„Gazeta Polska”: badania laboratoryjne próbek z TU-154M wykazały trotyl. Jak teraz zaprzeczy wojskowa prokuratura?

Jak dowiedziała się „Gazeta Polska”, pierwsze próbki z wraku Tu-154, na których polscy biegli wykryli w Smoleńsku ślady trotylu (TNT), zostały już przebadane laboratoryjnie. Analizy wykazały obecność TNT.

Według rozmówców tygodnika, to kolejne potwierdzenie, że na wraku tupolewa były materiały wybuchowe.

Jeśli ta informacja się potwierdzi, a wiele wskazuje na to, że tak właśnie będzie, prokuraturze trudno będzie zaprzeczać faktom, jak próbowali to robić na jesieni ubiegłego roku. Wówczas, po publikacji Cezarego Gmyza w "Rzeczpospolitej" o znalezienie trotylu na wraku tupolewa przez polskich biegłych badających szczątki samolotu specjalnymi detektorami, śledczy twierdzili, że alarmy urządzeń nic jeszcze nie oznaczają. Zaprzeczali, by były powody do mówienia o odnalezieniu TNT.

Po kilku tygodniach w czasie posiedzenia sejmowej komisji naczelny prokurator wojskowy przyznał, że detektory wskazały właśnie trotyl.

CZYTAJ WIĘCEJ: Kłamali tak bezczelnie? NPW: "Niektóre z detektorów użytych w Smoleńsku wykazały na czytnikach cząsteczki trotylu (TNT)"

Jan Bokszczanin, producent jednego z urządzeń używanych w Smoleńsku, jednoznacznie stwierdził, że jeśli pokazało ono trotyl, to znaczy, że on tam był.

CZYTAJ WIĘCEJ:

Producent detektorów używanych w Smoleńsku rozwiewa wątpliwości: jeśli urządzenie MO2M i inne wykazały obecność trotylu, to trotyl tam był

CZTERY PYTANIA do Jana Bokszczanina. "Na miejscu wybuchu mogą pozostać ślady trotylu. Twarde stwierdzenie Laska nie jest uprawnione"

Okazało się też, że obecność trotylu wykazały wstępne badania fragmentu pasa oraz ubrania swojej kuzynki, śp,. Ewy Bąkowskiej, które w czasie identyfikacji w Moskwie pobrał Stanisław Zagrodzki. Analizy przeprowadzono w USA.

CZYTAJ WIĘCEJ: UJAWNIAMY! Jedna z rodzin na własną rękę zleciła badania w USA. Wykazały obecność trotylu na elemencie z wyposażenia TU-154M

"Gazeta Polska" przypomina, że na oficjalne potwierdzenie wyników przyjdzie jeszcze poczekać:

Specjaliści muszą przebadać całość materiału pobranego do badań laboratoryjnych. Prowadzone są one w Centralnym Laboratorium Kryminalistycznym Policji w Warszawie, do którego na początku grudnia ubiegłego roku trafiły próbki pobrane w Smoleńsku – w sumie 250, m.in. gleba z miejsca katastrofy i fragmenty Tu-154M.

Badania laboratoryjne trwają łącznie 4 do 6 miesięcy, licząc w tym 2 do 3 miesięcy przygotowań pomieszczenia do badań, tzw. clean-roomu, i w tym przypadku ok. 3 miesiące na analizy samych próbek. Jak wiadomo, próbek jest ok. 1500. Przyjmując 15 minut na zbadanie każdej – bo sądzę, że tyle czasu będzie to wymagało – daje to właśnie okres 3 miesięcy

– mówi informator tygodnika.

Jak podaje "GP", przygotowania do badań musiały trwać aż 2-3 miesiące, bo konieczna była wymiana aparatury.

Więcej jutro w "Gazecie Polskiej".

Specjalny komunikat śledczych zaprzecza doniesieniom tygodnika:

Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie dementuje informację, podaną dzisiaj przez jeden z portali internetowych, jakoby analizy badań laboratoryjnych biegłych z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji „wykazały obecność TNT”.

Biegli prowadzący badania laboratoryjne próbek, zabezpieczonych w Smoleńsku na przełomie września i października 2012 r., na obecnym etapie nie stwierdzili śladów materiałów wybuchowych.

Rzecznik prasowy NPW
płk Zbigniew Rzepa

Ale, jak pisaliśmy wyżej, dementi prokuratury ws. trotylu bywa tylko chwilowe. W dodatku śledczy zwykle twierdzą, że nie są w stanie przekazać jakichkolwiek informacji dotyczących zamawianych ekspertyz dopóki nie otrzymają ich pełnych wyników. Tym razem mamy wyjątek?

gas, niezalezna.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych