wPolityce.pl: - Odświeżenie i odnowienie partii zapowiada Paweł Graś przed jutrzejszym posiedzeniem zarządu Platformy. Na czym ta świeżość może polegać? Spekuluje się o rozgrywkach personalnych – padają nazwiska potencjalnych ofiar – Jarosława Gowina, Grzegorza Schetyny.
Dr Bartłomiej Biskup, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego: - Trudno powiedzieć, co miał na myśli. W tej chwili Donald Tusk musi bowiem partię z powrotem spiąć i pokazać swoje silne przywództwo po ostatnich wydarzeniach. Platforma znów ma mieć oblicze jednowładztwa, a frakcje nie powinny istnieć w świadomości publicznej. PO musi zminimalizować wrażenie rozerwania konfliktami. To nie służy żadnemu ugrupowaniu.
Czy konsekwencje personalne, jakieś degradacje są komukolwiek na rękę, zwłaszcza Donaldowi Tuskowi? Przecież to szalenie ryzykowne, jeszcze przed półmetkiem kadencji?
To jest oczywiście nie na rękę nikomu – ani Gowinowi, ani Schetynie, ani Tuskowi. Ruchów, oznaczających de facto publiczne pranie brudów, nie należy się spodziewać. Okazałoby się bowiem wówczas, że w Platformie nie można dyskutować. Skoro ma to być partia od lewego do prawego skrzydła, wewnętrzna różnica zdań jest w niej czymś naturalnym. Zamiast publicznego napiętnowania kogokolwiek, można zatem oczekiwać załatwienia sprawy po cichu, ewentualnie małych przesunięć w strukturze.
Ale w takim razie – wobec pewnej oczywistej bezkarności – grupy Schetyny i Gowina mogą wyżej podnosić głowę, jeszcze bardziej wyraziście zaznaczać swoją odrębność.
Na razie wydaje się, że doszło do pewnego porozumienia oznaczającego kontynuowanie prac nad ustawą o związkach partnerskich. Dotychczas w Platformie było tak, że ten, kto zagrażał Tuskowi, był ścinany i teoretycznie można sobie taki scenariusz wyobrazić. Ale kto miałby paść ofiarą? Schetyna za jedno zdanie w „Wyborczej” czy Gowin za to, że część ludzi głosuje nad ustawą obyczajową inaczej niż większość partii? Wyrzucać kogoś za to? Trudno uwierzyć w tak radykalne posunięcia. Schetyna już został ukarany dawno temu i wydaje się, że w tej chwili siedzi przyczajony, Gowin niezbyt ostentacyjnie zaznacza swoją odrębność, a Tusk nie jest tak mocny, jak jeszcze np. przed rokiem. Musi więc obawiać się o utratę elektoratu. Partię eklektyczną trzeba lepić, a nie ucinać głowy.
Czyli to zeszłotygodniowe ultimatum na spotkaniu z częścią klubu, które postawił Donald Tusk platformerskim konserwatystom: „albo jedność poglądów, albo tworzycie własny byt polityczny”, było niewiele znaczącym pogrożeniem palcem? To mocna, ale jednak wyłącznie retoryczna zagrywka?
Nie do końca, bo grupa Gowina będzie się teraz zastanawiać, co zrobić. Jak procedować nad tą nieszczęsną ustawą o związkach partnerskich. Możliwości jest wiele – można ją trzymać w parlamencie kolejny rok albo i dwa. Premier będzie wówczas mówił: „pracujemy”, a konserwatywne skrzydło nie będzie miało okazji do zaznaczania zdania odmiennego od większości partii. Tusk musiał pogroził palcem, by jego pozycja nie była postponowana. Ale przecież nic się takiego nie stało, by dokonywać jakichś wykluczeń z partii. Nie było dyscypliny w głosowaniu, a jedynie różnica zdań. Dlatego teraz spodziewam się raczej wewnętrznych rozmów – trochę próśb, trochę gróźb.
Ale faktem jest, że Platforma trzeszczy. Czy nie jest to jakiś paradoks, że partię, która jednak dość gładko przeszła przez takie kryzysy jak afera hazardowa, stoczniowa czy katastrofa smoleńska, teraz trawi spór światopoglądowy?
Z tego punktu widzenia, oczywiście tak. Ale z drugiej strony prędzej czy później można się było spodziewać podobnej sytuacji. Gdy tworzy się szeroką partię, z lewicowymi liberałami i konserwatystami, musi dojść do jakiegoś napięcia. To się wiąże z samą konstrukcją Platformy Obywatelskiej. Dotychczas był to atut – jej członkowie podkreślali, jaka to wszech-partia, od lewa do prawa, mówili: „wszyscy są z nami” itd. Teraz staje się to przeszkodą. Akurat przy ustawie o związkach partnerskich, ale mogło się zdarzyć przy innej dotykającej spraw światopoglądowych, przy których nie powinno być dyscypliny przy głosowaniu. Ale rzeczywiście jest to pewien paradoks, że te dużo ważniejsze sprawy przemknęły bez strat dla partii. Bo powiedzmy sobie szczerze, że ustawa o związkach partnerskich w porównaniu z aferą hazardową czy katastrofą smoleńską jest jakąś kompletną błahostką.
not. znp
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/151966-konsekwencje-personalne-w-po-nie-sa-na-reke-nikomu-ani-schetynie-ani-gowinowi-ani-tuskowi-nasz-wywiad-z-dr-bartlomiejem-biskupem
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.