Małgorzata Terlikowska na okładce feministycznych "Wysokich Obcasów". W bardzo szczerym, osobistym wywiadzie

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Małgorzata Terlikowska, żona publicysty Tomasza Terlikowskiego, udzieliła wywiadu "Wysokim Obcasom", dodatkowi feministycznemu "Gazety Wyborczej". Opowiada w nim o sobie, mężu, czwórce dzieci. Warto przeczytać i odnotować kilka zdań, nie tylko dlatego, że o sprawie huczy w Internecie, ale także dlatego, iż to rozmowa ciekawa i ważna. Choć - przyznajmy - zaskakująca.

To rozmowa chwilami bardzo intymna:

Piąte dziecko?

Nie teraz, poczekam. Chociaż Tomek bardzo by chciał.

Antykoncepcja?

Nie. Nigdy.

Kalendarzyk?

Nieskuteczny. Jest świetna metoda amerykańska - model Creightona - sprawdzona na milionach kobiet. Wystarczy codziennie się obserwować. I notować.

Małgorzata Terlikowska szczerze opowiada o nacisku, z jakim spotyka się ze strony bliskich, także dzieci, by zdecydowała się na piąte dziecko. Ale na razie jest zbyt zmęczona. Mówi też o tym, jak traktowane są rodziny wielodzietne. Nazywa to "ostracyzmem":

Piąte dziecko oznacza też, że będę musiała wysłuchiwać tych wszystkich głupich komentarzy na ulicy. "Patrzcie! Ma już czwórkę dzieci, a teraz znowu chodzi z brzuchem".(...) Taka czarna owca, co nie wie, jak się zabezpieczać. Koleżanka usłyszała ostatnio na ulicy: "O! Ma pani piątkę dzieci. Dziwne, że są tak czysto ubrane". Nie jest miło tego wysłuchiwać.

W zeszłą niedzielę wracaliśmy wszyscy z Kościoła. Dwie osoby nas po drodze zaczepiły. "Aż czworo dzieci? Brawo!". Niby to miłe, Tomek się uśmiechnął. Ale potem mruknął pod nosem, że za chwilę będziemy obwożeni w klatce po polskich wsiach i miasteczkach jako atrakcja.

Rozmówczyni "Wysokich Obcasów" opowiada także o dramatycznej walce, jaką wraz z mężem stoczyła, by mieć dzieci, o bezdusznych lekarzach i niedelikatnych pytaniach otoczenia, dlaczego nie mają dzieci. Ale - jak wiemy - wszystko skończyło się dobrze.

W październiku 2002 roku, pięć lat po ślubie, wyjechaliśmy do Włoch na kanonizację księdza Josemarii Escrivy. W każdym sanktuarium padaliśmy na kolana: "Panie Boże, prosimy cię o dziecko". Miesiąc później zaczęłam się źle czuć. Zrobiłam test: dwie kreski. Cud.

Terlikowska tak odpowiada na pytanie, czym różni się rodzina katolicka od niekatolickiej:

Katolicka rodzina wie, że nigdy się nie rozstanie. Podjęcie tej jednej fundamentalnej decyzji - Tomasz będzie moim mężem do końca życia - przynosi ogromną ulgę. Znam kobiety, które cały czas żyją jak w poczekalni na dworcu. Myślą, że gdzieś tam na jakiejś stacji czeka ktoś inny, wspanialszy.

Warto odnotować także odpowiedź na pytanie, czy łatwo jest wychowywać dzieci po katolicku we współczesnej Polsce:

Na każdym kroku czyhają inne wzorce. W prywatnym przedszkolu, do którego chodziła Marysia, organizowano na przykład bal Halloween. Nie Poszła. "Marysiu, to złe święto. Wierzymy w życie wieczne i nie żartujemy z duchów". Była smutna. Przykład rodziców to mało. Przychodzi czas, kiedy wzorce zewnętrzne - popkultura, środowisko rówieśników - działają na dziecko dużo silniej.

W rozmowie żona publicysty jest bardzo szczera, mówi także o kryzysach małżeńskich:

Wyjechałam na weekend z koleżankami do Krakowa. Pół roku to planowałam, Tomek sam mnie namawiał. A potem wydzwaniał i mnie wpędzał w poczucie winy. Tylko dwa dni, a jemu kompletnie odbiło. Dzwonił nie tylko na mój telefon, ale też koleżanki (...) Potem przeprosił. Dostałam wielki bukiet kwiatów.

W sumie - może kontrowersyjna, ale naprawdę ciekawa rozmowa.

wu-ka, źródło: Gazeta Wyborcza

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych