Kolejny eksces Janusza Palikota nawołującego do legalizacji pedofilii, a potem grożącego procesami tym, którzy o tym mówią, pozwala po raz kolejny patrzeć wyrozumiale na SLD i jego lidera. Leszka Millera. Żeby było jasne: na tle Palikota Miller to polityk poważny i przewidywalny, nie zamierzam temu przeczyć.
Ale przestrzegam przez wzrostem sentymentu wobec niego i jego formacji. A ona się pojawia czasem i po prawej stronie, choć naturalnie bez ostentacji. Różne są tego przyczyny, nie tylko kontrast z Palikotem, czy przekonanie, że jest zły kosmopolityczny Kwaśniewski i bardziej swojski, „robociarski” Miller.
Niewątpliwie wielu ludzi bliskich Kaczyńskiemu uważa, że ich Armageddonem pozostaje ostateczne starcie z PO. Wszystko co poza tym starciem, nie budzi takich emocji. W efekcie zmianom ulega nie tylko teraźniejszość, ale i przeszłość.
Ci sami, których często wręcz ukształtowała afera Rywina, bo to wtedy zaczęto marzyć o IV RP, dziś ledwie wierzą, że taka afera w ogóle miała miejsce. Liczą się przecież nowe podziały. W ich świetle Włodzimierz Czarzasty to dobrotliwy analityk, szydzący sobie czasem z PO, i rządzący kiedyś telewizją wspólnie z PiS-em, a Leszek Miller to już nie dawny patron mafijnego układu rządzącego Polską (do pewnego momentu za przyzwoleniem „Gazety Wyborczej”), a socjalny wrażliwiec śpiewający „Mury” wraz ze związkowcami z „Solidarności”.
Ci ludzie do pewnego stopnia nawet świadomie próbują się przyczynić do zmiany swojego wizerunku. Oto właśnie Czarzasty oznajmił niedawno w głośnym wywiadzie dla Roberta Mazurka w „Rzeczpospolitej”, że jego lewica chce nakarmić dzieciaki, podczas gdy Palikot chce je upalić. Zostało to powitane przychylnie nawet na prawicowych portalach, łącznie z naszym. Oto autentyczna lewica piętnuje tą postmodernistyczną.
Odnotowuję bardziej wstrzemięźliwy stosunek SLD do narkotyków jako coś chwalebnego, ale socjalny zapał jego liderów to już dla mnie teatr. Przypomnę akurat trafne uwagi Jarosława Kaczyńskiego, który w książce „O dwóch takich. Alfabet braci Kaczyńskich” wypominał Leszkowi Millerowi, przy okazji uznania go za najgorszego premiera III RP, wręcz jawne i ostentacyjne związki z oligarchicznym biznesem. Symbolem tych związków był dla lidera PiS występ tegoż Millera na kuligu z wielkim potentatem Jerzym Starakiem w góralskim stroju. Utrwaliły to wtedy kamery.
Nie ma powodu wierzyć, że ci ludzie jakoś zasadniczo się zmienili. To Ryszard Bugaj jest prawdziwym polskim lewicowcem, a nie Miller. Choć SLD to dziś partia biedniejsza i mniej atrakcyjna dla rozmaitych grup interesów niż PO, jej przywódcy są tacy sami.
Są tacy sami w wielu wymiarach. Tak się składa, że miałem ostatnio okazję rozmawiać z jednym z najbardziej znaczących polityków tej partii, którego osobiście lubię. Można kogoś lubić, ale prawie całkiem nie akceptować jego poglądów i wizji świata. Polityk ten, historyczny fundator tego środowiska, nie tylko broni swoich zaangażowań w PRL. To są rozważania historyczne. On ma całkiem podobny stosunek do obecnej rzeczywistości.
O związkach Polski z rosyjskim kapitałem myśli na przykład jak najcieplej. Przestroga, że wraz z nim mogą zostać przeszczepione do Polski brzydkie układy i brzydkie obyczaje go nie przeraża. On czułby się wśród nich jak w domu. Tę uwagę dedykuję tym prawicowcom, którzy dowodzą, że Leszek Miller umiałby się zachować lepiej wobec wyzwania jakim był Smoleńsk niż Donald Tusk. Nie broniąc Tuska, mam przekonanie, że jest całkiem odwrotnie.
Owszem liderzy Sojuszu nie idą retorycznie aż tak daleko jak Palikot w podważaniu sensu istnienia Polski, ale ich program jest programem najgłębszej integracji europejskiej powiązanym z szerokim otwarciem się tej Europy na Rosję. W tej sferze są bardziej radykalni od platformersów.
To się zresztą wyraża w konkretnych głosowaniach, wręcz odruchach. Ostatnio w parlamencie europejskim głosowano niekorzystny dla polskich interesów raport dotyczący ekologii, konkretnie walki z CO2. Kluczowa poprawka przeszła kilkoma głosami, dlatego bo poparli go prawie wszyscy SLD-owcy. Kierowali się solidarnością z frakcją socjalistów, nie polską racją stanu. Wszyscy inni polscy europosłowie byli przeciw.
Kilka lat temu nie uważałem rozważań o ewentualnej koalicji polskiej prawicy z SLD za koniec świata. Ale też ta formacja trochę się docierała, szukała własnego nowego oblicza. Dziś widać już, jakie to oblicze. Między Kwaśniewskim i Millerem nie ma tu większych różnic, nawet jeśli ten drugi jest w poszczególnych sprawach werbalnie odrobinę bardziej podmiotowy wobec liberalnego mainstreamu.
To rzutuje na rolę, jaką odgrywa SLD na polskiej scenie. Gdy się rozmawia z SLD-owcami, nie sposób odnieść wrażenia, że stawiają oni przed sobą bardzo ograniczone zadanie. Chcą być koalicjantami PO i czekają aż będzie można wejść w tę koalicję na odrobinę lepszych arytmetycznie warunkach. Innej ewentualności nie biorą pod uwagę nawet jako mniej prawdopodobnej alternatywy.
Leszek Miller marzy o tym, aby być w takim układzie premierem. Ale będzie zapewne tylko wicepremierem, czyli na koniec kariery przypadnie mu rola Pawlaka czy Piechocińskiego. To powoduje, że lewica nie jest dziś realną opozycją i być nie może.
Ci ludzie myślą kategoriami polityki w najwyższym stopniu imitacyjnej. Chcą się przystosowywać: do Unii, Putina, Tuska czy politycznej poprawności. A przy tym mają na sumieniu potężne grzechy wobec polskiej demokracji i polskiego kapitalizmu, choć nawet prawicowa publiczność skłonna jest już dziś wierzyć, że wszystko zaczęło się od Tuska i na nim się kończy. To nieprawda, a afera Rywina istniała naprawdę i była tylko czubkiem góry lodowej. Pamiętajmy o tym.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/153759-nie-ludzmy-sie-lewica-postkomunistyczna-sie-nie-zmienila-a-widze-czasem-takie-zludzenia-i-na-prawicy
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.