Ile jest nieprawdy w „prawdzie”. Obrzydliwa historia równie obrzydliwej informacji i jak na nią reagować

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot: EPA
fot: EPA

Przyznaję, że wstrząsnęła mną informacja o komentarzu na temat wyboru kardynała Jorge Mario Bergoglio, umieszczona na fejsbukowym profilu nijakiej Ewy Wójciak, która mieni się być dyrektorem poznańskiego Teatru Ósmego Dnia.

No i wybrali ch..., który donosił wojskowym na lewicujących księży

– stwierdziła przedstawicielka kultury o Ojcu Świetym.

Jej wypowiedź jest wymowna pointą tematu, który przewija się w mediach tzw „głównego nurtu” od momentu wyboru papieża Franciszka przez watykańskie konklawe. Pojawia się on prawie w każdym programie publicystycznym „wrzucany” bądź przez zaproszonych, nieprzyjaznych Kościołowi gości, a jeżeli ci, z jakichś tam powodów nie chcą się wypowiadać, z lubościa podrzucają go moderujący. Nawet w państwowej telewizji TVP Kultura „Hala odlotów” nie obeszło się bez dyskusji, w której niektórzy uczestnicy „z troską pochylali się” nad ciemnym rzekomo fragmentem życia argentyńskiego duchownego. Warto przypomnieć mechanizm medialnej akcji „donosiciel Bergoglio”, bo jej twórcy z GW już się powoli wycofują, pisząc, że to nie do końca sprawdzona wersja wydarzeń.

Tuż po ogłoszeniu wyniku konklawe, komentujący na bieżąco wydarzenie w TVN 24 zasłużony dziennikarz „Gazety Wyborczej” Maciej Stasiński przypomniał książkę argentyńskiego dziennikarza Horatio Verbitsky’ego „Cisza”. Autor stwierdza w niej, że nowo wybrany papież w 1976 r. współpracował z policją junty argentyńskiej wojskowej i wydał w jej ręce dwóch swoich zakonnych braci o poglądach zbliżonych do teologii wyzwolenia. Relację Verbitsky oparł na wypowiedziach adwokatów duchownych.

Rzecznik kardynała nazwał publikację „stekiem kłamstw”, a w wydanej oficjalnie biografii Bergoglio, że autor udowadniał, że było wręcz odwrotnie. To właśnie dzięki interwencji hierarchy dwaj lewicujący mnisi odzyskali wolność. Ale to oczywiście dla redaktora Stasińskiego drobny szczegół, o którym nie warto wspominać.

Nie mam nic przeciwko lustracji osób publicznych i ich rodzin. Zresztą zachowanie Stasińskiego pokazuje wyraźnie, że jego gazeta jest tego samego zdania, choć jej najwyżsi przedstawiciele nazywają to „grzebaniem w brudach”, „polowaniem na czarownice” etc. Oczywiście wskazane jest, by lustrujący był w miarę czysty, ponieważ sam może zostać zlustrowany. Niniejszym przypominam, że red. Maciej Stasiński we wczesnej młodości podpisał zobowiązanie do współpracy z SB, o czym swego czasu było całkiem głośno. Na jego korzyść przemawia fakt, że jak sprawa wyszła na światło dzienne, to nie ukrywał, iż dał się zastraszyć i podpisał. Tyle o pierwszej osobie tego niesmacznego dramatu.

Nastepną, z jeszcze ciekawszą przeszłością, jest autor „bestselleru” „Cisza” – Horatio Verbitski. Zanim został dziennikarzem śledczym działał aktywnie, jako członek lewicowo-chrześcijańskiej organizacji terrorystycznej Montoneros sławnej m.in. z zabójstwa gen. Pedro Eugenio Aramburu (przywódcy antyperonistwoskiego przewrotu) i z ataku na koszary wojskowe w Buenos Aires w 1975 r. Po rozbiciu organizacji przez juntę, guerillas przenieśli swoja kwaterę główną na … Kubę. I kółko się zamyka.

Zresztą całe to towarzystwo działało w oparciu o strategię „miejskiej partyzantki” Ernesto Che Guevary. Sam Verbitski przyznawał się do udziału w strzelaninach, w których, jak twierdzi „szczęśliwie nikt nie zginął”. Co innego natomiast zeznali - jeden z komendantów Montoneros Mario Firmenich i jego 5 towarzyszy. Według nich Verbitski planował i wziął czynny udział w dwóch poważnych zamachach. Zginęło w nich łącznie 22 oficerów argentyńskiego wywiadu. Tyle, co do wiarygodności drugiej osoby dramatu - autora informacji.

Opierając się na takim źródle, kilkanaście minut po ogłoszeniu kard. Bergoglio papieżem dziennikarz GW rozpowszechnia wszem i wobec informację w mediach o zakonniku donosicielu. Choć nikt jej nie zweryfikował, nie liczę nieśmiałych protestów siedzącego w programie obok Stasińskiego celebryty o pogladach zbliżonych do katolickich Szymona Hołowni, wiadomość zaczęła żyć swoim życiem. Aż w końcu dotarła do Poznania, gdzie oburzona „taką niegodziwością” dyrektor Teatru Ósmego Dnia Ewa Wójciak, skomentowała ją we właściwy dla ludzi kultury, przepraszam, lewackiej subkultury, sposób.

Apeluję do wszystkich ludzi wierzących i niewierzących w Poznaniu o natychmiastową reakcję. Apeluję do władz miasta, apeluję do tych, którym przyzwoitość nie jest obca. Takiego chamstwa nie można puścić płazem. Niech wezmą transparenty i pikietują teatr dniem i nocą. Niech wykupią bilety na przedstawienie i wygwizdują występujących na scenie aktorów, tak długo, aż Wójciak nie ustąpi ze stanowiska. Niech piszą do władz o wstrzymanie państwowych dotacji. Nie tłumaczcie przed sobą samym, że ona nie jest godna tego, by przez nią stać na mrozie. Jeżeli pozwolimy, by tacy ludzie kultury bezkarnie obrażali głowę Kościoła, to nie długo będą w ten sposób publicznie obrażali Was. Chyba dobre imię papieża Franciszka leży Wam na sercu. Przypomnę wszystkim starą anegdotę.

Może nie dokładnie, ale z sensem:

Kiedy dobrali się do bogatych, siedziałem w domu. Kiedy przyszli po biednych, siedziałem w domu. Jak przyczepili się do Żydów, nie ruszyłem się z miejsca. Tak samo, kiedy zrobili to z katolikami. Jak przyszli po mnie, nie było już nikogo.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych