Killerzy powagi. Jak "Gazeta Wyborcza" z "w Sieci" walczyła

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Teksty Maziarskiego i Andermana to kolejny atak "GW" na tygodnik "w Sieci"
Teksty Maziarskiego i Andermana to kolejny atak "GW" na tygodnik "w Sieci"

 

Imperium z Czerskiej posłało na front walki z tygodnikiem "w Sieci" - w bój o zakaz żartów z pana premiera - swoich, jeśli nie najlepszych, to na pewno najśmieszniejszych specjalistów od mokrej roboty. Było już na świecie wiele takich komedii, ale żeby w Polsce podobny duet? Gdyby nie bariera wieku, Wojciech Maziarski i Janusz Anderman powinni reprezentować „Wyborczą” w pisaniu synchronicznym na igrzyskach olimpijskich w Soczi. Zresztą kto wie, może lepiej nie wywoływać wilka z lasu, bo pojadą, zdobędą jakiś medal, a potem będą się upierać, że to za krzewienie wolności słowa? Na Wyborcza.pl Maziarski chwali pana premiera, a Anderman dla odmiany atakuje tych, co z pana premiera drwią.

W PRL- u szczególnie modne na komisariatach były inscenizacje polityczno-artystyczne realizowane pod hasłem „Dobry esbek i zły esbek”. III RP wprowadza nową modę: dwóch złych publicystów kontra ich fantomy, wyobrażenia i urojenia. Złych, bo złość piękności szkodzi, a pięknie się nam tygodnik „w Sieci” rozwija. A dwóch, bo jeżeli kochać pana premiera, to nie indywidualnie, jak się zakochać, to tylko we dwóch, czy platonicznie pragniesz go czy już sypialnie, niech w uczuciu tym dobry wesprze cię druh...

 

A zatem druh Maziarski donosi, a każde jego słowo, jako żywo, przywodzi na myśl znakomite dokumenty Andrzeja Fidyka o Korei Północnej.

„Ponad 20 lat po upadku komunizmu i likwidacji Głównego Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk rozzuchwalona smarkateria spod znaku ONR i Młodzieży Wszechpolskiej wprowadziła nam cenzurę i określiła, kto i jakie tematy może poruszać w debatach na polskich uczelniach. Przestrzegania zakazu pilnują zamaskowane bandy, które ostatnio zaszczyciły swą uwagą wykład Magdaleny Środy w Warszawie i Adama Michnika w Radomiu. To wystarczyło, by odwołać spotkanie z Robertem Biedroniem na Uniwersytecie Gdańskim”.

To ostatnie zdanie śmiało można zapisać po północnokoreańsku: „Przestrzegania zakazu pilnują zamaskowane bandy, które ostatnio zaszczyciły swą uwagą wykład Kim Dzwonk Pil w Phenianie i Kim Dzunk Srank w Kwang Kuo. To wystarczyło, by odwołać spotkanie z Kim Bank Pup na Uniwersytecie w Jong Hung.”.

Dalej Maziarski sadzi, wciąż północnokoreańskim:

„Narodowe osiłki dziś jeszcze nie leją, ale jak stwierdził Kim Dong Tunk (w oryginale: Donald Tusk, przyp: KF), "jeśli nie będziemy reagowali w sposób jednoznaczny, to za miesiąc czy pół roku nie tylko będą ryczeć, ale będą bić. To, co się stało, wymaga szczególnej etycznej mobilizacji. Święte słowa, panie premierze, ale sugerowałbym, by nie ograniczać się tylko do etycznej mobilizacji. Przydałaby się też operacyjna mobilizacja odpowiednich służb – pisze Kim Dzong Maziar.

I szybko znajduje winnego rozrób na uczelniach. To Jacek Karnowski, redaktor naczelny „w Sieci” oraz portalu wPolityce.pl, które to media nasz bohater nazywa „szczujnią”. Po koreańsku to chyba brzmi podobnie, bo świetnie leży to słowo w ustach Maziarskiemu, co udowodnił już kilkakrotnie. Gdyby nie był najlepszym w Polsce konstruktorem modeli tupolewów rozciągniętych na krzyżu, albo gdyby edytor tekstów mógł poprawiać poziom kultury w jego manifestach mądrości etapu, odnalazłby się z pewnością jako dyspozytor armatek wodnych w którymś z białoruskich kurortów. A tak? Tak jest tylko, ale i aż połową duetu Maziarski-Anderman, który wysłany został na trudny, i jak widać niewdzięczny odcinek spacyfikowania tego, co pozostało ze starego, dobrego „Uważam Rze”, czyli tygodnika „w Sieci”.

 

Maziarski nie próbuje być zabawny. To rola Janusza Andermana, który, jako się rzekło, broni prezesa Rady Ministrów przed bezpardonowym atakiem żartów ze strony dwóch autorów komiksów, podpisanych, o zgrozo, własnym imieniem i nazwiskiem (choć Anderman, zapewne w obawie przed prześladowaniami Maziarskiego ostatecznie nie ujawnia ich do końca, co wspaniale świadczy o jego klasie).

„Dlaczego wszyscy bezbrzeżnie podziwiamy nowy tygodnik "W Sieci"? Powodów jest tak wiele, że nie sposób ich nawet wymienić – przymila się Anderman. - (...) Ci doświadczeni młodzieńcy za możliwość pisania prawdy są gotowi oddać nawet życie” – pisze Anderman, choć w żadnym z numerów o tym nie informowaliśmy.

Wymowne jest, że w głowie mu się nie mieści, że za pisanie prawdy można oddać cokolwiek. Jest i druga opcja – Anderman czerpie pełnymi garściami z dorobku innego człowieka honoru „Gazety Wyborczej”, Czesława Kiszczaka i próbuje dać nam delikatnie do zrozumienia: uciekajta chłopy, bo łone idą ze wsi! Na to drugie wydaje się jednak być zbyt frywolny, więc obstawiam pierwsze. Chodzi po prostu o pojemność głowy i brak możliwości nazwania słowem tego, co się czuje, skutkujący ciosaniem własnych myśli dość tępą nawet jak Czerską siekierą.

„"W Sieci" imponuje od ostatniej strony. Fascynujący jest nawet rebus dla najmłodszych zamykający numer. Jest on arcytrudny, ale najmłodszy czytelnik dzięki lekturze całości na pewno rozpracuje go z dziecinną łatwością. Może nawet się pokusi o rozwiązanie pełnej pułapek krzyżówki dla dorosłych i zdoła rozszyfrować podobnie zawiłe hasła, jak: "warzywo na barszcz"”.

Dziwnym trafem akurat to hasło upatrzył sobie w krzyżówce Wielki Publicysta. Burak, panie kolego. Nie, to nie do pana, to tylko rozwiązanie zagadki, która przysporzyła Panu tyle złości. Podobnie jak równie trudny w odbiorze gatunek, jakim jest komiks, a cóż dopiero komiks trójobrazkowy.

„Komiks to wynik wytężonej pracy aż dwóch autorów – pisze wyraźnie zaskoczony Anderman, chociaż komiks prawie zawsze jest wynikiem pracy dwóch autorów, o czym zawiadamiam Andermana z przykrością, bo czuję, że chciałby i własną twórczość do tego gatunku przypisać. Marne szanse. To, że coś jest komiksowe, nie oznacza od razu, że jest komiksem. Tak jak gazeta nie musi być gazetą, dziennikarskie śledztwo dziennikarskim śledztwem, a pisarz pisarzem. Co widać najlepiej, gdy Anderman swym ciętym piórem próbuje opisać zawartość trzech obrazków.

„Efekt jest olśniewający, bo twórcy lekką ręką obnażają zło premiera Tuska, który obłudnie się chwali, że wywalczył dla Polski prawie 106 miliardów unijnych euro. Artyści ujawniają, że premier zdążył już przeputać 15 miliardów, robiąc kolosalny przekręt na stacji benzynowej. Za tę wygórowaną sumę zakupił on aż dziesięć hot dogów i jeszcze się cieszy, że zostało mu "90 miliardów na te pyszności". Ten jeden komiks wystarczy, by obnażyć przerażającą naturę wyniszczających kraj rządów PO” – drwi połowa zabójczego duetu z ulicy Czerskiej.

 

Absolutnie pełna zgoda – jeden komiks nie wystarczy. Podobnie jak jeden artykuł Janusza Andermana nie wystarczy, by nazwać go pluszakiem premiera. Autor kończy swoje wyrazy najwyższego oburzenia wobec tygodnika „w Sieci” frapującą wstawką o ampułkach gwałtu, które ktoś miałby wstrzyknąć Januszowi Rewińskiemu, ale ten wątek gwałtownie urywa. Jakby się jednak w ostatniej chwili przestraszył swej niekłamanej i bijącej z każdego słowa o panu premierze osobistej niepokorności, z której tak znani są mistrzowie ciętej riposty i urodzeni mordercy powagi spod znaku czerwonego prostokąta.

Już się cieszę na myśl o tym, że następnym razem Janusz Anderman przeczyta być może coś więcej niż komiks i krzyżówkę.



 

 

 

 



 

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych