Brońmy naszych hierarchów, ale nie traktujmy Kościoła jako jednej więcej korporacji. Po oświadczeniu arcybiskupa Głódzia

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Chciałem poruszyć ten temat dopiero po świętach. Bo one bardziej powinny prowokować do zadumy niż do roztrząsania plotek.

Ale sam arcybiskup Leszek Sławoj Głódź zachęcił mnie do tekstu już teraz. Wydając oświadczenie, które jest odpowiedzią na złośliwe artykuły we „Wprost” i w „Gazecie Wyborczej”. A w których uwagę zwraca zdanie (lub raczej część zdania): „każdy ma swoje słabości”.

Czy arcybiskup stał się przedmiotem nagonki? Owszem. Mechanizm był prosty: po wyborze kardynała Bergoglio na papieża chciano zderzyć jego prosty, otwarty styl z rzekomym przepychem i arogancją polskich biskupów. Wybrano hierarchę, o którym od lat opowiadano najróżniejsze historie. I zebrano wszystkie możliwe oskarżenia. Łącznie z finansowymi, które są, jak się zdaje, mocno na wyrost. I łącznie z zarzutem, że arcybiskup dostaje za wysoką emeryturę.

Kościół jest teraz ulubionym przedmiotem czarnego PR-u. Raptem dziś na kilka godzin przed ogłoszeniem oświadczenia arcybiskupa Głódzia jadę taksówką. Taksówkarz słucha radia TOK FM, a tam dziennikarz i dwaj seksuolodzy prowadzą debatę o pedofilii. Kto jest wręcz synonimem tego określenia? Naturalnie katolicki ksiądz.

W takiej sytuacji społeczność katolików ma naturalną skłonność: nie słuchać, zaprzeczać, nie traktować serio żadnego zarzutu. Bo to jest zwykła dyskusja pleców z kijem. Kijem, który i tak musi spaść. Obrzydliwe okładki nasuwają skojarzenia z komunistyczną lub nazistowską propagandą.

Tyle że akurat cykl tekstów o arcybiskupie gdańskim dotyczy konkretnej osoby. Każdy, kto ma cokolwiek wspólnego z życiem publicznym, słyszał o nim najróżniejsze plotki. O nim tak. O innych hierarchach nie.

Czy wszystkie argumenty przeciw artykułom na temat arcybiskupa mnie przekonują? Zwłaszcza tego pierwszego artykułu we „Wprost”, bo „Wyborcza” dołączyła dla zasady, aby też dokopać Kościołowi. Akurat zarzutami mocno wysilonymi.

Po pierwsze nie całkiem przekonuje mnie argument: oto opisano go na podstawie anonimowych źródeł. Nie przekonuje w sytuacji, gdy mamy do czynienia z relacjami na temat życia wewnątrz Kościoła. To instytucja hierarchiczna, w której obowiązuje posłuszeństwo wobec przełożonych. Możliwe, że nie ma innej drogi aby ktoś, kto czuje się skrzywdzony, dochodził swoich racji.

Inna sprawa, że oparcie tekstu nieomal wyłącznie na anonimowych źródłach, wymaga jednego: wielkiej wiarygodności tego, kto się takim narzędziem posługuje. Czy „Wprost” ma w tej sferze nienaganną reputację? Przecież nie raz i nie dwa wpisywał się w antyklerykalne nagonki.

Po drugie, nie przekonuje mnie twierdzenie, że nie można obciążać arcybiskupa delikatnie mówiąc słabościami księży z jego diecezji. Hierarchiczność Kościoła nakłada na przełożonych szczególne obowiązki. Z tego ma się prawo rozliczać każdego hierarchę. A tam się pojawiły zarzuty bardzo poważne: na przykład pobłażliwości wobec ludzi oskarżanych na przykład o molestowanie.

Niestety atmosfera społeczna jest taka, że nie bardzo nawet widzę społeczny autorytet, który mógłby takie wątpliwości rozwiać. Kościół wyraża solidarność wobec  arcybiskupa, pojawił się przy jego boku nawet jego poprzednik, kojarzony z nieco innym odłamem kościelnych kręgów arcybiskup Gocłowski. Pojawili się też politycy prawicy.

Odruch wiernych rozumiem: skupić się wokół pasterza. Sam na tym portalu broniłem duchownych przeciw wyssanym z palca oskarżeniom: na przykład gdy wybuchł rzekomy skandal w salezjańskim gimnazjum. Tu jednak nie mam pewności, co jest prawdą, a co nią nie jest. Choćby ze względu na owo przeklęte zdanie o „słabościach każdego”.

Skądinąd arcybiskup zawsze był nad wyraz upolitycznionym dostojnikiem kościelnym szukającym przyjaciół po rozmaitych stronach. Najpierw wśród wałęsowskiej generalicji i u samego Wałęsy. Potem u polityków SLD, z którymi przez lata pozostawał w znakomitych kontaktach. To ten biskup w roku 2004 rekomendował Sławomira Zielińskiego, postkomunistycznego żołnierza, na prezesa TVP. I to ci jego „przyjaciele” byli głównymi autorami plotek o nim. Łącznie z tą najsłynniejszą, jakoby biskup miał coś wspólnego ze stanem nieważkości prezydenta Kwaśniewskiego w Charkowie.

Po 2005 roku stał się człowiekiem bliskim prawicy. Rozumiem, że prawica szuka sojuszników w hierarchii i rozumiem, że Kościołowi najbliżej jest do tych środowisk, które realnie bronią jego nauczania. Ale bałbym się sytuacji znanej z każdej korporacji: skoro biją jednego z naszych, zwieramy natychmiast szeregi. Tu bliższa jest mi postawa księdza Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego, który uważa, że w pewnych sytuacjach najlepiej mówić prawdę. Zapłacił za to dużą cenę, choćby przy okazji sporów lustracyjnych.

Zwłaszcza dziś zalecałbym wystrzeganie się korporacyjnych odruchów, kiedy papież Franciszek oferuje nam realną drogę: skromności, służby, pokory. Naturalnie w dygnitarskich odruchach wielu hierarchów nie ma nic strasznego. Ale bałbym się postawy: konserwujemy obyczaje, które kościołowi naprawdę nie służą, bo to nasi ludzie, bo trzeba się bronić. I uważam tak, choć fala zniesławiania i jątrzenia obsesyjnych antyklerykałów paradoksalnie takiej postawie mocno sprzyja.

 

 

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych