Ustawa o lobbingu wywołała duży bałagan i pole do popisu dla szemranych działań. A może o to właśnie chodziło?

youtube.pl
youtube.pl

W ubiegłym roku zawodowi lobbyści uczestniczyli w 39 posiedzeniach komisji, a tymczasem takich komisji odbyło się prawie półtora tysiąca. Czy lobbiści w Polsce nie interesują się stanowieniem prawa, albo to prawo jest tak perfekcyjne? Nie. Lobbiści bowiem ze względu na źle skonstruowane przepisy wolą wpływać na tworzenie prawa pod innymi nazwami, np. ekspertów, a nawet... dziennikarzy.

Jak pisze „Rzeczpospolita” w 2012 r. z władzami Sejm skontaktowały się dwie firmy lobbingowe. Jednak jak obliczają eksperci – w państwie takim jak Polska – lobbystów musi działać przynajmniej kilka tysięcy. To, że nie występują pod tą nazwą, jest efektem nie tylko serii afer, gdzie padało słowo „lobbing” i wówczas nabrało fatalnych skojarzeń.

Lobbyści to nie są przestępcy z workami pieniędzy, tylko ludzie, którzy znają się na procedurach i mogą przedstawić dokumenty pełne twardej argumentacji. Lobbing jest potrzebny, by informacja ważna z punktu widzenia interesu jakiejś grupy dotarła w odpowiednim momencie do decydenta. Jeśli tak się nie stanie, podejmie on decyzję na podstawie zniekształconych informacji, do których dotrze dzięki sąsiadom z bloku albo kolegów przy piwie

– mówi „Rz” Witold Michałek, z firmy Unilob, współzałożyciel Stowarzyszenia Profesjonalnych Lobbystów w Polsce i ekspert Business Centre Club.

Prawdziwym powodem ukrywania się lobbystów za parawanem innych określeń jest źle skonstruowane prawo o lobbingu. Np. zabrania ono przebywania lobbystów na posiedzeniach podkomisji, gdzie zapadają najważniejsze decyzje na poziomie kształtowania się nowego prawa. Za to na podkomisje mogę bez problemu przychodzić eksperci i dziennikarze, a więc lobbiści są zmuszani do bycia ekspertami lub przedstawicielami mediów, jak to niedawno zrobiła jedna z firm lobbingowych zajmujących się przemysłem zbrojeniowym, która założyła portal internetowy.

Innym przepisem działającym na szkodę przejrzystości lobbowania w polskim Parlamencie jest konieczność tworzenia notatek dla władz Sejmu przez posłów spotykających się z lobbystami. Takiej notatki nie muszą pisać spotykający się z ekspertami.

Zawodowi lobbyści są po prostu dyskryminowani. Mają gorszą sytuację w porównaniu z tymi, którzy też lobbują, ale oficjalnie tego nie przyznają

– tłumaczy Michałek.

Co prawda zgodnie z prawem można takiego lobbystę ukrywającego się za parawanem np. legitymacji dziennikarskiej ukarać, jednak od czasu powstania Ustawy o lobbingu w lipcu 2005 r. nie ukarano jeszcze nikogo.

Tak więc te przepisy mające uporządkować lobbing, tak naprawdę pomogły stworzyć groźną dla sfery tworzenia prawa „ciemną strefę”, w której działają mniej lub bardziej podejrzane osoby.

Slaw/ Rzeczpospolita

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych