeństwa narodowego. Niestety nie jest to sytuacja, z której należy się cieszyć.

CZYTAJ TAKŻE: Dla kogo pracował nowy szef MSW? Minister Sienkiewicz posłów nie informował

Igranie bezpieczeństwem narodowym Polski widać od dawna. I nic się w tej sprawie nie zmienia. Ostatnie roszady dot. służb sytuacji nie poprawiają. Oznaczają głównie, że człowieka związanego z oligarchą o postsowieckich powiązaniach premier zamienił na człowieka, który ma niejasne powiązania w samej Rosji. To raczej regres...

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych