"To był bardzo wrażliwy człowiek. Serce miał wspaniałe" - poruszająca opowieść córki rotmistrza Witolda Pileckiego. 65 lat temu skazano go na śmierć

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. wikipedia
fot. wikipedia

15 marca 1948 roku Wojskowy Sąd Rejonowy w Warszawie skazał na śmierć rtm. Witolda Pileckiego, oficera AK i 2 Korpusu Polskiego, organizatora wojskowej konspiracji w obozie Auschwitz. CZYTAJ TUTAJ

Przypominamy z tej okazji fragmenty wywiadu, jakiego portalowi Warszawski PiS udzieliła córka rotmistrza - Zofia Pilecka - Optułowska. Ukazuje się w tej opowieści obraz wspaniałego polskiego oficera - humanisty.

Kontakt z ojcem wspominam nadzwyczajnie. W ogóle jego majątek w Sukurczach to było miejsce nadzwyczajne, dla dziecka absolutnie wyjątkowe. Tam wszystko było takie piękne. Ojciec uczył nas kochać przyrodę, nie wolno nam było nawet robaczka zgnieść. Widzieliśmy, że taki robaczek ma służyć czemuś innemu, a zgnieść nóżką nie wolno go było.

Zofia Pilecka wspomina też, że wiele zapamiętała z tych humanistycznych nauk ojca.

I przede wszystkim uczył nas odpowiedzialności za słowo, nie wolno było skłamać. To był bardzo wrażliwy człowiek. Serce miał wspaniałe. Dla zwierząt, dla wszystkiego, co żyje. Uważał, że wszystko co żyje to stanowi jakiś łańcuch przyrody. Gdyby zniszczyć cokolwiek, to zrywa się ten łańcuch, a przyroda musi mieć te ogniwa spojone ze sobą.

Spokojne dzieciństwo spędzone z ojcem szybko, niestety minęło. Nadszedł wrzesień 1939 roku.

W 1939 roku musieliśmy ojca pożegnać. Miałam niespełna sześć lat. Pamiętam, że widziałam go na tej jego pięknej klaczy. Ktoś mnie podniósłi i jemu podał, on mnie uściskał. Tyle pamiętam. On poszedł na wojnę, a my zostaliśmy w tym majątku, który i tak musieliśmy niebawem opuścić. Ojciec zawsze mówił mi, że mam być bardzo dzielna. Ja zresztą to sobie uświadomiłam, ale nie wtedy, tylko nieco później, że on miał czas na to, aby nauczyć nas żyć. Żeby w każdej sytuacji móc sobie poradzić. To mi zawsze dodawało sił.

Córka rotmistrza Witolda Pileckiego przypomina, że kontaktu nie urwał nawet wtedy, gdy podjął się karkołomnej i zagrażającej życiu misji przeniknięcia do obozu w Oświęcimiu, gdzie sporządził pierwszy raport nt. Holokaustu.

Kontakt z ojcem mieliśmy nawet wtedy, kiedy on na ochotnika poszedł do Oświęcimia. On przez jakieś swoje kontakty, przez które przesyłał z obozu raporty, pisał także do nas bardzo piękne listy. Pamiętam też dobrze ten okres po Oświęcimiu, kiedy przyjeżdżałam do ojca do Warszawy, a ojciec uczył mnie konspiracji. Zabierał mnie ze sobą do tramwaju, jeździł ze mną po różnych miejscach, kazał mi czasem chodzić przed sobą i obserwować. Kiedy zobaczyłam partol niemiecki, miałam mu dać znać.

Z tym okresem wiążą Zofię Pilecką szczególne wspomnienia. Jak twierdzi, to właśnie wtedy ugruntowało się w niej poczucie patriotyzmu.

Pamiętam też choinkę bożonarodzeniową. To była bardzo patriotyczna choinka, świeczki mieliśmy tylko białe i czerwone. Były też jakieś wstążeczki, ale też tylko biało-czerwone. To był okres po ucieczce ojca z Oświęcimia, a przed Powstaniem Warszawskim On się już wtedy ukrywał. Ale, mimo to, co tydzień, albo on był u nas w Ostrowii, albo my byliśmy u niego w Warszawie.

Kobieta z trudem opowiada o okresie, który rotmistrz Pilecki spędził w Oświęcimiu.

Ojciec w Oświęcimiu przeżył piekło. Przez dwa i pół roku organizował konspirację. Kiedy okazało się, jak tam jest, to mieli tylko jeden cel - ratować ludzi. Dożywiać ich, ubierać… Proszę prześledzić pobyt ojca w tym oświęcimskim piekle. Niech sobie każdy mówi, co chce, ale ja uważam, że on to był człowiek posłany tam… przez Boga. Musiał zrobić to, co zrobił. Sama ucieczka ojca z Oświęcimia jest cudem… To była jedna ze stacji jego drogi krzyżowej.

Zofia Pilecka myślała, że po ucieczce z Oświęcimia jej ojcu nie może się już stać nic złego. Niestety, bardzo się myliła.

A ta ostatnia stacja jego Drogi Krzyżowej była najstraszniejsza, najstraszliwsza. Był tak zmaltretowany… nie tyle przed procesem, co już nawet po procesie. Dlatego, że jego oprawcy nie dostali tego, co chcieli. Chcieli, żeby ojciec powiedział wyraźnie, żeby oskarżył Armię Krajową. I tak by w czapę dostał, ale chodziło im o to, żeby tego człowieka wykorzystać, który był nietuzinkowy. To był dla nich prawdziwy tuz. Powiedział wtedy do mamy: "Ja jestem już skończony". Dał mamusi grzebyk i poprosił, żeby sobie kupiła książkę Tomasz Kempisa "O naśladowaniu Chrystusa" i żeby ją sobie codziennie we fragmentach czytała. Tak mówił: "Ja jestem skończony, a Oświęcim to była igraszka… w stosunku do tego, co ja tutaj przeżywam".

Córka rotmistrza Pileckiego jest wciąż bardzo aktywna, szczególna radość sprawiają jej spotkania z młodzieżą, której może opowiadać o bohaterstwie ojca i jego towarzyszy broni.

Nazwa Żołnierze Wyklęci jest dobra dla młodzieży, bo jest chwytliwa. Skłania ich, żeby się dowiadywali, za co oni byli wyklęci. A dla mnie to oni byli niezłomni. Rycerze niezłomni.

CAŁY WYWIAD OBEJRZYJ TUTAJ: "To był bardzo wrażliwy człowiek. Serce miał wspaniałe" - o rotmistrzu Witoldzie Pileckim opowiada jego córka Zofia Pilecka-Optułowicz

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych