Obalanie autorytetu Kościoła trwa. "Wprost" atakuje arcybiskupa Głódzia i wkracza w akcję "eliminacja = kompromitacja"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Stare metody oszczerczego dyskredytowania Kościoła, przećwiczone na wszystkie sposoby przez "Newsweek",  wchodzą już do kanonu mainstreamowego postdziennikarstwa. W chwili, gdy cały świat cieszy się wyborem nowego papieża, zachwyca jego promieniującą troską o Kościół i odnowę moralną społeczeństw, tygodnik "Wprost" oskarża polskiego arcybiskupa. Co za tym stoi?

 

Magdalenie Rigamonti wystarczą anonimowe opinie, by zbudować tekst skrojony pod założoną w redakcji tezę. "Czy nowy papież zrobi porządek w polskim Kościele?" - pyta "Wprost" na okładce, donosząc, że Abp Głódź oskarżany jest od lat przez księży i współpracowników.

To nie jest historia o molestowaniu seksualnym, o pedofilii w Kościele ani nawet o niedotrzymaniu ślubów celibatu. Nie, nie ma nic wspólnego z seksem. Nie jest też żadnym atakiem na Kościół w Polsce. To jest opowieść o jednym człowieku, o abp. Sławoju Leszku Głódziu, metropolicie gdańskim, który szósty rok z rzędu rządzi silną ręką w kurii gdańskiej. Budzi strach, nie znosi sprzeciwu i za dobre wynagradza, a za złe karze

- pisze autorka we wstępie.

Lista przedstawionych pieczołowicie grzechów jest długa. Każdy z nich wyszeptany jej został rzekomo na ucho przez anonimowych duchownych, którzy mają już dość "buty generalskiej i sobiepańskiej" swojego arcybiskupa.

Nawet, jeśli założyć, że część informacji podanych w tekście jest prawdziwa, bez specjalnego wysiłku dostrzec można przekłamania i manipulacje. Abp senior Tadeusz Gocłowski, poprzednik abp. Głódzia, na pytanie autorki o czarną listę przewinień arcybiskupa, która powstaje rzekomo w diecezji, odpowiada: "Nic o tym nie słyszałem. Współpracujemy od pięciu lat i ta współpraca układa się dobrze".

Tymczasem w rozmowie z abp. Głódziem, Rigamonti stawia sprawę jako pewnik:

Jeszcze mam jedno pytanie. Pytałam też o to abp. Gocłowskiego. Powstaje czarna księga przewinień księdza arcybiskupa. Czy ksiądz o tym słyszał?

 

Metod dezinformacji jest wiele. Doskonale opisał je Vladimir Volkoff w "Montażu", podając "dziesięć przepisów na tendencyjną informację":

Nieprawda niedająca się zweryfikować, mieszanka prawdy i fałszu, deformacja prawdy, zmiana kontekstu, zacieranie i jego odmiany, wybrane fakty, komentarz podtrzymywany, ilustracja, generalizacja, nierówne części, części równe.

 

Patrząc na dzisiejszą okładkę "Wprostu" nasuwa się pytanie, dlaczego akurat dzisiaj, w chwili, gdy większość tygodników przedstawia niezwykłe i porywające przesłanie papieża Franciszka, redakcja decyduje się na uderzenie w biskupa?

Wydaje się, że przekaz jest prosty: Cóż z tego, że macie nowego papieża, skoro w gronie polskiego duchowieństwa rozgrywają się kompromitujące Kościół historie. Tylko czekać, aż antyklerykalni kreatorzy katolickiej opiniotwórczości zaczną używać autorytetu papieża do kompromitowania Kościoła w Polsce. Pierwsze oznaki widać już w programach publicystycznych.

 

Obalanie autorytetu Kościoła nigdy nie odbywa się całościowo. Zawsze wykorzystuje się w tym celu pojedyncze przypadki. Wbrew temu, czemu naiwnie zaprzecza autorka na początku swojego tekstu, uderzenie w arcybiskupa Głódzia jest uderzeniem w cały Kościół. Gdyby nawet przyjąć, że pewne fakty opisane w tekście miały miejsce w rzeczywistości, wykorzystanie czyjeś słabości do zbudowania ogólnego wrażenia degrengolady w Kościele jest niedopuszczalne. Opowieść "Wprostu" o abp. Głódziu nie została przecież napisana w trosce o Kościół. Ba, nie została nawet napisana w trosce o człowieka. Ma jasny, precyzyjny cel. Ten sam od lat.

 

O potrzebie naprawy Kościoła najgłośniej krzyczą zawsze ci, którzy nie mają z nim nic wspólnego. Nie będąc jego członkami próbują narzucić narrację tym, którzy go tworzą. Problem w tym, że zbyt często im ulegamy, zapominając jaka jest istota Kościoła i na czym polega jego siła.

Nie jesteśmy wspólnotą ludzi świętych, choć każdy z nas powinien do tej świętości dążyć. Od samego początku, od czasu pierwszych apostołów wybranych osobiście przez Chrystusa, jesteśmy wspólnotą ludzi słabych i zawodnych. Św. Piotr zaparł się Chrystusa w Jego obecności. Mimo, że stchórzył, zdradził, złamał  obietnice wierności, został później wybrany na głowę Kościoła, skałę, której "bramy piekielne nie przemogą". Gorszenie się cudzą słabością jest oznaką faryzeizmu. Używanie cudzej słabości do skompromitowania człowieka jest zwykle próbą usprawiedliwienia własnych grzechów, dowartościowaniem swojej małości i pychy.

Głównym przesłaniem Kościoła jest prawda o zbawieniu. Przypomniał o tym ostatnio z całą mocą papież Franciszek:

Najważniejsze dla mnie przesłanie Jezusa to zadanie czynienia miłosierdzia. Jezus przyszedł, aby zbawić grzeszników

- powiedział papież, podkreślając że "Bóg nigdy nie przestaje nam przebaczać. Problem w tym, że my nie chcemy prosić Go o przebaczenie".

 

Komentowanie spraw Kościoła przez ludzi spoza jego wspólnoty, porywających się na wybiórczą interpretację niepełnych faktów, jest więc ze swej istoty miałkie i nieprawdziwe, choć dzięki sile mediów otrzymało rangę narracji wiodącej. Zsekularyzowana publicystyka kościelna powtarza często jeszcze jedno istotne przekłamanie. Buduje wrażenie, że Kościół to przestrzeń ludzi duchownych.

Tymczasem Kościół, wspólnota ludzi słabych, składa się w większości ze świeckich. Duchowieństwo to tylko niewielka jego część. Swoje narzekania na kryzys Kościoła warto więc skierować ku sobie. Nic nie pociąga przecież tak bardzo jak dobry przykład świętych ludzi. Także świeckich. Nikt nie powiedział przecież, że dobry przykład musi płynąć tylko z jednej strony, przeciwnie. Własnym świadectwem życia możemy inspirować do duchowej przemiany także tych, którzy posługują nam swoim kapłaństwem. Księża nie są ulepieni z innej gliny. Nie są wychowywani w jakichś specjalnych warunkach, nie dorastają w szczególnie do tego przygotowanych rodzinach. Są jednymi z nas.

Niech więc ludzie spoza Kościoła zajmą się uzdrawianiem własnych wspólnot, do których przynależą. Niech dziennikarze przestaną promować skompromitowane pseudoautorytety, których głównym celem jest demoralizacja społeczeństwa. Niech przestaną forsować trendy uderzające w ludzką godność, odbierające człowiekowi wolność i sprowadzające go do funkcji zwierzęcia niezdolnego do samodyscypliny. Ci sami, którzy rozliczają skrupulatnie katolików z moralności, sami negują wszelkie zasady przyzwoitości.

Za próbą kompromitacji abp. Sławoja Leszka Głódzia stoi coś  jeszcze. W październiku został mianowany oficjalnym delegatem Episkopatu Polski ds. Telewizji Trwam. Od lat jest wielkim orędownikiem medialnego dzieła ojców redemptorystów. Nie stroni też od zdecydowanych opinii na temat sytuacji społeczno-politycznej w kraju, piętnując działania wymierzone w dobro człowieka, narodu i Ojczyzny. Niewygodne głosy trzeba eliminować. Najlepszym sposobem jest ich kompromitacja.

Autor

Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych