Krzyż Pański Benedykta XVI. Największej porażki Joseph Ratzinger doznał we własnej ojczyźnie

fot. PAP / EPA
fot. PAP / EPA

„To chyba żart karnawałowy…”, zareagował na wieść o ustąpieniu papieża koloński kardynał Joachim Meisner. Gdy okazało się, że to prawda, skwitował z niezrozumieniem: „Jestem zszokowany! Ten urząd ma ojcowski charakter, a ojcem jest się do końca życia”. Być może „jest się”, jednak dla większości rodaków Benedykt XVI ojcem nigdy nie był.

Na początku było zaskoczenie i wybuch ogólnonarodowej euforii: „My jesteśmy papieżem!”, zatytułował bulwarowy „Bild” swe doniesienie po konklawe z kwietnia 2005 r. Niemców rozpierała duma, że głową Kościoła katolickiego został ich rodak, kardynał Joseph Ratzinger. Ale okazjonalne uniesienie minęło rodakom następcy Jana Pawła II równie szybko, jak wybuchło. Dziś, po ogłoszeniu woli abdykacji przez Benedykta XVI, te same media rozprawiają o „ośmiu zmarnowanych latach” i „historii wyobcowania” niemieckiego papieża. „B16”, jak nazywają pontofexa maximusa jego krajanie, cieszy się nieporównanie większym posłuchem w Polsce, niż we własnym kraju.

Dlaczego? Powodów jest kilka. Po pierwsze, 82 mln społeczeństwo RFN dzieli się na trzy prawie równe grupy: katolików, ewangelików oraz innowierców i ateistów. Przynależność do kościoła rzymskokatolickiego deklaruje tylko 29 proc. Niemców. Po drugie, są to w większości katolicy „papierowi”, bowiem deklaracja wiary nie oznacza bynajmniej identyfikowania się z naukami kościoła i religijnego praktykowania; w coniedzielnych mszach uczestniczy niespełna 3 mln niemieckich katolików, głównie na południowym zachodzie Niemiec. We wschodnich landach dominują ateiści, którzy stanowią ponad 75 proc. mieszkańców tych regionów. Rekordowa pod tym względem jest Turyngia, gdzie aż 81,7 proc. obywateli nie utożsamia się z żadną konfesją.

Relacje Watykanu z Niemcami nigdy nie były proste, ani szczególnie serdeczne. Zanim jeszcze kardynał Ratzinger obrany został na następcę Jana Pawła II, w Niemczech nazywano go „betonowym teologiem”, „pancernym kardynałem”, „młotem bożym”, czy „psem łańcuchowym Watykanu”. Prefekt watykańskiej Kongregacji Nauki Wiary uchodził za „wstecznika” i „arcykonserwatystę” od - jak akcentowały niemieckie media - „polskiego papieża”, co implikowało stereotypową opinię „Pole-Kathole” - znaczy ślepo wierzący, katolicki dogmatyk. Gdy następcą Karola Wojtyły został Niemiec, wielu naiwnie sądziło, że zbliży swych rodaków do kościoła. Nic podobnego się nie stało, bo stać się nie mogło. Przed ostatnią wizytą Benedykta XVI w Berlinie i Erfurcie, mieście ojca reformacji Marcina Lutra, niemiecki episkopat musiał opracować specjalną strategię, by nie dopuścić do kompromitacji i przyciągnąć ludzi na spotkania z głową Kościoła.

Hasło: „My jesteśmy papieżem!” wyparły uwłaczające godności i niesmaczne dowcipy na temat „B16”. Już podczas pierwszego pobytu Jego Świętobliwości w Nadrenii (2005 r.), znany w Niemczech kabareciarz Ralf Schmitz szydził:

Punkt szczytowy Światowego Dnia Młodzieży w Kolonii: Benedykt i Joachim (dopisek mój: chodzi o metropolitę Meisnera) wożą się po Renie jak dwóch świeżopoślubionych pedziów. Jestem ostatnim, który ma coś przeciw homoseksualizmowi, ale nie z takimi kościanymi dziadkami...

W ustach Schmitza, Benedykt XVI był „fretką Pana, głupią jak rolka hostii”. Mogłoby się wydawać, że po tak niewybrednych żartach w Niemczech-Ratzingera wybuchnie skandal. Tymczasem publiczność zrywała boki ze śmiechu, a nieliczne protesty rzecznik tej imprezy pokazanej w telewizji publicznej WDR Winni Rau zwekslował: „Kabaret swoje prawa ma”… Podobnych przykładów mógłbym przytoczyć bez liku. Nie chodzi mi jednak o pławienie się w przejawach obrażania uczuć religijnych i braku respektu wobec głowy Kościoła, lecz o zilustrowanie zewnętrznych objawów wewnętrznych odczuć większości społeczeństwa RFN, dla którego konserwatywny Benedykt XVI nie jest żadnym autorytetem, co uzmysławia sondaż przeprowadzony w chwili jego powołania: 94 proc. Niemców oczekiwało od Watykanu zaakceptowania antykoncepcji, 81 proc. sprzeciwiało się odrzucaniu przez Kościół przerywania ciąży, 85 proc. postulowało zniesienie celibatu, a 84 proc. żądało święceń kapłańskimi dla kobiet (Forsa-Institut).

Dystans przeciętnych Niemców wobec Kościoła od tego czasu nie tylko się nie zmniejszył, lecz narasta; co roku występuje z niego około 0,3 proc. wiernych, a episkopat RFN musi kolejne, opuszczone świątynie wystawiać pod młotek, w których później aranżowane są muzea, knajpy, salony masażu, czy magazyny. Nawet w Marktl, rodzinnym mieście Ratzingera, gdzie tradycyjnie mówi się na powitanie „Szczęść Boże!”, jedyny dom boży odwiedzają głównie starcy.

Przez cały swój pontyfikat Benedykt XVI pojawiał się w niemieckich mediach rzadko, a jeśli już, to zazwyczaj w negatywnym kontekście. Do grona jego krytyków wpisała się nawet kanclerz Angela Merkel, która w 2009 r. potępiła rodaka ze Stolicy Apostolskiej za zdjęcie ekskomuniki nałożonej przez Jana Pawła II na członka Bractwa Świętego Piusa X, brytyjskiego biskupa Richarda Williamsona, który negował istnienie holokaustu. Jak twierdził ów hierarcha, „w Auschwitz nie zgięło 6 mln żydów, lecz jedynie 200-300 tys. i ani jeden z nich nie był zagazowany”. W chwili zrehabilitowania, przeciw Williamsonowi toczyło się w RFN postępowanie sądowe za powielanie tzw. kłamstwa oświęcimskiego. Bawarski dziennik „Süddeutsche Zeitung” oskarżył Benedykta XVI o wysłanie „haniebnego sygnału” i „sabotowanie dialogu chrześcijańsko-żydowskiego”, co de facto stało się powodem zamrożenia przez Centralną Radę Żydów w RFN dialogu z kościołem katolickim. Stolica Apostolska przyznała, że papież „nie był dobrze poinformowany o poglądach Williamsona”, lecz decyzji nie odwołano. Kardynał Meisner podsumował z ubolewaniem: „Także w Watykanie zdarzają się błędy”, ale przy okazji nie omieszkał zrugać rodaków za „ośmieszanie się w świecie z tym psioczeniem na papieża”.

Na Benedykta XVI „psioczyli” nierzadko nie tylko politycy, czy organizacje społeczne, lecz także sami kościelni hierarchowie, nawet z jego rodzinnych stron. Archidiecezja we Fryburgu, której ordynariuszem jest przewodniczący episkopatu, arcybiskup Robert Zollitsch, wydała oświadczenie teologów, w którym zwrócili uwagę na załamanie się dialogu ekumenicznego oraz pogłębianie się przepaści między kościołami rzymskokatolickim i reformacji. Pod tą odezwą podpisało się m.in. 31 czołowych teologów z Tybingi, gdzie Joseph Ratzinger był uniwersyteckim wykładowcą, i z fakultetu teologicznego w Monastyrze (Münster).

„Nie będę dłużej identyfikować się z tak antynowoczesnym, antypluralistycznym i totalitarnym duchem”, ogłosił wszem i wobec mieszkający w RFN teolog o międzynarodowej sławie Jean-Pierre Wils i na znak protestu wystąpił z Kościoła katolickiego. W percepcji przeciętnych Niemców, którzy od lat domagają się reform strukturalnych i liberalizacji tej instytucji, ich rodak na Piotrowym tronie nie mieści się w żadnym rankingu popularności. „Dlaczego Benedykt XVI rozczarował Niemców i katolików całej Europy?”, spytał niedawno w sugestywnym tytule stołeczny dziennik „Der Tagesspiegel” i sam sobie udzielił odpowiedzi: bo nauki Kościoła pod jego rządami były „oderwane od życiowej rzeczywistości wielu ludzi”. Gazeta wytknęła, że niemiecki papież nie przeprowadził żadnych postępowych reform”, a wręcz przeciwnie, usztywnił stanowisko Watykanu.

Choć teza o „rozczarowaniu katolików całej Europy” jest naciągana i dla wielu nie do przyjęcia, prawdą jest, że ortodoksyjna postawa Benedykta XVI nie podobała się nie tylko jego rodakom. W przeprowadzonym dwa lata temu sondażu przez instytut IFOP, ponad połowa Francuzów wysłałaby Benedykta XVI na emeryturę. Jego nieprzejednane stanowisko co do antykoncepcji i aborcji, czy jednopłciowych związków odrzuciło ponad 80 proc. francuskich respondentów. Gdy przed jedną z pielgrzymek do Afryki Benedykt XVI stwierdził, że kondomy nie pomagają w walce z AIDS, komentator gazety „Liberation” szydził: „Ażeby stwierdzić coś takiego o kontynencie, gdzie na tę chorobę umierają co roku miliony, trzeba mieć prezerwatywy na oczach”. Austriakom nie spodobało się natomiast nominowanie na sufragana Linzu ultrakonserwatywnego Gerharda Wagnera, który uznał młodzieżową lekturę o Harry`m Potter`rze za „dzieło szatana”, zaś morderczy huragan, który spustoszył Nowy Orlean - za „karę boską zesłaną na grzeszników tego niemoralnego miasta”. Pod społeczną presją Watykan wycofał się z nominowania Wagnera, lecz mleko zostało rozlane.

Przeciw niektórym decyzjom niemieckiego papieża protestowali pod murami Watykanu nawet Włosi, m.in. z powodu udzielenia audiencji austriackiemu nacjonaliście Jörgowi Haiderowi, czy przeciw długotrwałemu milczeniu Benedykta XVI w sprawie pedofilów w sutannach. Ten ostatni problem miał w RFN, gdzie w szkołach i internatach wykryto setki przypadków seksualnego wykorzystywania nieletnich, szczególny wydźwięk: początkowo Kościół zapowiedział drobiazgowe śledztwo, jednak kontrakt z powołaną w tym celu, niezależną komisją został przez episkopat zerwany.

We włoskiej prasie Joseph Ratzinger zyskał zgryźliwy pseudonim „papieża efektów specjalnych”. Jak pisał watykanista Andrea Tornielli, powodem „kiepskich notowań Niemca” było to, że „najpierw coś mówił, a później kuria rzymska pisała sprostowania, że go źle zrozumiano”. Z drugiej strony, publicysta dziennika „Il Giordano” wziął w obronę następcę Jana Pawła II i w książce pt. „Zarzuty, skandale, proroctwa i spiski przeciw Benedyktowi XVI” wytknął zachodniej prasie „stały i pełen uprzedzeń atak na papieża”. Co do tego Tornielli miał z pewnością rację, co nie zmienia faktu, że niektóre działania Benedykta XVI nawet przychylne mu media uznawały przynajmniej za „niezręczne” lub „niezbyt przemyślane”. Tak było np., gdy na Wielkanoc w 2008 r. udzielił z pompą chrztu byłemu muzułmaninowi, dziennikarzowi Magdiemu Allanowi… - wzburzenie w państwach islamskich było do przewidzenia. Podobnie, jak po wykładzie papieża w Ratyzbonie, gdy przytoczył cytat cesarza bizantyjskiego Manuela II: „Pokaż mi, co nowego przyniósł Mahomet, a wtedy ujrzysz tylko to, co złe i nieludzkie”, co spowodowało zamieszki uliczne i podpalenia kościołów przez muzułmanów. Rozgorzałe wówczas nastroje w świecie islamskim uspokoiło dopiero wyjaśnienia stolicy apostolskiej, że była to „niefortunna” wypowiedź ojca świętego.

Osłabienie autorytetu Benedykta XVI dostrzegł nawet komentator bliskiej Watykanowi telewizji publicznej RAI 3, który w lipcu 2009 r. ironizował kąśliwie, że „papieża słuchają tylko koty”. Było to nawiązanie do pogłosek o zwierzętach towarzyszących Benedyktowi XVI na urlopie w Les Comber, zilustrowane zdjęciami opustoszałego Placu św. Piotra podczas modlitwy papieża na Anioł Pański. Watykański rzecznik Federico Lombardi wystąpił do rodzimych dziennikarzy z bezprecedensowym apelem, żeby „wykazywali więcej szacunku dla Jego Świętobliwości i Kościoła”.

Jednak prym w postponowaniu papieża wiedli rodacy Josepha Ratzingera. Dziś można już powiedzieć, że Benedykt XVI, papież-obrońca chrześcijańskich wartości największej porażki doznał we własnej ojczyźnie. Jak kpił niedawno „Badische Zeitung”, „Od czasu Benedykta XVI ziemia jest znowu płaska”. Gdy kilka tygodni temu szpitale zarządzane przez Kościół odmówiły badań zgwałconej kobiecie, przez Niemcy przetoczyła się tak wielka fala oburzenia, „jakiej rzadko doświadczyłem przez wszystkie moje lata” - napisał w liście do wiernych kardynał Meisner. Jego zdaniem, w RFN „zapanowała antykatolicka fobia”, której przyczyn upatruje w „zdecydowanym stanowisku Kościoła wobec ochrony życia oraz małżeństwa i rodziny”. Nawiasem mówiąc, sam kardynał opowiedział się za dopuszczeniem przerywania ciąży u ofiar gwałtów, poprzez zastosowanie tzw. pigułki „po”.

Według arcybiskupa z Regensburga, od niedawna prefekta watykańskiej Kongregacji Nauki Wiary Gerharda Ludwiga Müllera, ataki na Kościół są „celową kampanią dyskredytacji” i „nabrały już dziś cech pogromu”. Na te słowa oburzyli się z kolei niemieccy politycy. Członek współrządzącej w RFN, bawarskiej Unii Chrześcijańsko-Społecznej (CSU), przewodniczący Centralnego Komitetu Niemieckich Katolików Alois Gluck poradził purpuratom, aby zamiast łajania zastanowili się lepiej, czemu Kościół traci wiernych. W łonie socjaldemokratów (SPD) zrodziła się grupa inicjatywna na rzecz ograniczenia kościelnych przywilejów, m.in. usunięcia z konstytucji odwołania do Boga, likwidacji transmisji nabożeństw, zastąpienia religii w szkołach nauczaniem etyki i zaprzestania finansowania kościołów z państwowej kasy. Niektóre z tych postulatów forsują też liberałowie z FDP oraz Zieloni i postkomunistyczna Lewica. Szef Katolickiej Agencji Informacyjnej (KNA) Ludwig Ring-Eifel zarzucił wręcz politykom „osobisty wkład” w postępującej laicyzacji niemieckiego społeczeństwa.

Zapewne z miłości do własnej ojczyzny Benedykt XVI starał się nie zabierać głosu w sprawach nurtujących niemiecki Kościół i z reguły ograniczał się do eufemizmów. Tę zasadę zastosował nawet podczas wystąpienia w berlińskim Bundestagu, gdy jedynie ogólnikowo ostrzegł przed tendencjami pozbawiania wpływu religii na życie społeczne i odcinania się cywilizacji zachodniej od korzeni kulturowych. Jak scharakteryzował, zachodnie społeczeństwa znalazły się „na równi pochyłej”. Papież napiętnował usuwanie chrześcijańskich symboli, topniejące poszanowanie dla świąt religijnych, a także tworzenie prawa wymuszającego na wiernych łamanie wyznawanych przez nich zasad etyczno-moralnych.

Niespodziewana abdykacja Benedykta XVI wywołała w Niemczech różnorakie spekulacje. Dobrowolne ustąpienie, czy ofiara spisku? - snują niemieckie media. Przy okazji przypomniane zostały różnorakie „skandale i afery” za dobiegającego końca pontyfikatu Ratzingera, np. wyniesienie poza Spiżową Bramę przez jego osobistego kamerdynera Paola Gabriele`go tajnych dokumentów oraz osobliwy finał tej sprawy: sprawca nie był sądzony za zdradę państwa watykańskiego, lecz za kradzież i został błyskawicznie ułaskawiony. Niemieccy komentatorzy dopatrują się w tym drugiego dna: czy i na ile poufne listy papieskie i pisma do użytku wewnętrznego mogły posłużyć do szantażowania najwyższych dostojników kościelnych. Przypomniano też konflikt Benedykta XVI z sekretarzem stanu Tarcisio Bertone`m, ponoć zawiązującym antypapieskie sitwy. Ratzinger był ponoć zdecydowany go odwołać, lecz ku zdziwieniu najbliższego otoczenia, napisał list, w którym pochwalił Bertone`go za pracę i zostawił na stanowisku. Przypominane są też słowa arcybiskupa Palermo, kardynała Paola Romea, który rok temu mówił o „morderczych walkach” między purpuratami i planach wyeliminowania papieża. Według różnych spekulacji, papież naraził się swym przeciwnikom również tym, że zatrudnił eksperta do spraw prania pieniędzy Rene`go Bruelharta, który ma wyjaśnić domniemane machlojki Banku Watykańskiego, oskarżanego nawet o powiązania z włoską mafią.

Nie wiem, co powodowało zarządcami kanału telewizji publicznej ARD, który już po ogłoszeniu abdykacji przez Benedykta XVI wyemitował talk-show pod tytułem: „W imię Boga - jak bezlitosny jest koncern o nazwie Kościół”. W dyskusji odsądzono od czci i wiary instytucje kościelne za dyskryminację i pomiatanie ich pracownikami. Szef frakcji Zielonych w Bundestagu, kochający inaczej Volker Beck dorzucił do zarzutów o „niedzisiejszość papieża” roszczenia środowisk homoseksualistów i podsumował: „To był pontyfikat straconych szans”. Osobliwe pożegnanie Benedykta XVI wymyślił też największy dziennik, bulwarowy „Bild”, który opublikował cykl tekstów o byłych papieżach: o orgiach za Spiżową Bramą, nieślubnych dzieciach, morderstwach, chciwości i wszelakiej degrengoladzie w Stolicy Apostolskiej od jej zarania. Ten sam „Bild”, który osiem lat temu obwieszczał dumnie: „My jesteśmy papieżem!”. Jak można się spodziewać, 28 lutego 2013 roku o godz. 20.00., w dniu, kiedy niemiecki papież zakończy swą posługę, w swej ojczyźnie znów przez chwilę będzie postacią numer jeden. Oczywiście każde uogólnienie jest krzywdzące, są za Odrą katolicy, dla których Benedykt XVI jest wielkim autorytetem, wielkim obrońcą wartości chrześcijańskich i litery wiary, niestety, w zdecydowanej mniejszości. Autobusów z pielgrzymami, wyjeżdżającymi głównie z Bawarii do Rzymu, aby pożegnać Ojca Świętego jest niewiele. „Papież jest zmęczony”, konstatuje „Die Welt”. To prawda. Pozostaje pytanie, na ile do tego zmęczenia przyczynili się ci jego rodacy, którym Madonna kojarzy się z muzyką pop, a dobry sługa Boży, to taki, który krąży między Kaplicą Sykstyńską a sex-shopem. I jeszcze jedno: czy i jakim zaskoczeniem dla Niemców oczekujących gruntownej przebudowy Kościoła będzie nazwisko, które wkrótce padnie w rytualnej formule „Habemus papam”…

Autor

Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych