Sześciolatki do szkół, czyli Himalaje arogancji. "Jedynym ratunkiem dla polskich dzieci jest więc pokazanie rządzącym bucom drzwi"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. facebook
Fot. facebook

Rząd Tuska ma na koncie wiele koszmarnych bzdur i fatalnych decyzji. Niektóre dałyby się naprawić stosunkowo szybko, w przypadku innych potrzeba by kilku albo nawet kilkunastu lat. Są i takie, których konsekwencje będą trwały znacznie dłużej. Do tej kategorii należą eksperymenty na systemie edukacyjnym.

Plan przymusowego posłania sześcioletnich dzieci do szkół okazał się całkowitą porażką. Został storpedowany przez rodziców, bezlitośnie skrytykowany przez ekspertów (poza wynajętymi przez rząd oczywiście), przyczynił się do powstania ruchu społecznego sprzeciwu, wywołał opór wśród nauczycieli, zmuszanych do reklamowania przedsięwzięcia, wobec którego sami pozostają krytyczni. System okazał się do tego stopnia niegotowy, że rząd musiał skapitulować i odsunąć w czasie początek obowiązywania obowiązku szkolnego dla sześciolatków, powiększając dodatkowo chaos. Jednak minister Krystyna Szumilas nie rezygnuje z forsowania planu wbrew protestom i oporowi. Otwarcie ignoruje ruch sprzeciwu, o protestujących wyraża się z lekceważeniem i pogardą.

W przyszłym roku sześciolatki będą musiały znaleźć się w szkołach, co dla wielu może być traumą, która zaważy na całym ich edukacyjnym życiorysie. Wystarczy pomyśleć, że jeśli sześciolatek jest z końca roku, będzie miał szansę być w klasie z siedmiolatkiem z początku roku. To niemal dwa lata różnicy! Dla dziecka na tym etapie – całe wieki. Przechodzić nad takimi problemami do porządku dziennego mogą jedynie idioci albo władza skrajnie zadufana w sobie, traktująca obywateli jak śmieci.

Jest jednak szansa, że uda się tę fatalną reformę powstrzymać. Stowarzyszenie Rzecznik Praw Rodziców, założone kilka lat temu przez niezmordowane małżeństwo Elbanowskich, zbiera podpisy pod wnioskiem o referendum w tej sprawie. Stowarzyszenie proponuje następujące pytania referendalne:

1. Czy jesteś za zniesieniem obowiązku szkolnego dla sześciolatków?

2. Czy jesteś za zniesieniem obowiązku przedszkolnego dla pięciolatków?

3. Czy jesteś za przywróceniem w liceach ogólnokształcących pełnego kursu historii oraz innych przedmiotów?

4. Czy jesteś za stopniowym powrotem do systemu: 8 lat szkoły podstawowej + 4 lata szkoły średniej?

5. Czy jesteś za ustawowym powstrzymaniem procesu likwidacji publicznych szkół i przedszkoli?

Odpowiedź „tak” na wszystkie pięć pytań i oczywiście idące za tym odpowiednie decyzje dałyby szansę na przywrócenie choćby cienia normalności polskiemu systemowi edukacyjnemu. Najpierw jednak trzeba zebrać 100 tysięcy podpisów. Można w tym pomóc – wszystkie niezbędna informacje są na stronie www.rzecznikrodzicow.pl. Warto – eksperymenty na żywym organizmie będą mieć straszne skutki, ale odczujemy je dopiero za kilkanaście lat, kiedy w dorosłe życie zacznie wchodzić pokolenie, karmione pomysłami pań Hall i Szumilas.

Niestety, nawet jeśli uda się zebrać podpisy, nie znaczy to, że referendum zostanie ogłoszone. A nawet gdyby zostało ogłoszone i wygrane, jego wynik nie jest dla rządzących w żaden sposób wiążący. Trudno mieć wątpliwości, że władza tak arogancka jak obecna nie weźmie głosu obywateli pod uwagę. Jedynym ratunkiem dla polskich dzieci jest więc pokazanie rządzącym bucom drzwi.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych