W gronie korespondentów zagranicznych dorwały się do sitek i kamer panie i panienki. I niechby. W końcu są ładniejsze. Ale niestety poziomek tego co słuchamy i oglądamy jest słabiutki.
Z takiej Anglii np. gdzie jest już 1,5 miliona Polaków dowiadujemy się głównie, gdzie przemieścił się ostatnio premier Cameron, albo że zakpiono z księżnej. Nędza korespondencji z Francji trwa od lat. Hiszpania, Grecja – prawie w ogniu – a u nas tylko zdjęcia z protestów i rzucania kamieniami. Z tego co o Niemcach, mogę tylko słuchać z zaciekawieniem redaktora Bogatko. Inne kraje – też cisza głucha; albo spóźnione newsy, które przeleciały przez agencje już kilka godzin wcześniej.
PAP sprywatyzowano, CAF nie istnieje. Oligarchowie nie porwali się na to, by założyć serwisowe agencje. Solorz i Walter nie mają worów pieniędzy bez dna. Zadłużać bezkarnie – jak dotąd – może się tylko „WORONICZA”, choć tam kupka do wydania jest spora.
A więc bryndza. Przy dzisiejszej technice – zdawałoby się – że to proste: wybrać, namówić, zapłacić i uruchomić facetów (i oczywiście facetki) w różnych przedstawicielstwach Polski, których pełno po świecie. Są wśród nich ludzie mądrzy, świetnie wykształceni, odważni, szybko uczący się. Wielu z nich przejawia ciągoty dziennikarskie. Kto to zrobi zgarnie szmal. Może Wildstein – Sakiewicz?
I nie chodzi o to by „nowi” klepali jeszcze raz te same informacje co wszyscy. Chodzi o to, by wybrać takich dziennikarzy – albo kandydatów na dziennikarzy, którzy znając obcy nam kraj sami go rozumieli i żeby potrafili coś o tym, co tam się dzieje ciekawego - ciekawie opowiedzieć. Nie mogą tego robić przypadkowe obywatelki, które są np. „przy mężu” i nudzą się albo wyjechawszy uprawiają niedzielną żurnalistykę. To nie wina tych pań – panienek. To brak kompetencji osób, które wybierają i decydują. Im się po prostu nie chce szukać odpowiednich ludzi. Tymczasem im świat jest coraz bardziej zły, brutalny i groźny – jest co prawda trudniej ale i ciekawiej. Tam, gdzie się krew leje albo leją po głowie powinni być wysyłani ludzie doświadczeni (czytaj starsi – bo ich w końcu mniej żal niż młodego tatusia, który pozostawia w kraju niezapłacone kredyty dopiero wzrastającej rodzinie).
Nie wszędzie zresztą trzeba wysyłać reporterów. Wystarczy poszukać chętnych do rozmowy na miejscu. Tak zresztą wiele telewizji robi. Są telefony. Nawet bardzo inteligentne.
W prywatnych mediach serwis informacyjny zapewniają dwie trzy osoby. Muszą jednak dobrze znać języki obce i radzić sobie z techniką. Tymczasem w wielu redakcjach zagranicznych mediów państwowych pracują tłumy. A i tak na koniec odbywa się selekcja materiałów, która często niweczy wysiłek młodych i ambitnych. Wydawca strażnik poprawności politycznej ma głęboko zakodowany czujnik bezpieczeństwa: co jest jeszcze (głównie dla niego) bezpieczne, a w którym momencie mógłby już mieć kłopoty. Jeśli będzie emitował sondę uliczną (wypowiedzi obywateli) co do naszej bytności wojskowej w Afganistanie – to głosy krytyczne nie zostaną włączone lub będą ograniczone. Jeśli mowa o bałtyckiej rurze - to bez szczegółów, bo pokazują indolencję rządu. Jeśli o budowie elektrowni atomowej w Królewcu – to bez odniesienia do wstrzymania rozbudowy elektrowni w Ostrołęce. Itd.
„Mysiej” już nie ma. Cenzor niestraszny. Urodził się natomiast tchórz, asekurant wewnętrzny w redakcji. Wiadomo – ma żonę i dzieci, a na dodatek kredyty. Redaguje więc po staremu, bezpiecznie. Tak samo jak przemawiają do nas „ panienki z okienka”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/152495-panienki-z-okienka-mysiej-juz-nie-ma-cenzor-niestraszny-urodzil-sie-natomiast-tchorz-asekurant-wewnetrzny-w-redakcji
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.