Jest półtorej godziny do sejmowej debaty nad wnioskiem o konstruktywne votum nieufności dla rządu Donalda Tuska. Wiadomo już, że sam kandydat prof. Gliński nie będzie mógł w parlamencie zabrać głosu. Aby jeszcze raz uzasadnić tę swoją decyzję, przed kamerami pojawia się marszałek Ewa Kopacz.
I tłumaczy, że to żaden kłopot, iż profesor Gliński nie przemówi. Bo przecież miał przez wiele tygodni rozliczne okazje do prezentowania swojego programu.
Dech mi zaparło. Przyjmując logikę pani marszałek, w parlamencie nikt nie powinien mieć prawa występować, bo przecież miał rozliczne okazji aby mówić o tym samym, na przykład w mediach. Po co premierowi Tuskowi wystąpienia do posłów? Ma przecież konferencje prasowe.
Przed wojną był polityk ludowy Jakub Bojko, bardzo zresztą zasłużony, który po zamachu majowym przystąpił do obozu sanacji. Która też miała rozliczne zasługi, ale z demokracją była coraz bardziej na bakier.
W roku 1928 Jakub Bojko był marszałkiem seniorem nowego Sejmu. Kiedy jakiś poseł opozycji chciał zabrać głos, Bojko ofuknął go. – Potem będziecie mogli sobie gadać rok i sześć niedziel, ale teraz nie – oznajmił. Powtórzmy, sanacja miała z demokracją kłopot.
Perora marszałek Kopacz jest trochę w tym stylu. To nie jest rozumowanie otwartej obywatelskiej demokracji. Która z pewnością wpadłaby na pomysł umożliwienia profesorowi Glińskiemu pojawienia się przed Sejmem. Choćby w charakterze gościa. Bo co to za wniosek o konstruktywne votum nieufności, skoro kandydat nie może przedstawić swojego programu?
Ale przy tej okazji trzeba poruszyć jeszcze jeden temat. Kilka dni temu przeprowadzałem wywiad z prof. Antonim Kamińskim, znanym socjologiem, dawnym prezesem Transparency International, który pomaga Piotrowi Glińskiemu jako ekspert.
Spytałem o oświadczenie jakie profesor złożył na stronie internetowej Instytutu Studiów Politycznych PAN. Oto nasza wymiana zdań:
- Na stronie Instytutu Nauk Politycznych PAN, znalazłem Pana oświadczenie. Pisze Pan, że Pańska działalność w zespole ekspertów przy profesorze Glińskim „nie ma związku z moją pracą w ISP PAN, ani z moimi zajęciami w charakterze wykładowcy w Collegium Civitas”. To chyba oczywiste, po co pisać takie oświadczenia?
- Poproszono mnie o to. W latach 1984-1990 byłem dyrektorem Instytutu Socjologii na Uniwersytecie Warszawskim. I nie przyszło mi nigdy do głowy aby nakłaniać kogokolwiek do pisania jakichś oświadczeń. Owszem, kiedy sekretarz partii zgłosił się z pytaniem o zebrania grupy związkowej Szymona Jakubowicza i Henryka Wujca, poprosiłem tę grupę żeby spotkania zawiesiła. Bo zainteresowanie Służby Bezpieczeństwa mogło zagrozić Instytutowi, ale o żadnych oświadczeniach tego typu nie było mowy.
- To skąd w tej chwili taka gorliwość?
- Myślę, że z obawy aby nie narazić ISP na jakieś kłopoty. Kiedy Rafał Dutkiewicz wyraził kiedyś chęć rywalizowania z partią Donalda Tuska, natychmiast zaczął mieć, jako prezydent Wrocławia, problemy z pieniędzmi.
Nic dodać, nic ująć. Profesor nie chce najwyraźniej robić kłopotu swojemu Instytutowi, ale pokazuje delikatnie, co sądzi o takich praktykach.
Z kolei Instytut… Instytut zapewne kieruje się logiką czasów. Jeśli ma się na pokładzie profesora z mainstreamu, jego publiczna działalność może tylko przynieść korzyści. Ale jeśli znakomity naukowiec wejdzie we flirt choćby z zespołem ekspertów profesora Glińskiego, staje się kłopotem. Nie, krzywdy mu się nie robi. Ale co to szkodzi lekko się zdystansować, pokazać że to nie nasz rachunek…
Wszak oczy Wielkiego Brata, przepraszam Wielkiej Siostry Barbary Kudryckiej, obserwują cały czas polskie uczelnie i naukowe zakłady.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/152519-mozecie-sobie-gadac-rok-i-szesc-niedziel-dwie-uwagi-na-marginesie-sprawy-prof-piotra-glinskiego
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.