W starożytnym Rzymie rzymscy cesarze, by zyskać popularność i przychylność ludu masowo rozdawali obywatelom żywność i zapewniali im rozrywkę w postaci igrzysk gladiatorów, czy wyścigów na hipodromie. Hasło “panem et circenses” – “chleba i igrzysk”, szybko stało się symbolem gnuśnych rządów. Gdy lud rzymski zaczynał cierpieć niedostatek, Rzymem wstrząsały liczne zamieszki i niepokoje, zmuszając cesarzy do opuszczenia tronów.
Donald Tusk kilka lat temu przekuł hasło “chleba i igrzysk” na “ciepłą wodę w kranie”. Uznał, że demonizowanie opozycji i dobra sytuacja gospodarcza w kraju wystarczą, by można było usiąść i nic nie robić. Dopóki Polakom żyje się relatywnie dobrze i spokojnie dopóty można spokojnie się w nic nie angażować. Nadszedł kryzys ekonomiczny, ale Polska, dzięki nabranemu rozpędowi zajmowała zaszczytne miejsce przodownika gospodarczego Europy. Gdy sielanka się skończyła i zaczęły się problemy, premier wzmógł swoją aktywność… propagandową i tak zwanymi tematami zastępczymi postanowił zakryć palące problemy naszego kraju.
Oprócz propagandy i nieróbstwa ogromnym problemem jest niebywała wręcz arogancja ekipy rządzącej. Stawiany na piedestale Platformy Obywatelskiej Stefan Niesiołowski w bezczelny sposób sugeruje, że w Polsce nie ma problemu głodnych dzieci, bo nikt nie wyjada szczawiu z nasypu, a pod śliwami leżą tony opadłych mirabelek. Poseł PO mówi to nawet, gdy przedstawia mu się wyniki badań z których jednoznacznie wynika, że 800 tys. polskich dzieci jest niedożywionych. Kilka dni później Julia Pitera potwierdza słowa partyjnego kolegi mówiąc, że przypadki omdleń dzieci w szkołach wynikają… z braku kultury jedzenia śniadań w domach. Joanna Mucha zanim została ministrem sportu mówiła że: “nie widzi sensu w robieniu operacji biodra u 85-latka, gdy taka osoba “nie chodzi i nie będzie chodzić, bo się nie zrehabilituje”. I w ogóle starsi ludzie to kłopot, bo “chodzą do lekarza co dwa tygodnie dla rozrywki”. Przytaczanie kolejnych “złotych myśli” zajęłoby przynajmniej kilka dni.
W ramach akcji propagandowej ministrowie zdrowia i transportu, chyba najgorsi z całej Rady Ministrów, wszystkie problemy zwalają na rząd Kaczyńskiego. Jeśli jednak zajrzeliby do kalendarza, to zobaczyliby, że prezes PiS oddał władzę już 6 lat temu.
Przez ten czas naprawdę można było coś zrobić, by poprawić sytuację. Tymczasem w polskiej służbie zdrowia trwa czarna seria. W ciągu jednego tygodnia umiera kilkoro malutkich dzieci, bo były odsyłane od lekarza do lekarza, a dyspozytorom nie przyszło na myśl, by wysłać karetkę do dziecka, które ma 42 stopnie gorączki. Bartosz Arłukowicz nerwowo organizuje… kolejne konferencje prasowe na których zarzuca opozycji, że na tragedii tych rodzin uprawiają politykę. Czy na pewno? To raczej głos rozsądku i wezwanie do naprawy sytuacji. Bartosza Arłukowicza chyba po prostu przerasta postawione przed nim zadanie.
Podobnie jak ze służbą zdrowia, sprawa ma się z polską infrastrukturą. Korupcja i fuszerka – te dwa słowa znakomicie opisują system budowy autostrad i dróg ekspresowych, kolei i przewozów lotniczych.
Zbudowane za ponad 450 mln złotych lotnisko w Modlinie po zaledwie 5 miesiącach działania zostało zamknięte, a naprawa feralnego pasa może potrwać kilka miesięcy. Przez ten czas otwierane z wielką pompą lotnisko przynosi wielomilionowe straty, stawiając najemców lokali w hali odpraw na granicy bankructwa. LOT – narodowy przewoźnik stoi na granicy upadłości, a rząd zamiast przedstawić plan naprawczy inwestuje w spółkę kolejne miliony złotych. Minister transportu Sławomir Nowak zamiast zająć się tragiczną sytuacją polskiej infrastruktury kupuje 30 modeli lokomotyw za 17 tysięcy złotych. Oczywiście za państwowe pieniądze.
Polacy mają jednak większe zmartwienia niż zabawy i bon moty ministrów i posłów koalicji. Lawinowo rośnie bezrobocie, spada PKB i wskaźniki sprzedaży, zamykane są kolejne zakłady pracy, fabryki masowo redukują etaty. Media nie podają informacji o tym, że od początku roku upadło prawie 170 firm zatrudniających ponad 7000 ludzi. Bezrobocie wśród młodych ludzi wynosi już prawie 30%.
Polak AD 2013, to człowiek, który idąc rano do pracy ma pracy ma świadomość, że może to już być jego ostatni dzień w pracy. Każdy nowy dzień to wielka niewiadoma. Nadmierny fiskalizm (choćby słynny już podatek od pączków) dusi obywatela jak pochodząca ze słowiańskiej mitologii strzyga. Gdy dwaj panowie ze spółki PL2012 dostają ponad 2,5 mln złotych premii, przeciętnemu Polakowi zabiera się połowę z jego i tak niskich dochodów. Na zarzuty, że to absurd, by były przyznawane rak wysokie premie minister Mucha mówi, że wszystko jest zapisane w umowie, a więc zgodne z prawem. Narastająca frustracja i złość obywateli, choć skrzętnie przykrywana będzie musiała jednak znaleźć swoje ujście. Im później to nastąpi, tym większego wrzenia można spodziewać się na ulicach.
Jednak nie tylko sytuacja ekonomiczna może zmusić Polaków do masowych protestów. Teraz kroplą, która przeleje kielich goryczy może być w zasadzie każda niepopularna decyzja rządu, czy organów sądowych, choć niezawisłych, to jednak obciążających konto władzy. Opinię publiczną nie tak dawno zbulwersowała wspomniana już sprawa śmierci kilkorga dzieci, którym na czas nie udzielono pomocy. Podobne wzburzenie wywołało odebranie jednej z krakowskich rodzin trójki dzieci i umieszczenie ich w domu dziecka, choć nie było ku temu podstaw. Kolejne inicjatywy obywatelskie, głosy ponad miliona Polaków zgłaszających wniosek o referendum emerytalne zostało wyrzuconych do kosza. To wszystko zostaje w pamięci Polaków i będzie służyło jako oręż w walce z rządem.
Gdy opozycja parlamentarna zarówno z lewa, jak i z prawa nie daje rady odwołać najgorszych ministrów, jedyną metodą jest odwołanie się do najwyższego suwerena jakim jest Naród. Koalicji udaje się odpierać kolejne wnioski o wotum nieufności. Może dopiero przy poparciu rzeszy obywateli, przy gwałtownym wyrazie niezadowolenia, premier się ugnie i zdymisjonuje kilku szefów resortów. Z drugiej strony pycha i arogancja władzy wspięła się na tak duży poziom, że najgwałtowniejsze protesty mogą na wiele się przydać. Jednak na wszelki wypadek rząd zabezpiecza się zwiększając chociażby uprawnienia służb mundurowych.
Wszystkie pomysły przede wszystkim prawicowej opozycji są torpedowane i wyśmiewane. Konstruktywne wotum nieufności, zapowiadane od października było totalnie rozjeżdżane w mediach. Politycy koalicji i lewicy, a nawet Solidarnej Polski przedstawiali ten projekt jako kolejny chory pomysł prezesa PiS, który z góry jest skazany na niepowodzenie. Problemem w zmianie obecnego układu jest z pewnością podzielona prawica. Paweł Kowal stosuje taktykę Korwina-Mikke i w swoich wypowiedziach skupia się na monopolu PO i PiS, Zbigniew Ziobro na siłę stara się pokazać jak bardzo różni się od PiS (a różni się niewiele), a Jarosław Kaczyński co jakiś czas daje do zrozumienia, że z kanapowymi “partiami jednego procenta” nie ma sensu wchodzić w układy.
Wobec tego jedna, wspólna lista prawicy w wyborach do parlamentu (być może przedterminowych) jest obecnie nierealna. Ewentualna zmiana może nastąpić po przyszłorocznych wyborach do europarlamentu, gdyby PJN i SP poniosły klęskę nie wprowadzając do PE ani jednego przedstawiciela. Koalicja mniejszych inicjatyw politycznych skupionych wokół dużej konserwatywnej partii jaką jest PiS, za którą stoją eksperci z ciekawymi propozycjami rozwiązania wielu problemów byłaby najlepszym politycznym rozwiązaniem.
Jednak jeśli nie politycy, to kto może zmienić obecnie rządzący aparat? Z pomocą przychodzi tu ruch obywatelski, na którego czele staje szef Solidarności, Piotr Duda. Politycy koalicji: Ewa Kopacz, Janusz Piechociński (rzekomo otwarty na dialog) i oczywiście premier wyraźnie boją się siły tworzonej przez “S”. Świadczą o tym wypowiedzi Donalda Tuska, który kpi z powstającej inicjatywy mówiąc, że to kolejna “z gatunku bij Tuska”. Nie brakuje też zarzutów, że szef Solidarności próbuje wejść w ten sposób do polityki, co oczywiście ma zniechęcić Polaków do wsparcia Dudy. Mimo to, związek pod wodzą byłego komandosa staje się na nowo siłą zdolną inicjować przemiany w Polsce. Premierowi może wkrótce nie być do śmiechu, bo pod patronatem Solidarności, skupiają się coraz liczniejsze organizacje z różnych środowisk. Czy wiosna będzie należeć do obywateli? Czas pokaże.
Pozdrawiam,
Marcin Strzymiński, bloger, student UG
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/153316-koniec-igrzysk-dajcie-chleba-polacy-maja-wieksze-zmartwienia-niz-zabawy-i-bon-moty-ministrow-i-poslow-koalicji
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.