Szef polskiego rządu odwiedził Niemcy. Okazją były targi technologii informatycznych CEBIT w Hanowerze, na których prezentuje swoje dokonania ponad 200 polskich wystawców.
Rząd Donalda Tuska ma tyle wspólnego z burzliwym rozwojem informatyki i nowoczesnych technologii w Polsce, co np. Stefan Niesiołowski z kulturą i szacunkiem dla kobiet. Warto przypomnieć, że w tym roku wzrost nakładów na naukę nawet nie przekroczy rocznego wskaźnika inflacji. Zaś właściciele firm informatycznych bezsilnie zaciskają pięści patrząc jak rosną ich podatki i inne obciążenia. To nie Tusk i jego grupa trzymająca władzę zrobiła boom informatyczny w naszym kraju, dokonali tego inteligentni ludzie, mimo kłód rzucanym im pod nogi. No, ale obecny szef rządu posiada umiejętność podczepiania się pod nieswoje sukcesy.
Pół biedy jeśli Tusk pojedzie sobie do przyjaciół Niemców i ci go poklepią po plechach przed kamerą. Można w takim przypadku wyłączyć „zaprzyjaźnioną telewizję” i mdłości powinny szybko minąć. Jednak ten nagły przypływ uczuć do polskich informatyków może wiązać się z tym, że Niemcom bardzo potrzeba młodych, dobrze wykształconych, prężnych fachowców z tej dziedziny. Gospodarka niemiecka może ich wchłonąć wielką liczbę, a polskie uczelnie opuszcza rocznie 40 tysięcy programistów komputerowych. W przeliczeniu na jednego mieszkańca bijemy Niemców na głowę.
Naszym sąsiadom nie wypaliła akcja z początku XXI wieku ściągnięcia do siebie informatyków z Indii, czy innych krajów azjatyckich. Przyjechało ich kilka tysięcy, ale wielu z nich już wyjechało. Powód to przede wszystkim zbyt duże różnice kulturowe. Hindusom łatwiej zaaklimatyzować się np. w Wielkiej Brytanii, (z którą należą do British Commonwealth - Wspólnoty Brytyjskiej) gdzie mieszka już wielu ich ziomków i najczęściej dobrze znają język angielski. Z tego ostatniego powodu chętniej też wybierają Stany Zjednoczone.
Jeśli Niemcy zaprosili polskich wystawców informatycznych, aby nawiązać z nimi kontakty handlowe, bo doceniają ich, to wszystko jest w porządku. Skorzystać na tym mogą oba kraje. Ale być może Niemcom chodzić o ściągnięcie do siebie „młodych mózgów”. W ubiegłym roku weszło w Niemczech prawo o szybkim uznawaniu dyplomów ukończenia szkół przez tych migrantów, którzy są niezbędni dla niemieckiej gospodarki. Jednak fala spodziewanych absolwentów wydziałów informatycznych czy szerzej – inżynierskich, nie napłynęła, zwłaszcza z Polski, na co bardzo liczyli nasi zachodni sąsiedzi.
Trzeba uważnie przyglądać się, czy nie powstaną utrudnienia, np. fiskalne, w zatrudnianiu młodych informatyków, zaraz po studiach przez firmy polskie i czy nie otworzy się jednocześnie szerzej niemiecka furtka na falę dobrze wykształconych bezrobotnych z Polski.
Polskość to normalność i trzeba ją chronić przed pomysłami obecnego szefa rządu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/152479-niemcy-potrzebuja-dobrze-wyksztalconych-informatykow-nie-maja-ich-ale-oni-sa-w-polsce-ktora-rzadzi-donald-tusk