Pani
Poseł Małgorzata Kidawa-Błońska
Przewodnicząca Komisji Etyki Poselskiej
Szanowna Pani Przewodnicząca,
w związku z Pani pismem wzywającym mnie do udziału w posiedzeniu Komisji Etyki Poselskiej, na którym ma być rozpatrzona „sprawa dotycząca treści wypowiedzi Pani Poseł [tj. moich] stanowiących podstawę wniosków...” (następuje wyliczenie wnioskodawców) uprzejmie oświadczam, że oponuję przeciwko rozpatrywaniu przez kierowaną przez Komisję przedstawionych zarzutów pod moim adresem. Próba napiętnowania mnie przez organ Sejmu, jakim jest Komisja Etyki Poselskiej, za treść i formę poglądów, które odnoszą się do trwających w pluralistycznym społeczeństwie sporów światopoglądowych, aksjologicznych i programowych i które wynikają z mojego sposobu rozumienia dobra wspólnego, a nie mają jakiegokolwiek związku z moim interesem prywatnym ani z żadnym interesem partykularnym, jest próbą niedopuszczalnego ingerowania w wykonywanie mandatu poselskiego, który otrzymałam od swoich wyborców.
Moi wyborcy i podobnie myślący obywatele Rzeczypospolitej dają liczne dowody poparcia moich działań i solidarności ze mną wobec prowadzonej przeciw mnie kampanii. Z treścią i formą moich wypowiedzi publicznie solidaryzują się, działając w interesie publicznym, także przedstawiciele środowisk naukowych. Kierowana przez Panią Komisja przegłosuje, co będzie chciała, ale nie ma takiej władzy, żeby zadekretować, że wyrazicielami etyki są moi oskarżyciele, a moi obrońcy są nieetyczni. Zdaniem przedstawicieli nauk społecznych, których opinii zasięgałam, moje wypowiedzi akceptuje znacząca – prawdopodobnie stanowiąca wyraźną większość – część polskiego społeczeństwa. Nikt nie dał kierowanej przez Panią Przewodniczącą Komisji mandatu do uznawania za nieetyczne poglądów znaczącej części społeczeństwa.
Rolą komisji etyki w parlamencie państwa demokratycznego winno być stanie na straży powszechnie akceptowanych standardów – prawdomówności, osobistej uczciwości, unikania konfliktu interesów itp., czyli właściwości osobistych i zachowań, których należy oczekiwać od każdego posła bez względu na światopogląd, system wartości i program. Gdyby natomiast parlamentarna komisja etyki, kierowana przez prominentnego polityka partii rządzącej, znanego z wzorowej wręcz lojalności wobec jej szefa, stała się narzędziem do piętnowania większością głosów poglądów i ocen posła opozycji podzielanych przez znaczącą część elektoratu, a rolę oskarżyciela-moralisty odgrywał poseł znany z drastycznych obscenicznych wypowiedzi i zachowań (który niedawno publicznie opowiadał brednie o „zgwałconej wicemarszałkini”), to mielibyśmy do czynienia z komisją zaprzeczającą własnej nazwie. Urzędowe uznanie za „nieetyczne” poglądów i ocen głoszonych przez posła opozycji dlatego, że są niezgodne z poglądami i ocenami aktualnej większości członków Komisji Etyki Poselskiej, stanowiłoby też precedens fatalny z punktu widzenia demokracji. Jeżeli dziś można w takim trybie uznać za nieetyczne wypowiedzi Krystyny Pawłowicz dotyczące zmiany płci i praktyk homoseksualnych, to w następnej kadencji, przy innej większości, będzie można ogłosić jako nieetyczne wychodzące z odmiennych założeń światopoglądowo-aksjologicznych wypowiedzi Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, Donalda Tuska czy Magdaleny Środy. Czy o tak rozumianą demokrację chodzi?
Ufam, że członkowie Komisji wiedzą, że istnieją wielkie systemy światopoglądowo-etyczne, na gruncie których poddanie ludzkiego ciała przekształceniom mającym na celu „zmianę płci” oraz praktyki homoseksualne spotykają się z negatywną oceną etyczną. Opierając się na takich ocenach, ustawodawstwa większości państw założycieli Rady Europy w momencie powstania tej organizacji penalizowały (poddawały karom kryminalnym) praktyki homoseksualne między osobami dorosłymi.
Federalny Trybunał Konstytucyjny RFN, stawiany jako wzór ochrony praw człowieka, wydał 10 maja 1957 roku wyrok, w którym uznał za zgodny z powojenną, demokratyczną konstytucją niemiecką przepis kodeksu karnego, w brzmieniu ustalonym w 1935 roku, poddający surowej karze praktyki homoseksualne (nazywanymi przez niemieckiego ustawodawcę „nierządem”) między dorosłymi mężczyznami. Proszę sięgnąć do tekstu wyroku i przekonać się, że uznając takie praktyki za karygodne – notabene wbrew bliskiej mi, liberalnej tendencji kodeksu karnego obowiązującego w „zacofanej” Polsce od 1932 roku – powojenny trybunał niemiecki usankcjonował negatywne oceny etyczne owych praktyk idące dalej niż uznanie ich za „jałowe”, co w moim przypadku ma być nieetyczne. Jałowość jest argumentem przeciwko specjalnym uprawnieniom, ale nie jest dostatecznym argumentem za wsadzaniem do więzienia, jak przez lata czyniono m.in. w demokratycznej RFN. Nie słyszałam, aby niemieccy sędziowie FTK i sądów karnych stosujących paragraf kryminalizujący nawet homoseksualne objawy czułości byli kiedykolwiek przez kogokolwiek ciągani po komisjach etyki.
Być może ktoś powie, że w dzisiejszym świecie kryteria etyczności zmieniają się w zawrotnym tempie i to, co było etyczne wczoraj (na poprzednim etapie), nie musi być etyczne dziś (na obecnym etapie). Że do zagadnień etyki trzeba podchodzić dialektycznie, biorąc przykład choćby z wielkiej etycznej elastyczności posła Donalda Tuska, który raz publicznie zapowiada kastrowanie pedofilów, kiedy indziej jest wzorowym katolikiem w świetle jupiterów i w zasięgu kamer, innym znów razem chce uwolnić drogich sobie gejów od dyskomfortu wspólnego życia „na kartę rowerową” – każdorazowo zależnie od kalkulacji sondażowych i od potrzeby zdobycia osobistego uznania w tych czy innych kręgach za granicą. Jeśli interes Donalda Tuska wciąż jeszcze wymaga, aby wypowiedzi poseł Pawłowicz zostały napiętnowane przez Komisję pod kierunkiem Pani Przewodniczącej, to należy się spieszyć, ponieważ nie ma żadnej gwarancji, że jutro Donald Tusk nie nazwie relacji homoseksualnych niegodnymi... zainteresowania ustawodawcy i nie ogłosi, że w tej sprawie zawsze miał takie samo zdanie jak Jarosław Gowin, tylko został źle zrozumiany.
Za kuriozalne uważam konstrukcje wniosków, na których podstawie miałabym zostać napiętnowana przez Komisję kierowaną przez Panią Przewodniczącą. Ograniczę się do kilku przykładów.
Według jednego z wniosków Komisja powinna się mną zająć, bo popełniłam przestępstwo. Tymczasem od kilku dni w mediach dostępna jest informacja, że prokurator badający moje wypowiedzi nie doparzył się w nich znamion przestępstwa. Czy Komisja będzie weryfikować konkluzje prokuratora?
Pan Ryszard Czerniawski, używający formularza z godłem i nadrukiem „Rzeczpospolita Polska. Zastępca Rzecznika Praw Obywatelskich”, w swoim piśmie do Pani Przewodniczącej powołuje się na „napływające skargi obywateli”. Wśród załączników większość to jednobrzmiące, choć podpisane przez różne osoby protesty przeciwko mojej wypowiedzi sejmowej zaczynającej się od zdania: „Legalizacja związków homoseksualnych jest sprzeczna z obowiązującym prawem” (wyjaśniam, że chodzi o legalizację rozumianą jako ustawowe przyznanie szczególnych praw, a nie jako zniesienie zakazu, bo takiego zakazu w polskim prawie nie ma). To pierwsze zdanie jest w mojej wypowiedzi podstawowe, następne stanowią jego uzasadnienie. Jaki tytuł prawny ma pan Czerniawski, żeby w godzinach pracy urzędnika państwowego zajmować się – jak żądają autorzy jednobrzmiących listów – tego rodzaju wypowiedzią „tej posłanki”? Czy posłowi nie wolno już w Sejmie powiedzieć, że jakiś projekt ustawy jest niezgodny z Konstytucją, bo pan Czerniawski może postawić za to posła przez Komisją Etyki Poselskiej, wymachując podobnymi paszkwilami? Trudno o bardziej wymowny przykład nadużycia i ordynarnego upartyjnienia funkcji publicznej, która powinna być sprawowana w sposób bezstronny wobec toczonych w Sejmie sporów ideowych i programowych. W sprawie swojej oceny legalizacji związków partnerskich jako niezgodnej z Konstytucją chętnie stanęłabym przed obliczem Pani Przewodniczącej osobiście, gdyby postawiła mnie Pani w dobrym towarzystwie posła Jarosława Gowina i tych Pani koleżanek i kolegów klubowych, których poseł Gowin przekonał do tezy, że wszystkie trzy projekty ustaw, które zostały odrzucone przez Sejm w pierwszym czytaniu, są niezgodne z Konstytucją.
Autor jednego z wielu jednobrzmiących listów protestacyjnych, na które powołuje się pan Czerniawski, jest podpisany tak: „ks. bp Szymon Niemiec”. Szukałam w Internecie informacji o tym „hierarsze” i znalazłam dwie opinie: „biznes jak każdy inny” (R. Biedroń) oraz „folklor religijny” (znany profesor religioznawca). Znalazłam też notę biograficzną, a w niej słowa: „Zanim Szymon Niemiec zaangażował się w budowę struktur [Zjednoczonego] Kościoła [Chrześcijańskiego], zasłynął jako działacz gejowski i współorganizator Parad Równości. Pracował w wydawnictwie pornograficznym i występował w przebraniu kobiety. Kilka lat temu wydał swoją autobiografię Tęczowy koliber na tyłku” (wiadomości.onet.pl). W swoim liście do RPO „hierarcha” Niemiec występuje w obronie „języka kultury i zasad współżycia społecznego”, „które to zasady i język wypowiedzi posłanka Pawłowicz sprowadziła do poziomu rynsztoka i magla”. No cóż, kto się ubiera w ornat, ten musi także efektywnie dzwonić.
W tej sytuacji nie zazdroszczę Pani Przewodniczącej dylematu metaetycznego na miarę XXI wieku: kto jest większym autorytetem etycznym – Pani były kolega klubowy, rozpoznawany w polskiej publicystyce jako „poseł ze świńskim ryjem i penisem”, który żąda uznania mnie za przestępcę, czy „hierarcha” z kolibrem na tyłku, który za pośrednictwem pana Czerniawskiego żąda „niezwłocznego zajęcia się stanowiskiem i wypowiedziami tej posłanki”, nie precyzując rodzaju kary.
Pan Czerniawski najwyraźniej posiadł dar czytania w myślach swoich korespondentów, ponieważ w swoim liście do Pani Przewodniczącej oprotestowuje moje słowa o „twarzy boksera”, choć żaden z dołączonych do jego pisma listów „wzburzonych obywateli” nie odnosi się do tych słów.
Przy sprawie „twarzy boksera” chciałabym się na chwilę zatrzymać. Gdyby w tej sprawie oskarżyła mnie osoba bezpośrednio zainteresowana, być może stanęłabym przed Komisją i próbowałbym się wytłumaczyć. Tymczasem jestem przekonana, że większość moich obecnych oskarżycieli, publicznie rozdzierających szaty nad moją „transhomofobią” (czy jakoś podobnie), cynicznie i instrumentalnie traktuje los osób rzekomo przeze mnie poniżanych. I właśnie tym się brzydzę, bynajmniej nie owymi osobami, które jak wszystkich ludzi uważam za swoich braci i swoje siostry. Przy okazji wypadałoby przeprosić tych, którzy uprawiają twardą i ambitną dyscyplinę sportu, jaką jest boks, za to, że za sprawą mojej wypowiedzi – choć całkowicie wbrew moim intencjom – prowadzi się medialny „masaż świadomości” i wmawia ludziom, że „twarz boksera” to określenie pejoratywne. Oświadczam, że jak wielu moich rodaków uważam boks za sport zdecydowanie męski i przez „twarz boksera” rozumiem twarz o wyglądzie zdecydowanie męskim, nic więcej. Nigdy wcześniej nie przyszłoby mi do głowy, że w kraju, w którym utytułowani bokserzy są od lat podziwiani za talent, sportową postawę i wspaniały charakter (np. Zbigniew Pietrzykowski, Jerzy Kulej) lub są idolami kultury masowej (np. Andrzej Gołota) określenie „twarz boksera” będzie okrzyknięte za obraźliwe. Pozwalam sobie zauważyć, że w języku polskim słowo „bokser” ma jednoznacznie negatywne konotacje tylko wtedy, gdy występuje w połączeniu z przymiotnikiem „damski”. Do miana pierwszego damskiego boksera polskiej polityki zasłużenie pretenduje wspomniany już były kolega klubowy Pani Przewodniczącej, specjalista od „zgwałconej wicemarszałkini”, oskarżyciel i autorytet etyczny w mojej sprawie. Przekonałam się zresztą na swoim przykładzie, że pretendentów do miana damskich bokserów polskiej polityki jest więcej.
Na koniec mam obowiązek zwrócić uwagę wszystkich szanownych Członków Komisji Etyki Polskiej – Pani Przewodniczącej, Pana Franciszka Jerzego Stefaniuka, Pana Tomasza Garbowskiego, Pani Elżbiety Witek i Pana Kazimierza Ziobry – na element sprawy, którego nie sposób niestety zbyć sarkazmem. Otóż po debacie sejmowej nad odrzuconymi przez Sejm projektami dotyczącymi tzw. związków partnerskich otrzymuję pod adresem swoim i swoich współpracowników, opłacanych z funduszy Kancelarii Sejmu, różne pogróżki. Niektóre z nich są drastyczne w treści i formie. Sprawa jest poważna i stanowi przedmiot odpowiednich czynności organów ścigania. Komisja Etyki Poselskiej nie jest nieformalnym klubem dyskusyjnym, lecz organem Sejmu, a tym samym organem państwowym. Osoby w nim zasiadające muszą ponosić odpowiedzialność za możliwe do przewidzenia skutki swoich działań. Proszę nie lekceważyć zagrożenia i nie dolewać oliwy do ognia! W III Rzeczpospolitej na razie doszło tylko jeden raz do odrażającej zbrodni na tle długo podsycanej nienawiści do polityka – o jeden raz za dużo. Wszyscy chyba pamiętamy, „kto szczuł i co było grane”.
Tym z Państwa, którzy zdecydowaliby się podnieść rękę za piętnującą mnie uchwałą Komisji, mogłabym powiedzieć tylko: źle się bawicie.
Poseł Krystyna Pawłowicz
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/153462-pawlowicz-o-wezwaniu-przez-komisje-etyki-poselskiej-nikt-nie-dal-komisji-mandatu-do-uznawania-za-nieetyczne-pogladow-znaczacej-czesci-spoleczenstwa
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.