Człowiek z tabletu i immunitet świętych krów

fot. PAP / P. Supernak
fot. PAP / P. Supernak

Gdyby Jarosław Kaczyński fruwał nad Warszawą, zapewne dowiedzielibyśmy się z naszej naolejonej telewizji, że facet lata, bo nie umie chodzić. Jak wykazała sejmowa debata, sprowokowana wnioskiem PiS o wotum nieufności dla rządu Donalda Tuska, lewicowa i samozwańczo-lewicowa opozycja jest za, a nawet przeciw: niby zgadza się z zarzutami byłego premiera wobec urzędującego, lecz nie poprze wniosku pisowców, bo nie chce powtórki z IV RP...

Największą karą dla tych, którzy nie interesują się polityką jest to, że rządzą nimi ci, którzy się nią zajmują. Więc może, mimo wszystko, pofantazjujmy, co by było, gdyby było. Może byłoby bardziej rzeczowo, skutecznie i odpowiedzialnie za czyny i słowa? Jak na przykład u naszych zachodnich sąsiadów, gdzie idealnie nie jest, ale obowiązujące standardy na prawym i lewym brzegu Odry to wręcz dwa różne światy. Zacznijmy od Christiana Wulffa i jego jeszcze małżonki Bettiny, bo żyją już w separacji: oboje mięli słabość do różnorakich grantów, na dodatek prezydent usiłował zapobiec krytycznym publikacjom w prasie, więc w ubiegłym roku musieli wynieść się z berlińskiego Zamku Bellevue. Poprzednik Wulffa, prezydent Horst Köhler sam ogłosił ustąpienie z urzędu. Powodem była jego wypowiedź na temat hipotetycznego zaangażowania Bundeswehry w obronie niemieckich interesów handlowych. Jak wyjaśniał, został źle odczytany, gdyż niesłusznie imputowano mu to, czego nie myślał i nie akceptuje, jednak urząd prezydenta powinien cieszyć się niezbędnym szacunkiem, dlatego postanowił odejść. Nie zmienił swej decyzji mimo nalegań kanclerz Angeli Merkel. Oliver Wittke był ministrem komunikacji w rządzie Nadrenii Północnej-Westfalii. Stracił stanowisko, ponieważ „okazał się osobą niewiarygodną”; Wittke z urzędu wzywał kierowców do przestrzegania przepisów i do rozwagi, a sam gnał autem 109 km/h przez osiedle w Meschede, gdzie obowiązuje ograniczenie prędkości do 50 km/h. Uchwycił go fotoradar i za karę musiał zapłacić mandat, oddać prawo jazdy oraz gabinet w ministerstwie. Były szef resortu gospodarki Jürgen Möllemann stracił rządową posadę za zasugerowanie firmy szwagra jako ewentualnego producenta żetonów do wózków w supersamach. Minister obrony Gerhard Stoltenberg przepadł z powodu zatajonej, lecz ujawnionej przez telewizję wysyłce czołgów dla Turcji. Szef MSW Rudolf Seiters musiał opróżnić biurko za nieudolną akcję jednostki specjalnej; w pułapce zastawionej na dworcu zginął terrorysta i jeden z komandosów. Premier Szlezwika-Holsztynu i niedoszły kanclerz Björn Engholm wycofał się, gdy dowiedziono, że o mającej go zdyskredytować prowokacji przygotowywanej przez przeciwników politycznych wiedział o dwa dni wcześniej, niż powiedział…

Podobnych przykładów mógłbym przytoczyć wiele. Włącznie z takimi, jak przypadek premiera Dolnej Saksonii Gerharda Glogowskiego, który pożegnał się z urzędem, bo pozwolił ufundować sobie przez sponsorów piwo i kawę na jego weselu dla 160 gości, oraz przelot ze świeżo poślubioną żoną na spektakl „Aidy” w cieniu egipskich piramid. Glogowski uregulował rachunki, lecz za późno, bo dopiero wtedy, gdy postawiono mu te zarzuty.

Naszych polityków obowiązują inne standardy i inne zasady etyczno-moralne. Taki np. poseł Jacek Kurski pędził za konwojem CBA (notabene też łamiącym wszelkie przepisy), a gdy go zatrzymano machnął policjantom immunitetem i odjechał. Były już wicepremier Waldemar Pawlak wprzęgał w swe interesy najbliższą rodzinę i przyjaciół tak otwarcie, że prezydent Wulff to przy nim mały pikuś, ale włos mu z głowy nie spadł. Ba, nawet zyskał podziw, że swój chłop. Tygodnik „Wprost” wygrzebał, że senator Tomasz Misiak napisał w oświadczeniu majątkowym, iż dostał od mamusi milion złotych, inni zarzucali mu, jakoby łączył służbowe z prywatą, ale w raporcie Ministerstwa Skarbu Państwa stwierdzono, że wszystko odbyło się zgodnie z prawem, więc nie będę już drążył sprawy bliskiej mu firmy Work Service. I znów przykładami z naszych „Wilkowyj” mógłbym sypać jak z rękawa, ale akurat z innymi finałami, bo bez dobrowolnych czy wymuszonych dymisji. W przeciwieństwie do sąsiadów zza Odry, nasi politycy korzystają z immunitetu świętych krów. Więc, hulaj dusza, piekła nie ma!

Były poseł lewicy Bartosz Arłukowicz, najlepszy gitarzysta wśród pediatrów i najlepszy pediatra wśród gitarzystów, porzucił był swój ulubiony instrument i partię, aby pójść w ślady Matki Teresy: przejściowo przyszło mu zająć się dotkniętymi trądem ostracyzmu. Ale już nie w imieniu obrońców wyklętego ludu ziemi i tych, których dręczy głód, lecz platformersów. Dlaczego? Dlatego, że nie mógł dogadać się z Grzegorzem Napieralskim, co do realizacji swych ambicji, a Tusk dał mu posłuch, biurko służbową limuzynę. Już w pierwszym objawieniu u boku nowego przyjaciela-premiera Arłukowicz wyśpiewał, o co mu chodziło: o „uniemożliwienie Kaczyńskiemu powrotu do władzy”… Przejściowa rola Matki Teresy-Arłukowicza nazywała się:  pełnomocnik rządu do spraw wykluczonych. Posłanka Elżbieta Radziszewska, też lekarka, wówczas pełnomocniczka rządu do spraw równego traktowania, zachowała dyscyplinę partyjną i milczenie. Powodu do zgryzoty właściwie nie miała, w razie całkowitego wykluczenia Arłukowicz musiałby się nią zająć z urzędu. W nowym, powyborczym rozdaniu SLD-owski zdrajca dostał w nagrodę gabinet ministra zdrowia. Dziś zbiera zewsząd cięgi, że sobie nie radzi, że niekompetentny, przeciwnicy polityczni rzucają mu pod nogi różne wota nieufności, a na dodatek nazywają go „zderzakiem” Tuska.

No, tu muszę stanąć w obronie Arłukowicza: po pierwsze, zmienił lewicę na prawicę w duchu ekumenizmu. Janusz Palikot, choć w przeciwnym kierunku, też zmieniał. Po drugie, facet jest komunikatywny, czego dał dowód na wizji u boku „ministra” Jerzego Owsiaka, który zagroził, że więcej nie będzie kwestował dla służby zdrowia. Po trzecie i najważniejsze, co ma biedaczysko zrobić, skoro odziedziczył schedę po Ewie Kopacz, faworycie Tuska, więc nie do krytykowania, która jako minister, że zacytuję mego przyjaciela po piórze Staszka Janeckiego:

„Popełniała błąd za błędem, doprowadzała do chaosu i dezorganizacji służbę zdrowia, wywoływała strach pacjentów, pogarszała warunki leczenia, a mimo to spotkało ją wyróżnienie w postaci awansu na stanowisko marszałka Sejmu”.

Z tym zgodzić się nie mogę, bo Kopacz też odziedziczyła resort zdrowia po wielkim, lewicowym „reformatorze” Mariuszu Łapińskim. Ów kardiolog z wykształcenia skutecznie rozwalił raczkujący u nas system kas chorych, który tak znakomicie zdaje egzamin za Odrą, bo przecież nie będą nam Niemcy wzorem, i zgodnie z lewicową tradycją przywrócił centralne rozdzielnictwo i Narodowy Fundusz Zdrowia. Później premier Leszek Miller wywalił go z rządu za niesubordynacje, oraz z SLD w ogóle, niby za szamotaninę partyjnej młodzieżówki w jego, znaczy Łapińskiego, obecności z dziennikarzem „Newsweeka”. Poza tym były minister posądzał byłego premiera, dziś prezesa NBP Marka Belkę, że był komunistycznym agentem - ciekawe, skąd to wiedział, możne widział jakieś wewnątrzpartyjne papiery? W każdym razie, Miller jest łaskawy i od ubiegłego roku, w nagrodę za wybitne osiągnięcia Łapiński znów należy do SLD.

Jak podsumował w swym komentarzu Staszek Janecki:

Ewa Kopacz była złym ministrem zdrowia, wprowadzała złe rozwiązania, które wciąż mają negatywne skutki, należałoby ją więc z tego rozliczyć. Gabinet i funkcja marszałka Sejmu nie powinny być żadnym azylem i immunitetem.


W tym kontekście ja również, jak nasi sejmici podczas ostatniej debaty nad wotum nieufności dla rządu Tuska, jestem za, a nawet przeciw. Co więcej, uważam, że ani funkcja marszałka, ani cała scena polityczna nie powinna być dla nikogo azylem i immunitetem. Tylko, kto wtedy na niej by pozostał, kto byłby opozycją dla faszystów i stalinowskich zamordystów z Prawa i Sprawiedliwości, „człowieka z tabletu” Piotra Glińskiego, czy nie daj Boże premiera Jarosława Kaczyńskiego...?

Autor

Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych