Małgorzata Wassermann: "Lepiej będzie, jeśli rząd Tuska nie będzie stwarzał pozorów, że jest w jakikolwiek sposób zainteresowany katastrofą smoleńską"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. Blogpress
Fot. Blogpress

Bliscy ofiar katastrofy smoleńskiej nie przewidują wspólnych, z przedstawicielami rządu Donalda Tuska, obchodów rocznicy największej po wojnie polskiej tragedii.

Nigdy i nigdzie się nie wybierałam się z przedstawicielami tego rządu, a zwłaszcza nie wybieram się z nimi do Smoleńska i Katynia. Oni w stosunku to tej sprawy już się określili, i to w sposób jednoznaczny. I lepiej będzie, jeśli rząd Donalda Tuska nie będzie stwarzał pozorów, że jest w jakikolwiek sposób zainteresowany katastrofą smoleńską, a w szczególności wyjaśnieniem wszystkich jej okoliczności

- mówi w wywiadzie dla „Naszego Dziennika” Małgorzata Wassermann.

Jej zdaniem czymś kuriozalnym jest uległość strony polskiej wobec Rosji w sprawie wyjaśniania przyczyn katastrofy. Odniosła się też do badań szczątków niektórych ofiar na obecność alkoholu, narkotyków i tlenku węgla:

Słyszymy, że będziemy teraz badać próbki pochodzące od niektórych ofiar katastrofy na obecność alkoholu, środków odurzających i hemoglobiny tlenkowęglowej. To jakaś absurdalna sytuacja. Nie dość, że są one wymieszane, to nie mamy pewności nawet co do tego, kto, jak i kiedy je zabezpieczył. Nie wiemy też, jaka obecnie jest ich wartość dowodowa.

Zdaniem Małgorzaty Wassermann na analizę zasługuje niedawne wydarzenie, gdy prokuratura rosyjska publicznie ogłosiła, że ona wraz ze swoimi polskimi odpowiednikami stwierdziła, iż na pokładzie tupolewa nie było eksplozji.

Mówiąc wprost: Rosjanie skłamali, i to nie po raz pierwszy. Dobrze się stało, że prokuratura wojskowa od razu zareagowała, wydając stosowny komunikat. Chciałam zwrócić uwagę, że ppłk Karol Kopczyk był w Rosji, prostując te informacje. To wymagało odwagi. Śmiem twierdzić, że Rosjanie działali celowo, chcąc postawić ppłk. Kopczyka i polskich biegłych w trudnej sytuacji. Bo z jednej strony Polacy przyjechali do Federacji Rosyjskiej i chcieli współpracować, a z drugiej strony, będąc na obcym terenie, wydają ostre dementi. Dla mnie rzeczą niebywałą było to, że w tej sytuacji nie było reakcji państwa polskiego. Gdzie było MSZ?

Według Małgorzaty Wassermann ostatnie nerwowe ruchy polskich organów śledczych mogą świadczyć, że mają one świadomość jak mizerny materiał dowodowy posiadają, a przecież trzeba go będzie kiedyś w całości przekazać sądowi.

Po trzech latach strona polska zorientowała się, że jeśli jakiś sąd zobaczy to, co zostało nam przekazane, to, na czym bazowała prokuratura, i to, kiedy badania zostały wprowadzone w życie, wówczas złapie się za głowę, a wnioski będą miażdżące dla polskich organów ścigania. Myślę, że teraz strona polska upomina się u Rosjan o to, by jednak trochę tego materiału dowodowego, lepszej jakości, nam przysłali. Bo nie wątpię w to, że Rosjanie mają doskonale zabezpieczony materiał dowodowy i dokładnie wiedzą, co się wydarzyło 10 kwietnia 2010 r., ale nas lekceważą

- mówi córka śp. Zbigniewa Wassermanna.

Slaw/ "Nasz Dziennik"

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych