Biegli przebadali już laboratoryjnie pierwsze próbki pobrane na jesieni z wraku TU-154M. „Analizy wykazały obecność TNT”. To informacje podane przez „Gazetę Polską”, które jutro ukażą się w druku.
„Biegli prowadzący badania laboratoryjne próbek, zabezpieczonych w Smoleńsku na przełomie września i października 2012 r., na obecnym etapie nie stwierdzili śladów materiałów wybuchowych.” To komunikat prokuratury.
Sprawa wydaje się zerojedynkowa. Tylko jedna ze stron może pisać prawdę.
Jaką wartość mają dementi prokuratury, przekonaliśmy się na jesieni, gdy śledczy w stopniu pułkowników Zbigniew Rzepa i Ireneusz Szeląg najpierw zarzekali się na wszystkie świętości, że żadnego trotylu żadne detektory w żadnym Smoleńsku nie wykryły, po czym ich przełożony – też pułkownik - Jerzy Artymiak w Sejmie przyznał, że napis TNT jednak się wyświetlił.
Konsekwencją ich pierwotnego zaprzeczania było wyrzucenie kilku dziennikarzy z „Rzeczpospolitej”, a później zabicie całego „Uważam Rze”, ale nie ma tego złego, co by ekipie rządzącej i śledzącej na jeszcze gorsze nie wyszło – dziennikarze szybko się pozbierali i dziś mogą Państwo czytać m.in. tygodnik „wSieci”. Ale to na marginesie.
Clou dzisiejszej sprawy trotylowej jest ustalenie, co dzieje się w policyjnym Centralnym Laboratorium Kryminalistycznym. I tu pałeczka jest po stronie „Gazety Polskiej”.
Nie oczekuję oczywiście ujawniania informatorów, bo to ani mądre ani możliwe. Ale mam wrażenie, że redakcja powinna pójść krok dalej. Zakładam, że jeśli decyduje się na podanie takiego newsa na okładce, ma w zanadrzu coś więcej ponad krótką informację opartą na anonimowym źródle.
Chodzi o to, by opinia publiczna mogła wiedzieć, a nie tylko wierzyć jednej bądź drugiej stronie.
Stwierdzenie obecności materiałów wybuchowych na wraku tupolewa może być największym przełomem w dochodzeniu do prawdy o katastrofie smoleńskiej. Doniesienia w tej sprawie muszą więc być jak najbardziej jednoznaczne.
Nie jest dobry scenariusz, w którym mamy sensacyjną publikację, zdementowaną później przez prokuraturę, następnie dementi jest podważane przez stronę dementującą, za jakiś czas pojawia się kolejny artykuł, znów jest dementowany, by po kilku tygodniach okazało się, że coś jednak może być na rzeczy.
Przeciętny człowiek – zwłaszcza w naszej zamulonej rzeczywistości medialnej – może się w tym wszystkim zgubić, a przełomowy news spowszednieć, co daje łatwość wyszydzania go przez tych, którzy prawdę o katastrofie "znali" już 10 kwietnia.
Z niecierpliwością czekam zatem na kolejne artykuły „Gazety Polskiej” i „Gazety Polskiej Codziennie” dotyczące badań w CLK.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/152392-gazeta-polska-vs-prokuratura-co-z-tym-trotylem-czy-sledczy-znow-wycofaja-sie-ze-swojego-dementi
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.