Gdy Lech Wałęsa zaatakował homoseksualistów, napisałem, że były prezydent żyje w poczuciu swojej bezkarności i plecie co mu ślina na język przyniesie. Chodziło mi o zdanie o posłach-gejach, których miejsce jest w ostatnim rządzie, a nawet za murem. Łatwe do zinterpretowania jako zapowiedź brutalnej, fizycznej dyskryminacji.
Ale napisałem też, że spora część tej wypowiedzi ma sens. Wałęsa tłumaczył, że mniejszość narzuca większości swoje kanony, na przykład estetyczne, epatuje swoją seksualnością, a on ma kłopoty z objaśnieniem tego swojemu wnukowi.
Od tego czasu ten temat był przedmiotem tasiemcowej debaty. Wałęsa tłumaczył swoje stanowisko wielokrotnie, między innymi w programie Tomasza Lisa w TVP2. I w coraz bardziej godny szacunku sposób bronił swoich racji. Krytykując równocześnie polityczną poprawność, która wielu ludziom na Zachodzie każe zgadzać się z nim prywatnie, ale publicznie potępiać takie poglądy.
Jego stanowisko stało się wielkim hymnem obrony ludzkiego prawa do intymności. Pomyślałem, że gdyby Wałęsa nie był samotnym jak palec człowiekiem, skoncentrowanym na co dzień na walce o większą kasę dla siebie, a mimo to nieszczęśliwym, gdyby towarzyszyli mu mądrzy spece od wizerunku, jego wystąpienia od początku mogły być całkiem fortunnym wkładem w dyskusję na te drażliwe tematy. Wkładem nacechowanym doświadczeniem człowieka wyrosłego w tradycyjnej moralności, którą próbuje się teraz na wszelkie sposoby w nas zabić.
A to już punkt wyjścia do refleksji bardziej ogólnej. Na początku lat 90. Wałęsa miał niepowtarzalną szansę. Mógł zgromadzić wokół siebie, i zresztą na chwilę, w roku 1990, zgromadził, szeroki obóz prawicy. On był jedyną osobą, wokół której ten blok polityczny mógł trwać dłuższy czas i osiągnąć znaczące cele.
Oczywiście wtedy tematem numer jeden nie były debaty obyczajowe, a budowa lepszego państwa, zdekomunizowanie polskiej gospodarki, obrona narodowego interesu. Wałęsie mogła przypaść w udziale rola polskiego de Gaulle’a, który przeprowadził reformę ustroju, bo miał wokół siebie silną wielonurtową formację, która wiedziała jakim celom taka reforma miała służyć.
Niestety Wałęsa wybrał zupełnie inną drogę: dalszego kawałkowania sceny politycznej, wygrywania jednych grup solidarnościowych przeciw innym, walki z własnym programem wyborczym z 1990 roku. Ostatecznie pozostał sam ze swoim postulatem ustroju prezydenckiego, który bez bardziej dalekosiężnych celów stał się zwykłym hasłem-wytrychem. Dlatego przegrał wybory 1995 roku, a w roku 2000 dostał 1 procent głosów.
Dlaczego tak się stało? Zapewne z powodu nieznośnego charakteru i braku intelektualnego przygotowania. Także z powodu niefortunnego uwikłania z początku lat 70. Zamiast tę minę rozbroić, stał się zakładnikiem sił i środowisk starego systemu. Brnął w to. A po drugiej porażce przyłączył się do mainstreamu, który ze cenę pokory w sprawach programowych dawał mu komfort obrony jego życiorysu.
To smutny koniec człowieka, który jednak – piszę to jako autor przez lata Wałęsę bardzo mocno krytykujący– był naszą legendą. Naszym potencjalnym skarbem. Dziś jest za późno. Wałęsa jest samotny na własne życzenie i chyba ma tego świadomość. Choć ciągle opowiada, ostatnio u Lisa, że mógł przeprowadzić przewrót, a tego nie zrobił. Nie trzeba było żadnego przewrotu, wystarczyło prowadzić mądrzejszą politykę.
Szkoda. W chwilach, gdy dawny przewodniczący „Solidarności” wykazuje się odwagą, widzimy co straciliśmy. Salon zaś funduje mu coś, w czym Wałęsa sam przez lata uczestniczył wobec innych ludzi: nagonkę. Nawet jego syna, europosła PO, byli w stanie wprząc w ten mechanizm. Tym to smutniejsze.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/153170-wypowiedzi-lecha-walesy-o-gejach-sa-jednak-swiadectwem-cywilnej-odwagi-widac-jak-istotnym-politykiem-mogl-byc-dla-polski-byly-prezydent
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.