"Brak dekomunizacji i skutecznej lustracji umożliwił sowieckiej agenturze zbudowanie wpływu na życie publiczne, polityczne i gospodarcze na nie spotykaną w krajach zachodnich skalę" - mówi Marek Opioła, poseł PiS, członek sejmowej komisji ds. służb specjalnych
wPolityce.pl: Dlaczego w Polsce wszelkie dyskusje o rosyjskiej agenturze kwitowane są najczęściej uśmieszkiem politowania?
Marek Opioła: Moim zdaniem to próba zbagatelizowania zagrożenia, przekonania Polaków, że diabeł nie istnieje. Nie wiem dlaczego. Dla mnie jest to porażające, że tego typu informacje kwitowane są – jak pan zauważył – uśmieszkami politowania.
Uważam, że nie został rozliczony ten czas kiedy służby peerelowskie nie były w pełni samodzielne, kiedy podlegały władzom w Moskwie i pracowały dla całego bloku sowieckiego.
Dziś trudno jest na ten temat rozmawiać, dlatego że to jest już tak dawno temu, iż możemy patrzeć na tę kwestię z perspektywy tego co robią dziś byli współpracownicy, czyli dawna agentura. Służby w państwie demokratycznym powinny monitorować jak przepływają powiązania między tymi ludźmi; czy kontaktują się oni ze sobą, jak wyglądają ich sprawy finansowe, przepływ kapitału. To jest bardzo ważna sprawa.
Ale to niestety racja, że gdy mowa o rosyjskiej, czy dawnej sowieckiej agenturze w Polsce, to w mediach mainstreamowych pojawiają się uśmieszki. Możemy więc chyba powiedzieć, że była agentura ma tak szerokie wpływy w tych mediach, iż może sobie pozwolić na wyśmiewanie ważnych spraw.
A czy może być tak, że tę rosyjską agenturę operacyjną chroni rosyjska agentura wpływu? Znani są przecież aktorzy, eksperci lotniczy, czy urzędnicy pewnego urzędu centralnego, którzy gdy się odezwą, to jakbyśmy słyszeli Władimira Putina.
Każdy skuteczny wywiad przeznacza na agenturę wpływu większość swojego budżetu. To oni kreują odpowiedni klimat, społeczny odbiór danej informacji. To cały system wykorzystywania pewnych ludzi i środowisk na potrzeby sowieckiego, potem rosyjskiego państwa.
Już od lat 70. wiemy sporo od uciekinierów ze Związku Sowieckiego o działaniach dezinformacyjnych wywiadu sowieckiego i o tworzeniu sieci wpływowych środowisk w różnych państwach na Zachodzie. Nie ma wątpliwości, że dziś działa to w identyczny sposób.
Bodajże w 2011 roku ukazał się artykuł w prasie brytyjskiej, w którym mowa była o potężnej penetracji ze strony służb rosyjskich. Porównywalne to było z sytuacją z czasów „zimnej wojny”. Jednak Wielka Brytania nie graniczy z Rosją tak jak my, zaś u nas problem spenetrowanie naszego kraju przez agenturę rosyjską jest bagatelizowany.
Tak ogromny problem dotyczy kraju, który nie był przecież w Układzie Warszawskim. Po upadku ZSRR Polska demokracja i polski kapitalizm był budowany w oparciu o sowiecką agenturę. Brak dekomunizacji i skutecznej lustracji umożliwił tej agenturze zbudowanie wpływu na życie publiczne, polityczne i gospodarcze na nie spotykaną w krajach zachodnich skalę. Powstałe po 20 latach opracowanie oparte na jawnych źródłach i analizujące promil tego problemu to dowód na ogrom pracy, który jest jeszcze przed nami jeśli chcemy, aby nasza demokracja była bliższa Londynowi niż Moskwie.
Tak, mowa była w tym artykule o 300 agentach. Tak naprawdę jutro - mam nadzieję – dowiemy się od przedstawicieli Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego jak wygląda ta sytuacja w rzeczywistości.
Ale ja bym chciał, abyśmy w Polsce żyli w takich samych warunkach i normach prawnych jak Brytyjczycy, np. pod względem informowania i uświadamiania opinii publicznej o realnych zagrożeniach i przedstawiania ich w sposób możliwie otwarty.
My się czegoś dowiadujemy jako członkowie komisji, ale nie możemy się tym podzielić z opinią publiczną. A Polacy potrzebują przecież takiej informacji jak służby radzą sobie z różnymi zagrożeniami ze strony różnych wywiadów.
rozmawiał Sławomir Sieradzki
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/153431-nasz-wywiad-byla-agentura-ma-tak-szerokie-wplywy-w-mediach-iz-moze-sobie-pozwolic-na-wysmiewanie-waznych-spraw