Kiedy Josef Ratzinger zostawał Benedyktem XVI, byłem tym wyborem raczej zawiedziony, niż ucieszony. Wydawało mi się, że „pancerny kardynał” jak go nazywano, jest osobowością raczej autorytarną, że jest człowiekiem zamkniętym na argumenty, w sumie dość pysznym i przekonanym o swojej racji. Taki miałem jego obraz, bo taki obraz lansowały media.
Teraz, po 8 latach, mam inny obraz jego osoby. Nie wiem, może Josef Ratzinegr zmienił się pod wpływem ciężaru, jaki przyszło mu dźwigać, a może zawsze taki był: skromny, skupiony na tym, co robi. W każdym razie, o ile obawiałem się tego, jakim on będzie papieżem, moje obawy okazały się płonne.
W chwili, kiedy Benedykt XVI odchodzi, mam wrażenie, że wykonał wielką pracę i mam nadzieję, że ta praca zostanie mu zapamiętana. Mówi się, że niezbyt sobie radził z rządzeniem Kościołem (nie panując nad Kurią Rzymską) – być może. Ale funkcja następcy św. Piotra nie polega tylko na tym, składa się na nią także głoszenie przesłania chrześcijańskiego (doktryna wiary) oraz duszpasterstwo (pielgrzymki, spotkania ze różnymi środowiskami, także nie-katolickimi). Polega ona również na wymaganiu od Kościoła przestrzegania standardów, które sam głosi. Wydaje mi, że pod tym względem Benedykt nie zawiódł. Przeciwnie, pokazał drogę swojemu następcy. Pytanie, czy ten zechce i czy będzie miał dość charakteru, żeby iść tą drogą.
Co się tyczy doktryny, Benedykt pokazał „światu”, że nie wszystkie jego roszczenia wobec Kościoła są uprawnione. Że nie może być tak, że Kościół ulegając moralnemu szantażowi, przyjmie każdy postulat „świata”. Niektórych z jego postulatów Kościół nie przyjmie i przyjąć nie może, o ile chce pozostać sobą – mówił Benedykt.
Co się tyczy duszpasterstwa, Benedykt działał z pewnością z mniejszym rozmachem niż Jan Paweł II, ale nikt nie udowodnił, że każdy papież po Janie Pawle II musi koniecznie utrzymywać jego styl. To jest kwestia osobowościowa. Karol Wojtyła miał łatwość występów – by tak rzec – na estradzie wobec wielkich tłumów, Josef Ratzinger jej nie miał. Dlatego dobrze się stało, że nie usiłował naśladować w tym swojego poprzednika. W tym, co robił w tym zakresie, był autentyczny, a to jest najważniejsze. W swoich wystąpieniach publicznych nie lękał się prawdy i konfrontacji z innymi poglądami w imię prawdy. Moim zdaniem, Papież miał rację, gdy w Ratyzbonie wskazał na wojowniczą postawę islamu w ciągu wieków. Większość mediów, dbając, jak zawsze, o polityczna poprawność, zakrzyczała go, ale to w niczym nie zmienia istoty rzeczy. Cywilizacja zachodnia ma dziś gigantyczny problem z islamem. Udawanie, że liczne grupy terrorystyczne (Al Kaida, Hezbollah), a nawet niektóre państwa (Iran) nie są inspirowane islamem, to chowanie głowy w piasek. Przywódcy polityczni Zachodu dobrze by zrobili, ucząc się od Benedykta mowy, która nazywa rzeczywiste problemy, zamiast je rozmywać.
W końcu, co się tyczy przestrzegania przez Kościół standardów, które on sam głosi, to był pierwszy papież, który postawił sprawę nadużyć seksualnych w Kościele na ostrzu noża. A jest to sprawa kluczowa. Bez wyplenienia tej zarazy rozpalonym żelazem Kościół nie odzyska wiarygodności. W tym sensie jest to warunek sine qua non w ogóle powodzenia misji Kościoła.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/152213-benedykt-xvi-papiez-skupiony-na-tym-co-najwazniejsze
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.